Spojrzałam wymownie na siekący deszcz i wichurę, i w tej chwili grzmotnął piorun. Było jasne, że nie mamy nic do robienia. Nie wiedziałam, która to pora dnia, ale z pewnością robiło się późno.
- Pokazać ci twoją jaskinię, czy chcesz jeszcze posiedzieć?
- W sumie, czemu nie-powiedziała Sophie i wstała powoli. Poklepała łapą łasicę po grzbiecie, wystraszyła się, lecz po chwili szła już obok wadery za mną. Poprowadziłam je do pobliskiej jaskini, którą upatrzyłam jako dom dla niej i powiedziałam:
- Tu będziesz mieszkać-i odeszłam, zostawiając ją samą. Szłam ciemnym korytarzem, a myśli kołatały się w mojej głowie. Wydaje się, że jeszcze wczoraj kryłam się w cieniu i patrzyłam na krew dookoła, a dziś-dziś zyskałam dom i członka stada. Może los ma mi jeszcze do powiedzenia coś miłego? Życie nauczyło mnie, że zawsze jest nadzieja, przynajmniej w naszych marzeniach. Ułożyłam się na wygodnym podłożu w moim domu, i sama nie wiedząc kiedy, zasnęłam błogim snem.
~Rano~
Obudziło mnie ćwierkanie ptaków. Wstałam szybko i wyszłam zaczerpnąć świeżego powietrza. Za mną rozległ się cichy odgłos łap, a gdy się obejrzałam do tyłu, zobaczyłam Sophie.
<Sophie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz