wtorek, 3 stycznia 2017

Od Layli CD Ari

Zamierzałam już coś powiedzieć, ale umilkłam. Szłyśmy obok siebie w milczeniu. Czemu wciąż jesteś u jej boku?zapytałam samą siebie w myślach. Po chwili zjawiła się odpowiedź. Bo ona nie wie i nie pamięta. Nie może mnie dręczyć.-usprawiedliwiłam swój atak. A mówiąc o tym, to prawdopodobnie nie było nic groźnego. Właściwie, tego w ogóle nie było. Doszłyśmy aż do polany początku. Tu rozdzieliłyśmy się. Zamknęłam oczy, a moje pole widzenia ograniczyło się do jednej, ciemnej plamy. Stawiałam łapy na dobrze mi znanej ścieżce, chodź nie odwiedzałam jej od wielu, wielu lat. Wkrótce usłyszałam ten nienawistny odgłos kruszenia lodu, który wwiercał się w moje uszy, lecz wkrótce zagłuszył go tłum uczuć. Gdy stanęłam łapami na mokrym piasku, cofnęłam się z cichym syknięciem. Wielką pokusą było otworzyć oczy, ale nie dałam się zwieść. Zaczęłam szeptem, potem coraz głośniej, śpiewać:
- Rozkwitają pąki białych róż
Wróć, Jordanku, z tej hasanki już
Wróć, ucałuj, jak za dawnych lat
Dam ci za to róży najpiękniejszy kwiat

Wróć, ucałuj, jak za dawnych lat
Dam ci za to róży najpiękniejszy kwiat

Przełknęłam ślinę, i w rytm kruszenia kontynuowałam:
- Już przekwitły pąki białych róż
Przeszło lato, jesień, zima już
Cóż ci teraz dam, Jordanie, Hej
Gdy z hasanki wrócisz do siostrzyczki swej

Cóż ci teraz dam, Jordanie, Hej
Gdy z hasanki wrócisz do siostrzyczki swej

Zacisnęłam powieki i zatraciłam się w ostatniej zwrotce:
- Jordanowi nic nie trzeba już
Bo mu kwitną pąki białych róż
Tam, nad brzegiem, gdzie w żywiole padł
Wyrósł białej róży najpiękniejszy kwiat

Tam, nad brzegiem, gdzie w żywiole padł
Wyrósł białej róży najpiękniejszy kwiat

Wróciłam do domu. Bez pośpiechu. Tak, by móc zapomnieć.
~Nazajutrz~
Wyszłam ze swego obecnego mieszkania na korytarz. Kręciło się już po nim sporo przedstawicieli mego gatunku. Nie widziałam wśród nich żadnych kolegów ani koleżanek z dzieciństwa. Tylko ty przetrwałaś. Jedyna ze swego ,,gatunku"-myśl ta zaczęła terroryzować mój umysł z zastraszającą prędkością, kiedy na horyzoncie pojawiła się biała wadera-Ari.
- Cześć!-przywitała się entuzjastycznie.
- Cześć-odpowiedziałam bez emocji.
- Layla! Prośba na chwilę-rzekł medyk, Reyn, który wychynął zza zakrętu.
- Mogę iść z tobą?-spytała się wadera.
- Jasne-odpowiedziałam cicho. Po chwili znalazłyśmy się w jaskini medycznej.
- Cóż, to, że zachowujesz się nietypowo, to jedno, ale wcale nie musi to być chorobą. Jak już mówiłem, fizycznie nic ci nie dolega. Chyba...-dodał z wahaniem, po czym kontynuował:-Zapomniałem ci powiedzieć, ale tam jest jeszcze coś-sierść stanęła mi dęba-Wykryłem jakiś niewielki guz...Pewnie nic groźnego, chciałem tylko, żebyś o tym wiedziała na wszelki wypadek...Możesz iść.-zakończył. Wyszłam stamtąd i stanęłam przed Ari, patrząc jej prosto w oczy. Nie wiem, czego oczekiwałam. Zwróci mi tamtą przyszłość, tą przyszłość? To niedorzeczne, przestań.
<Ari? Coś ostatnio mam ochotę na dramaty z Laylą>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz