czwartek, 12 stycznia 2017

Od Echo C.D Heaven

Dzisiaj ranem postanowiłam wybrać się na polowanie. Malutki śnieżek zlatywał na moją grubą czarną sierść, kiedy szłam przed siebie. Bez sensu było niuchać w powietrzu, bo w tą porę roku i tak bym nic nie wyczuła. Wystarczyło szukać śladów. Moje łapy podnosiły się powoli, tak jakbym przed każdym krokiem zastanawiała się co takiego zrobić. Było zimno, a las wydawał się zupełną pustką. Drzewa były tak białe jak reszta, bo widniała na nich gruba warstwa szronu. Cisza.
Wydawało się, że natura szykuje się na coś wielkiego. W ciszy czeka na rozwój wydarzeń, wiedząc że stanie się to. Ale najgorsze było to, że nawet nie wiedziałam co się wydarzy. Los trzymał mnie w niemiłym napięciu. Potrząsnęłam głową odsuwając od siebie ponure myśli i ponownie skupiłam się na polowaniu. Ominęłam jakieś drzewo i zobaczyłam zaspy śnieżne. A obok nich prawie niewidoczne ślady, posypane delikatnym śniegiem. Postanowiłam spróbować.
Skoczyłam w zaspę, a ona poleciała w przód. Poturlałam się w dół jakiegoś zbocza, a moja sierść zjeżyła się. Wbijając pazury w podłoże zatrzymałam się. Wyplułam z pyska trochę śniegu i rozejrzałam się. Przede mną był zamarznięty staw i dziwny most. Ślady były tutaj o wiele bardziej widoczne, ale nadal nie wyczuwałam zapachu. Wstałam i podeszłam powoli do dziwnego kamienia, oglądając go z różnych stron. Czułam się jak w baśni. Mama, Sophie, opowiadało mi o dziwnym miejscu. Miałam wrażenie, że opowieść stała się rzeczywistością...
-Echo, Reyn! - Zaśmiała się wilczyca polarna, przygarniając dwie małe, czarne kulki do siebie. Malutka parsknęła, patrząc tęsknie na wyjście z jaskini. Miała już nadzieję na ucieczkę. Skierowała swoje żółte oczka w górę patrząc błagalnie na Sophie. Jej brat zaczął się za to szamotać. - Mam pomysł, opowiem wam bajkę. Dawno, dawno temu... Za naszym lasem i wielkim górami otaczającymi dolinę. Za pustynią, rzekami, oceanami. Mieszkała sobie wilczyca, Sara, co miała dużo przyjaciół. Niczego jej do szczęścia nie brakowało, przynajmniej tak jej się wydawało do czasu. Potrzebowała urozmaiceń, przygód, czegoś co zmieni ten dzień w inny niż poprzednie. Zamieni jej urodziny w coś wyjątkowego! Jakby los ją wysłuchał, miała cudowny sen. Przedstawiał dwa drzewa, zrośnięte obok siebie i dziwny, ciemny, mroczny, upiorny tunel. - Samica Beta warknęła cicho, dodając akcentu wszystkiemu co powiedziała - Postanowiła pokazać to dwójce najlepszych przyjaciółek. Snow i Fortin. Szły w ciemną noc, bardzo ciemną noc. Sowy hukały w oddali, a pod nimi trzaskały gałęzie. One jednak dzielne i odważne szły dalej. Zobaczył splątane wierzby, pewnie rosły kiedyś osobno, ale z czasem złączyły się. Ominęły je i zobaczyły tunel. Jeszcze ciemniejszy niż noc bez gwiazd. Weszły i usłyszały wrzaski, krzyki! Coś szarpnęło je z boku, ale uciekły. Nagle zaczęły zjeżdżać tunelem, aż wpadły do wody. Była ciepła i przyjemna. Nad wodą był most co wyglądał jak oko. Siedziały tam do świtu, aż wróciły, ale obiecały, że jeszcze tam wrócą. Nigdy to jednak nie nastąpiło... Przynajmniej na razie. - Sophie uśmiechnęła się, spoglądając na wystraszone, a jednocześnie zadowolone z wysłuchanej opowieści, szczeniaki.
 Zamknęłam oczy, gryząc swoją wargę. Miałam zapomnieć, nigdy o niej nie wspominać. Była niesamowitą samicą Beta, ale i wspaniałą matką. Idealną matką... Łzy poleciały po moim pyszczku, a ja nim pomachałam. Nie mogłam. Nie tutaj. Nie teraz.
Parsknęłam niczym szczeniaczek, któremu nie pozwoliło się czegoś zrobić. Zajrzała pod most i zobaczyła jedynie szron i gruby lód, więc już miała iść dalej, kiedy jej nos wyczuł niepokojący zapach. Mutanty. Niby nic takiego, ale wyczuła ich tutaj naprawdę sporo, a do tego zapach był wyraźny. Musiały tu jeszcze być. Usłyszała dziwny dźwięk, podobny do wycia. Albo płaczu. Ale przepełniał go gniew i zdenerwowanie. Cofnęła się i otworzyła szerzej oczy, osłupiała ze strachu. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Mordercy. To pewnie oni zabili jej siostrę. ONI! Próbowała opanować chęć zemsty i z ciężkim sercem zaczęła uciekać. Kiedy była już przy zaspie usłyszała tupanie łap. Przyśpieszyła. I na całe szczęście, była blisko. Wpadła na polanę, szukając wzrokiem jaskini Alf. Szybko odszukała drogę w bieli i tylko grzeczność powstrzymała ją od wpadnięcia prosto do jaskini. Zapukałam i weszłam zdyszana.
Słysząc spokojny głos Heavena, prawie co nie straciłam cierpliwości. Nie wiedział, to pewnie przez to.
-M-mutanty... Widziałam... Oni... Oni... - Przełknęłam grudkę w gardle, a szary samiec spojrzał na mnie mrużąc oczy. Położyłam uszy, słysząc dziwny dźwięk z oddali - SĄ BLISKO JASKIŃ!

<Uhuhu, wena przyleciała z Norwegii, ale chyba cała zmarnowana. Heav?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz