wtorek, 20 grudnia 2016

Od Heavena CD Samael

Zmierzyłem ogiera krytycznym wzrokiem. Powierzanie takiej misji żółtodziobowi, który nie posiadał jeszcze dość zaufania, mogło zaważyć na losach stada. Kto wie? Ale nie przychodził mi do głowy żaden lepszy pomysł.
- Pochwalam. Ale masz być ostrożny i nie atakować, dopóki nikomu nie będzie działa się krzywda. Zrozumiałeś?-Samael kiwnął energicznie, zrzucił łbem i rzucił się w pogoń za mutantami, po chwili zwalniając i znikając nam z oczu. Upewniłem się, że teren jest czysty i dałem znak, że wracamy.
- Jak to?!-zdziwiła się samica beta. Przewróciłem oczami i odparłem spokojnie:
- Nic tu po nas.
- Przecież musimy coś z nimi zrobić.
- Tam może być ich 5, 10 albo 50. Nie będziemy ryzykować-powiedziałem z naciskiem ostatnie zdanie. Czarna wadera niechętnie ruszyła za mną. Przez moment zrobiło mi się jej żal. Straciła całą swoją rodzinę i została Betą po swojej zmarłej siostrze. Musiało to być dla niej ciężkie, ale odpowiadałem za całe stado-ona również.
~W jaskini narad~
- W kamiennych strażnikach?! Ośmieliły się zbliżyć do tego stopnia?-Duncanowi zadrżała warga.
- Trzeba je wytępić!-dodał Archer. Wszyscy zebrani nie byli w najlepszych nastrojach. Prawdę mówiąc, ta wczorajsza niepełna butelka nie mogła nam aż tak zaszkodzić...
- Posłałem już zwiadowcę by sprawdził, dokąd zdążają dwa z nich, nie wywołujmy paniki. Jeśli osiedliły się w tej pieczarze, wystarczy wykurzyć je i dobić...
- To one dobiją nas-przerwał mi Duncan. Ten basior zaczynał działać mi na nerwy.
- Mógłbyś wykrzesać odrobinę optymizmu?-zasugerowałem mu kąśliwie. Oczy wilka ciskały iskry gniewu. Widać było, że jest na granicy wytrzymałości.
- Jak mówiłem, wypędzimy je i po sprawie. Najlepiej jutro po naradzie.
- Do tego czasu wpełzną tu-znów odezwał się emerytowany samiec Beta. Teraz nie wytrzymałem. Wstałem nagle, a to samo uczynił Duncan. Podszedłem do niego tak blisko, że nasze nosy stykały się. Pokazałem mu wyraźnie zaostrzone pazury, na co on tylko zaśmiał się. Dałem mu mocno z liścia, a ona odpłacił się lewym sierpowym. Warknąłem, wbijając pazury w jego bark i zaczęła się walka. No i z narady zrobiła się bijatyka. Wokół nas wirowały różne postacie: Archer raz po raz dokładał nam ciosy, Ice chyba traciła głowę, a moja matka krzyczała:
- Przestańcie! Przestańcie!
Wtedy w progu pojawił się Samael. Wybałuszył na nas oczy i jakby ktoś wcisnął pauzę. Zszedłem z podrapanego i krwawiącego w kilku miejscach basiora. Ot, taka przyjacielska bijatyka...-przekazałem spojrzeniem ogierowi. Musiałem pokazać, kto tu rządzi-usprawiedliwiłem się w myślach.
- Mów, słuchamy.
<Samael? My tu nic nie robimy, tylko herbatkę popijamyXD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz