piątek, 9 grudnia 2016

Od Reyny - Quest 5


Jak zawsze wstałam o świcie. Ziewając i przeciągając się wyszłam z jaskini. Aby rozruszać ospałe kończyny przebiegłam truchtem pole na którym znajdowały się jaskinie. Kiedy łapy miałam w pełni rozruszane ruszyłam spacerkiem w stronę jeziora lśniących wód. Przy brzegu jeziora przystanęłam i wzięłam kilka łyków orzeźwiającej wody, a po krótkim namyśle wskoczyłam do niej. Zimna woda w pełni obudziła mój umysł. Podczas kilku minutowej kąpieli złapałam dwie ryby i ze smakiem je schrupałam. Po udanym śniadaniu wyszłam z wody i skierowałam się na zachód. Na zachód rozciągał się las rzadki liściasty. ,,Więcej łosi i danieli"- pomyślałam i aż ślinka pociekła mi na tę myśl. Przyśpieszyłam krok, gdy zobaczyłam wejście do lasu. Po przekroczeniu granicy lasu z polem wyczułam duże stado danieli. Zwolniłam i zaczęłam się skradać do stada. Przystanęłam kilka metrów od nich i obserwowałam. Sześć samic wszystkie podrośniętymi młodymi i jeden dorodny samiec. Naprężyłam mięśnie do skoku i z dzikim rykiem wpadłam w środek stada. Zdezorientowane osobniki zaczęły na siebie wpadać i biegać w różne strony. Nie byłam głodna więc przeszłam obok harmidru i pobiegłam dalej na zachód. Przy dróżce wydeptanej przez zwierzęta znajdował się średniej wielkości skała. W kilku skokach znalazłam się na szczycie. Miałam widok na cały teren zachodni. Przyjemny chłodnawy wiaterek wiał od strony nieruchomych strażników. Wzięłam głęboki wdech wdychając czyste powietrze. Przy drugim wdechu poczułam dziwną woń. Nienaturalną. Kojarzącą się z padliną i zgnilizną. Zaniepokojona zeskoczyłam ze skały i biegiem ruszyłam w tamtą stronę. Kilka minut później, gdy byłam blisko nieruchomych usłyszałam rozpaczliwe piski. Gnana złym przeczuciem przyśpieszyłam. Wskakując coraz wyżej dotarłam do małej półki skalnej, pod którą ziała przepaść. Na wyrostku skalnym zauważyłam mutanta który próbował wdrapać się, a raczej dostać się do małego jaguara rozpaczliwie wdrapującego się coraz wyżej, ale wiedziałam, że długo nie wytrzyma. Powoli podeszłam do mutanta, aby z bliska mu się przyjrzeć. Wyglądem przypominał ogromnego dzika z jaszczurczym ogonem i nienaturalnie dużą szczęką. W paszczy miał rzędy ostrych kłów. Z tego co wiedziałam miał dobry wzrok, ale dotyk i słuch słaby. Powoli zaczęłam się do niego od tyłu skradać. W odległości kilku centymetrów napięłam mięśnie i skoczyłam. Wylądowałam mu na grzbiecie. W chwili lądowania stwór mnie zauważył i stracił zainteresowanie maluchem. Wierzgał, rzucał się i gryzł powietrze po bokach. Wbiłam zęby w jego kark i próbowałam oderwać jak największy jego kawałek. Najniebezpieczniejszy był teraz dla mnie jego ogon. Jego najdłuższa część ciała była na tyle długa, że mogła by mnie trafić, gdyby ten potwór miał olej w głowie. Mutant jakby czytając mi w myślach zrobił ze swojego ogona użytek. Zakręcił nim w powietrzu, podciął mi nogi, przez co straciłam równowagę i musiałam zeskoczyć na ziemię. Warcząc i prychając na przeciwnika zerknęłam na chwilę gdzie znajduje się jego niedoszłą ofiara. Maluch wdrapał się na wyższą półkę i ze strachem nam się przyglądał. Chwilę potem usłyszałam tętnienie kopyt i w ostatnim momencie odskoczyłam spod kopyt kornora. wyginając ciało w powietrzu wylądowałam przodem do napastnika. Wykorzystałam chwilę zaskoczenia atakującego i obejrzałam się w poszukiwaniu czegoś co by mi pomogło. Wzrok zatrzymałam na popękanej ścianie, którą można było zwalić mocnym uderzeniem. Wiedząc co mam robić, ruszyłam na stwora, okrążyłam go i ruszyłam przed siebie. Sprowokowany mutant wrzucił na najwyższy bieg i ruszył za mną. Dwa metry przed celem wyskoczyłam, odbiłam się od ściany i wylądowałam za napastnikiem, który w momencie mojego lądowania z całej siły uderzył w ścianę. Przez kilka sekund bałam się, że się nie uda. A potem nastąpił ogłuszający huk i ściana runęła na nieświadomego mutanta. Tam gdzie przed chwilą stał kornor usypała się niezła góra z odłamków skalnych. Obeszłam stos dookoła, żeby uzyskać pewność, że on nie żyje. Uzyskawszy potwierdzenie, spojrzałam w stronę kociaka. Za dzieciakiem stała kocica oglądając swoją pociechę. Chwilę później chwyciła go za kark, skinęła mi z wdzięcznością i odbiegła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz