niedziela, 26 lutego 2017

Od Heavena CD Ember

Kiedy tylko wróciłem z patrolu, nie czekając na nikogo szybkim krokiem, prawie że biegiem udałem się do jaskini Ember, żeby sprawdzić jak się czuje. Mój oddech z każą sekundą przyspieszał, jakby moje ciało przeczuwało, że coś się stało. Wpadłem przez próg i zatrzymałem się raptownie na pisk dochodzący gdzieś spod moich łap. Skierowałem wzrok w dół, i dostrzegłem przy brzuchu wadery trzy, małe kulki.
- Ach...-westchnąłem rozpromieniony, i posłałem mojej partnerce pełne miłości i radości spojrzenie.-Są wspaniałe.-dwa basiorki i jedna waderka, wszystkie spały spokojnie zwinięte w kłębek. Dotknąłem łapą rudego szczeniaka.
- Cudowne...-odparła w zamyśleniu Ember, przytulając do siebie młode.-Chyba czas nadać im imiona.-dodała, podnosząc głowę.
- Najpierw rozdam opieprz za to, że nikt mnie nie poinformował i ci nie pomógł-rzekłem, udając oburzenie. Wilczyca zaśmiała się cicho.
- Myślę, że to Hwin.-skinąłem głową, i dokończyłem:
- Omen, nasz następca, i Craven. Podoba mi się.
<Ember? U mnie też nie najlepiej...>

Od Ember - poród

Dzień w którym na świat miały przyjść szczeniaki zbliżał się nieubłaganie. Heaven zajmował się wszystkim sam i przysłowiowo: ,,głupiał''. Ja byłam bardziej spokojna. Tego dnia Heaven był na jakimś patrolu czy coś podobnego, a ja spałam. Nagle obudziły mnie silne skurcze.
- O nie. Tylko nie teraz - szepnęłam i zaczęłam wołać innych członków stada ale jak na złość nikt się nie pojawiał...Musiałam wziąć sprawy we własne łapy...Gdy po godzinie wrócił Heaven zastał mnie z trzema puszystymi kulkami w łapach.

Heaven? Wybacz,że nijakie. Choroba robi swoje xd

Ember się oszczeniła!


Omen


Hwin


Crevan

czwartek, 23 lutego 2017

Od Blood'a CD Claris

Wyszedłem dość usatysfakcjonowany z jaskini Alf. Może trzeba jeszcze założyć konstytucję, co?-szepnął głos. Przewróciłem oczami i szybko ukryłem się za krzakami. Wiadomo, że ta tępa s*ka nie przyjmie tego do wiadomości, i to było najlepsze. Po pół godzinie dostrzegłem Claris. Jak chmura burzowa weszła do jaskiń. Potem rozległo się wołanie Heava, i wreszcie ten jego monolog:
- Claris, posłuchaj...-zaczął-Lepiej trzymaj się z daleka od mojego brata.
- Że niby to ja go zaczepiam?!-prawie krzyknęła wadera.
- Nie, ale Blood jest nieobliczalny i nie chcę, żeby komuś zrobił krzywdę, a zwłaszcza członkom stada. Jest silniejszy, niż się wydaje, i można to wykorzystać, ale nie do samobójstwa. Więc go nie prowokuj, dobrze?-mrukliwej odpowiedzi nie udało mi się wyłowić. Ha ha, jestem bronią atomową w rękach Alf, super-pomyślałem ponuro. Cofnąłem się i pogalopowałem w głąb lasu. Łapy zapadały mi się w miękki puch. Nagle rzeczywistość jakby zgęstniała, skondensowała się w mroczne kształty. I wtedy wyrósł przede mną jak spod ziemi kamienny, szary mur. Wyważona brama, ścieżka pokryta żwirem zmieszanym z brudnym śniegiem. Co to za miejsce?-zastanawiałem się, wchodząc do środka posesji. Byłem tutaj w dzieciństwie. No tak. Wyszczerbione nagrobki, które czas zmieniał powoli w mogiły samej pamięci. Z nieba zaczęły spadać drobne płatki, wirujące na tle okrągłej, strzelistej wieży. Westchnąłem cicho, stając przed wielkimi, drewnianymi drzwiami. Zaskrzypiały fałszywie, gdy je otwierałem. Smród martwych ciał utrzymywał się nadal, dookoła leżały porozrzucane czarne szaty, lecz gdzieniegdzie widać było śnieg. Z góry spadał chłód i odłamki sopli lodu. Dotknąłem pyskiem ściany, w której odbijały się lekko moje szare oczy. Przez chwilę wydawały mi się przerażające. Podniosłem jeden z ciemnych płaszczy, dawno nieużywany. Narzuciłem go jakoś na siebie. Kaptur opadał mi na oczy, dzięki czemu zapewne nie było widać mojej twarzy. Tylko oczu nigdy nie da się ukryć-pomyślałem, wchodząc mozolnie na górę. W końcu dotarłem. I tym razem nie było wiatru, tylko oślepiająca biel. Ktoś stojący nad taflą Jeziora Lśniących Wód. Wszędzie śnieg. I nagle na dziedzińcu cmentarza pojawiła się Claris. Oddech zamienił się w chmurkę pary. Stałem nieruchomo na szczycie wieży.
<Claris? Widać mnie? Nie widać! Widać mnie? NIE widać! Czarny ninjaXDDD>

środa, 22 lutego 2017

Od Claris CD Blood

Adrenalina zaczęła powoli się ulatniać, dzięki czemu mogłam poczuć, jak mocno oberwałam. Kąpiel w lodowatej wodzie także dała mi w kość. Musiałam czym prędzej znaleźć jakąś kryjówkę. Ruszyłam wzdłuż zamarzniętego strumyka licząc na to, że ujrzę jaskinię, grotę, jak zwał, tak zwał. Ostatecznie mogłam wrócić do tej, w której nocowałam. Moim ciałem znowu wstrząsnęła fala dreszczy. Przyśpieszyłam kroku, choć i tak szłam już niezwykle szybko jak na swoje obecne możliwości. Nie wiem, ile czasu minęło, zanim dotarłam na miejsce. Mimo, że byłam niewyobrażalnie wyczerpana, dostrzegłam ślady krwi oraz wyczułam TEN zapach. JEGO zapach. Musiał dotrzeć tu przede mną, ale już go nie było. Dodatkową oznaką tego, że ktoś tu był, były nędzne resztki tego, co sama upolowałam. Wszystko to strasznie mnie rozwścieczyło. Mimo, że spałam w tej jaskini tylko jedną noc, przynajmniej chwilowo uznałam ją za swoją i nie podobało mi się, że ktoś się tu pałętał bez mojej zgody! A osobną sprawą była kradzież mojej zdobyczy!Jednak w obecnym stanie nie za wiele mogłam zdziałać. Udałam się w najdalszy kąt jaskini, gdzie było najcieplej. Na szczęście ten wilk wykopał jakieś rośliny idealnie nadające się na opatrunki i wiele z nich zostawił tutaj, przynajmniej tyle z niego pożytku. Doprowadziłam się do porządku na tyle, na ile mogłam, a następnie zwinęłam się jak najbardziej w kłębek, aby było mi jak najcieplej. Przymknęłam oczy, ale sen nie nadchodził, w dodatku wciąż trochę się bałam, że mogłabym np. zamarznąć. Leżałam więc przez jakiś czas, co chwila przymykając oczy. Jedyną moją rozrywką było układanie w głowie planu, jak mogłabym wyeliminować tego osobnika ze społeczeństwa. Wymyślałam w swojej głowie najróżniejsze tortury, którym z chęcią bym go poddała.
<Blood? Ta dwójka jest niczym Harry Potter i Voldemort. Któreś będzie musiało zginąć z ręki drugiego XD>

wtorek, 21 lutego 2017

Od Blood'a CD Claris

Wadera kotłowała się w spienionej, górskiej wodzie, która nieosłonięta lodem płynęła gładko do momentu, gdzie nieco niżej pojawiała się cienka, nieprzezroczysta pokrywa. Koniec żartów.-uśmiechnąłem się z satysfakcją, radując swe obłąkane spojrzenie widokiem rozpaczliwej walki ofiary. Kto normalny w tych czasach nie umie pływać?-pomyślałem, podbiegając do brzegu którego zamierzała się uczepić wilczyca, po czym ugryzłem ją w łapę, będącą już na śliskim śniegu, z całej siły. Usłyszałem tylko cichy jęk który zagłuszył bulgot. Truchtałem przy niej, uniemożliwiając wejście, bowiem za każdym razem gdy się zbliżała przeskakiwałem z jednego na drugi i obnażałem kły pokryte krwią. Cóż to była za wspaniała zabawa! Aż do momentu, kiedy nadszedł czas pożegnania się z życiem, bo krawędź lodu zbliżała się, wciągając wszystko pod siebie. Claris, świadoma swej powolnej agonii, jeszcze przyspieszyła wykonywanie niekontrolowanych ruchów, choć to ją tylko przybliżało do końca.
- Czas na pożegnanie-mruknąłem, kiedy łapy wadery porwał w głąb prąd, i za ich przykładem poszło całe ciało i przerażone spojrzenie. Chwilę stałem nad  strumieniem. Potem odwróciłem się na pięcie, ale usłyszałem cichy, charakterystyczny trzask i głośny haust powietrza. Walka mnie rozgrzała, dlatego natychmiast zawróciłem i wyrwałem do przodu, biegnąc prosto na nią. Walnąłem w wilczycę z całej siły, tym samym wyrywając ją z wody i momentami wciskając w śnieg. Kiedy już na nią skoczyłem, miała jeszcze siłę przeturlać się na drugi bok. Warknąłem, czując jak krew pulsuje mi w żyłach. Zabić. To takie proste...gdyby nie fakt, że znajdujemy się na terenie stada. A ona do niego należy, TEORETYCZNIE może i ja. Claris spróbowała wstać, lecz zraniona łapa w pierwszych chwilach nie pozwalała na to, co szybko wykorzystałem. Podszedłem do niej, lecz wadera kopnęła mnie, tym samym obracając się na brzuch. Sypnąłem na nią śniegiem; przewrócona na plecy. Przygniotłem ją mocno do ziemi, dysząc i warcząc. Zbliżyłem kły do jej szyi. Czułem szybki puls, potrzebę zabicia tej nędznej kreatury. Udając, że wbijam je w kark, przesunąłem nimi po jej grzbiecie, żłobiąc dwa krwawe sznury.
- Do niewidzenia-rzuciłem na odchodne. Wstałem, i ruszyłem przed siebie do lasu. Nie mogłem biec. W rzeczywistości dostałem od niej całkiem mocno w kość. Dosłownie. Na całe szczęście nikt nie zakłócał spokoju tej okolicy, więc stanąłem na krawędzi starego wąwozu, i nagle osunąłem się na sam dół. Warknąłem z irytacją, po czym podniosłem się ciężko i spojrzałem na jakąś kryjówkę z pożywieniem. Znalezione, niekradzione-pomyślałem, z przyjemnością jedząc zamarznięte mięso. Z nowymi siłami wykopałem spod białego puchu trochę jakichś roślin, którymi przykryłem większe rany. Wylizywałem resztę, przy okazji czyszcząc futro z czerwonego płynu.
<Claris? Co tam porabiasz?>

poniedziałek, 20 lutego 2017

Od Claris CD Blood

I to niby ja wszędzie szukam problemu, o wszystko się czepiam i z byle powodu rzucam się od razu wszystkim do gardeł, zupełnie ignorując głos rozsądku?!- była to pierwsza myśl, która pojawiła się w mojej głowie. Szybko jednak ją odegnałam i skupiłam się na "tu i teraz". Ten wilczek rzucił mi wyzwanie, a ja nie mogłam tak tego zostawić. Jednocześnie nasza walka tutaj, gdzie nikt raczej nie mógł nas spotkać, oznaczała porządną jatkę, która zakończy się dla przegranego bardzo nieprzyjemnie. Oczywiście nie dopuszczałam do siebie myśli, że to ja miałabym przegrać. Może i temu koledze raz czy dwa się poszczęściło, ale teraz mu nie popuszczę. Szybkim ruchem odwróciłam się w jego stronę i zanim zdążył zareagować, spoliczkowałam go najmocniej, jak mogłam. Głowa poleciała w bok. Musiało zaboleć, gdyż Blood w pierwszym odruchu, zamiast bronić się lub atakować mnie, złapał się łapą za policzek i lekko potarł. Wykorzystałam także i tą okazję. Wiedziałam, że najlepiej będzie zakończyć tę walkę jak najszybciej, niekoniecznie wykorzystując do tego samą siłę. Dlatego zamiast karku lub głowy, ugryzłam go mocno w lewą, przednią łapę i szybko cofnęłam, aby uniemożliwić mu ugryzienie mnie w szyję. Blood zasyczał z bólu. Spojrzał na swoją łapę, a potem na mnie. W jego oczach widać było rządzę mordu, czyli coś bardzo znanego przeze mnie. Oblizałam swój pysk, umazany jego krwią. Wilk rzucił się na mnie. Prawdopodobnie chciał mnie przygnieść do ziemi, ale udało mi się odskoczyć i jedynie wgryzł mi się w bark. Zawyłam z bólu, czego raczej nie miałam w zwyczaju. Zaraz jednak przestałam, gdyż nie chciałam dać satysfakcji temu sadyście. Dalej nasza walka wyglądała tak, że raz mi szło lepiej, raz jemu. Ogólnie jednak wszystko zmierzało ku remisowi, przynajmniej na razie. Walka zamieniła się już bardziej w brutalnego berka, bo biegaliśmy po całej okolicy, starając się zaskoczyć jakoś rywala i jednocześnie odpocząć trochę od walki. W taki sposób dotarliśmy trochę wyżej, niż wcześniej. Walczyliśmy zawzięcie i nic nie wskazywało na to, aby walka miała się wkrótce zakończyć. Wykorzystując moment nieuwagi Blood'a, złapałam go za łapę i wykonałam półobrót, ciągnąc go jak szmacianą lalkę. Powodzenie tej operacji zaskoczyło nawet mnie. Wilk znów ugryzł mnie w łapę, ja zaś z całej siły odepchnęłam go. Jak się okazało, dotarliśmy w pobliże źródła strumyka, przy którym się spotkaliśmy. Teraz właśnie Blood znajdował się na jego środku. Można było wywnioskować to z dźwięku łamiącego się lodu i tego, że basior po chwili znalazł się w wodzie. Odeszłam więc trochę od brzegu. Na początku chciałam go zostawić, ale stwierdziłam, że lepiej będzie zostać i zakończyć walkę. Niespodziewanie Blood wynurzył się przy brzegu. Jakim cudem znalazł się tu tak szybko? Czemu go nie zauważyłam?- przemknęło mi przez myśl. Zanim zdążyłam zareagować, Blood wciągnął mnie do wody, a sam wyskoczył na brzeg. Jak się okazało, źródło było głębokie. Znajdowałam się zaledwie kilka metrów od brzegu, a nie miałam gruntu pod nogami! Strach! Panika! Co tu robić?! Woda w uszach! Woda w oczach! Woda w ustach! Woda wszędzie! Zastanowiłam się, czy prędzej się utopie, czy zamarznę.
<Blood? Co teraz zrobisz?>

niedziela, 19 lutego 2017

Od Blood'a CD Claris

Przeszyłem waderę nienawistnym spojrzeniem, po czym wróciłem do wcześniejszej czynności. Uniosłem się na tylnych łapach, przyciągnąłem do siebie przednie, i spadając uderzyłem nimi mocno w pokrywę lodu. Rysowały się teraz na niej wąskie, ale liczne pęknięcia. Kolejny raz powtórzyłem ten ruch. Za trzecim rozległ się odgłos kruszenia i zgrzytu, a dziura w lodzie zaczęła się powoli wypełniać wodą. Szybko zniżyłem pysk i wypiłem większą jej część, nim zamarzła. Otarłem kropelki wody z futra, po czym wolno przeniosłem wzrok na miejsce, w którym poprzednio stała szara wilczyca. Schodziła właśnie w dół zbocza. Z miejsca pognałem w jej kierunku i okazałem się szybszy od jej rozsądku. Stanąłem naprzeciw niej, obnażając kły. Claris spojrzała na mnie wkurzona, ale zatrzymała się w miejscu, machając ogonem na boki. Więcej nikt nie będzie wpi*rdalał mi się na moje terytorium.
- Przypadek? Nie sądzę-powiedziałem jadowitym tonem, na wszelki wypadek poluzowując wodze instynktu.
<Claris? Strajkuję przeciwko czasowiXD>

Od Heavena CD Ember

- Będziesz ojcem.-szepnąłem tak cicho, bym tylko ja i ściany jaskini to usłyszały. Potrzebowałem kilku dobrych chwil, by zrozumieć całkowicie sens tego przekazu. Ember jest w ciąży. To wszystko działo się za szybko, bez jakiegokolwiek uprzedzenia. Miałem już dość zmian, nie miałem na to wpływu, moje dotychczasowe życie sypało się jak wieża z kart, dotąd poukładana i nietknięta chaosem. Nie, nie będę ojcem. Będę ojczymem.-pomyślałem z przerażeniem. A jaki ja wtedy byłem? Chyba dobry-zastanawiało mnie tylko, jak to się mogło stać. Jak, gdzie, kiedy? Podszedłem powoli do mojej partnerki, spoglądając na jej brzuch.
- To jest wspaniałe-powiedziałem, uśmiechając się szeroko. Wadera przytuliła mnie, i położyła się na ziemi. Pewnie potrzebowała teraz dużo odpoczynku. W końcu pogodziłem się z myślą, że będziemy mieli dzieci. Bo życie to nie stalowy wieżowiec, tylko domek z klocków. Zawsze mogą spaść i się poprzestawiać, ale zarazem stworzą coś innego, może lepszego. Postanowiłem starać się z całych sił, by je wychować.
- Jakie one będą?-spytałem się trochę bez sensu.
<Ember? Wena stawia duży opór>

Ember zaszła w ciążę!

Ember
  • Z kim: Heaven
  • Ilość szczeniąt: ?
  • Data zajścia w ciążę: 19.02.2017
  • Data poczęcia: 25.02.2017

sobota, 18 lutego 2017

Od Ember C.D Heavena

- Pewnie, że tak - z szerokim uśmiechem polizałam basiora po pysku.

Kilka tygodni później

Minął jakiś czas. Heaven jak zawsze zajmował się swoimi obowiązkami,a ja swoimi. Tylko, że tym razem jako samica Alfa. Na początku trudno mi było się do tego przyzwyczaić ale wkrótce zaczęłam traktować to jako codzienność. Często myślałam o mamie i wiedziałam, że jest ze mnie dumna. W głębi serca liczyłam też na to, że jednak przeżyła...
Tego dnia wracałam szybkim krokiem od medyka. To co usłyszałam zmieniło moje życie do góry nogami...No i też Heavena toteż szybko musiałam mu to powiedzieć. Gdy weszłam do domu on już tam siedział.
- Cześć Heaven...Słuchaj... - zaczęłam od razu bez zbędnych ceregieli - Będziesz ocjem.

Heaven?


Od Claris CD Blood

Z wściekłości obserwowałam sylwetkę oddalającego się czarnego basiora. Najchętniej rzuciłabym się za nim w pogoń i przegryzła tchawicę, a następnie z rozkoszą wychłeptała krew. Jednak mój obecny stan mi na to nie pozwalał. Kurczę, jak mogłam z nim przegrać?- przemknęła mi przez myśl. Podeszłam do tego, co łaskawie zostawił mi Blood i z niechęcią spojrzałam na to. Apetyt już dawno mnie opuścił. Najchętniej zostawiłabym po prostu moją część, ale mogłoby to zwabić niezbyt przyjemnie nastawionych przyjaciół, np. mutanty. Przysypałam więc zdobycz jakimiś gałązkami, śniegiem. Następnie ruszyłam przed siebie, nie mając zupełnie żadnego planu na najbliższą przyszłość. W sumie, to w ogóle nie mam żadnego planu na przyszłość. Obojętnie, bliską, czy daleką. Mam całe życie spędzić w tym  stadzie? Niewyobrażalnie się nudząc? Większość mojej rodziny dawno stąd odeszła, nieważne jak, ale jednak odeszła. Momentami zastanawiam się, czy Asami i moja matka nie zmarły przez mutanty, tylko z nudów- dalej moje myśli pobiegły właśnie w kierunku rodziny, przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Nie wiem, jak długo szłam, ale gdy w końcu ocknęłam się z letargu, okazało się, że las zmienił się na świerkowy. Jeszcze bardziej zdziwiło mnie, że dotarłam już pod Góry Zapomnienia. Postanowiłam dziś nie wracać na noc do stada, tylko przenocować w jakiejś jaskini u ich podnóża.
Rankiem
Na szczęście byłam na tyle inteligentna, żeby mimo wszystko upolować coś jeszcze wczoraj wieczorem i zostawić sobie na śniadanie. Przez przygodę z Blood'em zupełnie straciłam wczoraj apetyt i nie zjadłam nic, więc dziś z samego rana głód powrócił z potrojoną siłą. Dzik w całości zaspokoił jednak moje obecne wymagania. Miałam naprawdę wyśmienity humor, co zdarza się u mnie dość rzadko. Wyszłam na zewnątrz, a moja radość z życia stała się jeszcze większa, gdy ujrzałam przepiękny widok. Z miejsca, w którym się znajdowałam, widać było kawałek doliny. Jednak o wiele większe wrażenie robił zamarznięty strumyk, znajdujący się kilka metrów dalej. Promienie słońca cudownie się w nim odbijały. Przez chwilę stałam jak wryta, podziwiając to przepiękne zjawisko. Przejechałam wzrokiem p całej tafli wody, aż mój wzrok natknął się na coś, a raczej kogoś, kto sprawił, że dobry humor opuścił mnie od razu. Po drugiej stronie strumyka stał ON. Także zdążył mnie już zauważyć. Staliśmy tak naprzeciw siebie, ja i Blood, mierząc się oziębłym spojrzeniem.
<Blood?>

środa, 15 lutego 2017

Podsumowanie walentynek

No do kitu to wszystko, ale co mi szkodzi. Lubię się wyżyć na klawiaturze:p

Nie chcieć mi się, więc będę rzucała mięsem na lewo i prawo. Na początek może fakt, że wyprawa nie została ukończona. Ciekawe, dwie ostatnie w kolejce osoby od razu gdy usłyszały o wyprawie, odeszły. Zastanawiające to wasze pi*przone lenistwo, nie? Koniec tego dobrego. Ssssłyszałam też o walentynkowych eventach. To co, zgodnie z kolejnością:

1. Heaven i Ember zostali parą w tym okresie. W związku z tym za bonus wybrali skrócenie ciąży:)
2. Aj, na poczcie pusto jak w grobie. Dwie walentynki zostały wysłane. Pierwsza jest banalna (no bo administracja MUSI dawać dobry przykład, bla bla...), od Alfy Heavena do Ember, zgadła to Astoria. Kolejna, wysłana przez Doriana, jest skierowana do...Layli.
3. Kretyni. Tak nazwę bandę postaci, które tyłka nie posadzą na krześle, żeby napisać kilkanaście zdań złożonych. Polski leży i kwiczy. PRL kwitnie. A wy, to zwyczajne lenie. Nawet mnie odechciało się pisać. Teoretycznie Heaven zrobił to. Ale właściwie nie mam możliwości pisać, bo do kogo? Do ściany? Śmiech. To zdrowie. Zwłaszcza, jeśli można się chichrać przed ekranem komputera albo tarzać po podłodze w konwulsjach przed-czkawkowych. Wasze obiecywanki-cacanki nie mają najmniejszej wartości i sięgają dna, jeśli się ich nie dotrzymuje. Uuuuchhhhh, lalala. Już się chyba nie nudzę.
Nie, tu się nie da mówić o ,,statystykach", ,,eventach" i tym podobnych bzdurach. Muss to muss, i już. Wyłożę wam to znowu łopatologicznie na przykładzie chemicznym. (Nie bójcie się, to nie gryzie. Zżera jak kwas od środka)
To stado, SBK, calutkie, to atom. Jeden atom internetu. Cała jego obudowa tworzy jądro atomowe z wyglądem-protonami i postami-neutronami. A my wszyscy, jako elektrony, dbamy o równowagę. Każdy atom dąży do ideału równowagi, czyli posiadania tylu elektronów, ile gazy szlachetne. A nasza harmonia jest totalnie i beznadziejnie rozwalona, do kitu. Zaczynam mieć domysły, że wy się zwyczajnie pi*przycie nawzajem i gówno was obchodzą inni, nie tylko ja. 10 do śmierci. Ile chcecie? Sekund, minut, godzin, dni, tygodni, lat? Widać to po waszym zachowaniu.

~Alfa Heaven, Emerytowana Alfa Layla, Emerytowana Alfa Ice, Blood

Reyna i Shanti odchodzą!

Mamy nadzieję, że do nas wrócicie.
http://www.tapetus.pl/obrazki/n/94622_niebieskie-lampart-oczy.jpg
Reyna
~~~
Ochroniarz pary Alfa, Generał

Powód: Wydalenie ze stada, Ignorowanie administracji

Shanti
~~~
Wojowniczka

Powód: Wydalenie ze stada, Brak kontaktu z właścicielem

wtorek, 14 lutego 2017

Od Blood'a CD Claris

Dwie pieczenie na jednym ogniu-rozmyślałem, zatapiając szybko z rozkoszą kły w szyi martwego zwierzęcia. Krew napłynęła mi do pyska, ale większość zaczęła barwić część szyi i brudny śnieg.
- Co ty robisz?-odezwała się wadera.-Spadaj.-dodała, podchodząc do sarny. Skoczyłem do przodu, i w ten sposób nastąpiło mocne zderzenie czołowe. Oboje cofnęliśmy się, po czym postanowiłem zakończyć tę parodię. Chwyciłem za nogę ofiary, i zacząłem wlec ją po śniegu.
- Zostaw moją zdobycz!-krzyknęła Claris, przytrzymując zad istoty. Bez wysiłku wyszarpnąłem jej zwierzę, co poskutkowało tym, że wadera upadła na pysk, ryjąc nim w śniegu.
- Nie twoja, tylko stada-powiedziałem obojętnym tonem, gotując się w środku. Choć raz mimo wszystko przydały się względy polityczne.
1:1-pomyślałem z mściwą satysfakcją. Ale jak wszyscy była bezsensownie uparta, podbiegła i zadrapała głęboko mój bark. Puściłem ofiarę, czułem, jak źrenice momentalnie mi się zwężają. Obróciłem się trochę za wolno, więc musiałem najpierw uniknąć kolejnego ciosu. Teraz z całej siły uderzyłem ją w pysk, i na miarę moich możliwości nim zdążyła mi oddać, zrobiłem to z jeszcze większym nakładem. Claris zachwiała się pod siłą uderzeń i prawie upadła, a na jej szyi pojawiły się dwie czerwone pręgi. Jednak udało jej się mnie dosięgnąć i ugryźć lekko w bok. Warknąłem głucho, i szybko przemknąłem obok niej, atakując od tyłu kłami. Z głębokiej rany wilczycy ciekła strugami krew. Błyskawicznie stwierdziłem, że nie przeniosę całej zdobyczy, więc póki ta debilka była unieruchomiona, oderwałem ponad połowę mięsa i pogalopowałem w przeciwną stronę.
<Claris? O tak, moja rozsiadła się wygodnie i je gofry popijając tymbarkiemXDDD>

poniedziałek, 13 lutego 2017

Od Claris CD Blood

Prychnęłam z pogardą, po czym także przemknęłam obok mojej siostry, jednak w przeciwieństwie do Blood'a, skierowałam się w stronę wyjścia. Wypadałoby podziękować Echo, ale ona sama chyba ode mnie tego nie oczekiwała, przecież dobrze mnie znała. W dodatku teraz jeszcze lepiej rozumiałam, dlaczego mój bratanek ma tak bardzo na pieńku z tym...osobnikiem. Wyszłam z jaskini w środku nocy, więc do jaskiń dotarłam, gdy na wschodzie zaczęło się już przejaśniać. Słyszałam hałasy dochodzące z jaskini alfy. Matko, ten to dopiero ma nudne życie- pomyślałam, wbiegając do swojej jaskini. Zwinęłam się w kłębek w najbardziej odległym i zacienionym miejscu, aby w razie czego słońce nie przeszkodziło mi za wcześnie, po czym zasnęłam.
Kilka godzin później
Powoli podniosłam swoje ciężkie powieki, a następnie leniwie przeciągnęłam się, rozprostowując tym samym wszystkie kości. Lenistwo wzięło górę i, zanim na dobre zwlekłam się z łóżka, minęło jeszcze dobre pół godziny. W końcu jednak udało mi się dokonać tego bohaterskiego czynu. Wyszłam na zewnątrz i po lokalizacji słońca na niebie stwierdziłam, że jest już popołudnie. Czyli po obiedzie, ale przed kolacją, więc musiałabym jeszcze trochę poczekać na posiłek albo upolować coś we własnym zakresie. Nie jadłam od kilkunastu godzin, więc logiczne jest, że od razu skierowałam swe kroki do kopalni wszelkiej zwierzyny, czyli lasu. Po kilkunastu minutach do moich nozdrzy dotarł charakterystyczny zapach. Przebiegłam więc truchtem jeszcze kilka metrów, po czym zaczęłam się skradać w odpowiednim kierunku. Po chwili ujrzałam stadko saren. Obserwowałam je przez kilka minut. Nagle jedna ze sztuk wykazała się niespotykaną lekkomyślnością i podeszła bliżej ściany lasu składającego się głównie z drzew  iglastych, dzięki czemu łatwiej było mi się ukryć. Poczekałam na odpowiedni moment i wyskoczyłam ze swojej kryjówki, atakując. Przerażone zwierzę nie miało szansy na ucieczkę. Dodatkowo za jego przegraną był fakt, że zaatakowały go dwa wilki na raz. Gdy tylko oderwałam kły od szyi biednej sarny, od razu zauważyłam czarne futro oraz jego posiadacza, wpatrującego się we mnie z nieukrywaną "radością".
<Blood? Sorki, że tak długo. Poza tym podobny wątek chyba już był, ale wena jeszcze ma ferie i odpoczywa XD>

Echo odchodzi!

Mamy nadzieję, że do nas wrócisz.
Echo
~~~
Samica Beta, Łowca

Powód: Decyzja właściciela

sobota, 11 lutego 2017

Od Heavena CD Ember

Przed nami już majaczyła niewielka grupa członków, wyglądających na zaniepokojonych. Wtedy wadera zwolniła, spuszczając wzrok ku ziemi.
- Nie bój się-powiedziałem zachęcająco.
- Wcale się nie boję-odparła hardo wilczyca, spoglądając mi głęboko w oczy. Po prawdzie mówiąc, oboje baliśmy się tego samego. Kiedy byliśmy już tylko kilkadziesiąt metrów od stada, ktoś zauważył nas, i wszyscy ruszyli w naszym kierunku. Pierwsza dotarła do mnie cała rodzina: mama, babcia, dziadek, nawet mój brat, Dino.
- Gdzie ty się podziewałeś? Szukaliśmy cię cały dzień.
- No właśnie, gdzieś pojawili się ludzie, i spiżarnia wystarczy jeszcze tylko na dwa dni...Dobrze, że nic ci nie jest, ale co to za rana?-wszyscy przekrzykiwali się nawzajem, w tym tłumie i hałasie nie rozróżniałem już nic oprócz kolorowych plam. Nigdzie nie widziałem Ember.
- DOŚĆ!-wrzasnąłem ponad grupą. Członkowie natychmiast rozstąpili się. Odetchnąłem świeżym powietrzem, poszukując wzrokiem mojej miłości. Wadera stała za mną, i nieśmiało zrobiła krok w moją stronę. Podszedłem do niej, po czym rzekłem twardo do wszystkich:
- To jest wasza samica Alfa, Ember-po chwili rozległy się krótkie wiwaty. Wilczyca uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłem to nieco lżej, i pewnym krokiem przeszliśmy przez utworzony przez tłum szpaler. Szybko poszliśmy do naszej jaskini. Naszej-powtórzyłem w myślach, próbując się oswoić z tym słowem. Może nie kochałem jej bardziej niż mojej rodziny. Kochałem ją innym, o wiele mocniejszym uczuciem. Moja partnerka rozglądała się mimochodem po pomieszczeniu. Westchnąłem, i sprawdziłem, czy z mieczem wszystko w porządku. Podszedłem do Ember wyglądającej przez okno, muskając jej policzek.
- Cieszysz się?-spytałem z nadzieją.
<Ember?>

Od Ember CD Heaven

- Ja ciebie też kocham Heaven... - szepnęłam przytulając się do niego. Czułam spokój i radość. Wielkie szczęście. Brakowało mi tylko mamy ale wiedziałam, że gdziekolwiek jest i co się z nią teraz dzieje to cieszy się razem ze mną z mojego szczęścia.
- To co? Wracamy? - spytał wstając powoli.
- Tak - uśmiechnęłam się - Wracamy - również wstałam z ziemi i wraz z Heavenem wróciliśmy przed siebie do stada. I dopiero sobie to uświadomiłam...Nie wracaliśmy do jego stada... Ale do NASZEGO stada. Ta myśl była dla mnie dziwna i nie do uwierzenia. No bo kto by pomyślał, że nasz Alfa się zakocha? I to jeszcze we mnie? Moje przemyślenia przerwał widok stada na horyzoncie.
<Heaven?>

czwartek, 9 lutego 2017

Od Heavena CD Ember

Nie przeszło mi nawet przez myśl, że odpowie ,,nie". Ale myślałem, że jeśli tak, to będzie tylko krótka chwila niezwykle realistycznego snu. A mimo wszystko to nie był sen. Czułem, jak wzrasta we mnie fala radości, miłości, uczuć, których nie da się opisać słowami ani myślą. One były nakreślone przez tajemnicę. Wadera stała przede mną, uciekając wzrokiem. W końcu nasze spojrzenia musiały się spotkać, bursztynowe oczy jaśniały jak dwa jadeity. Zrobiłem krok do przodu. I nagle przytuliłem ją, po czym pocałowałem. Delikatnie musnęliśmy się wargami, ale potem oddaliśmy się tej przyjemności do reszty. Z każdym momentem uświadamiałem sobie, że za nic na świecie jej nie opuszczę. To dzięki niej zrozumiałem, że miłości nie można się bać, i nie dam jej skrzywdzić. Wymienialiśmy czułości, aż po nieokreślonym czasie podniosłem głowę, by spojrzeć znów w oczy Ember, w całą jej piękność. Wilczyca usiadła naprzeciw mnie, układając pysk na moich łapach. Westchnąłem, i również spocząłem, obejmując ją lekko łapą.
- Kocham cię-szepnąłem.-Kocham.
<Ember? Uwaga, ja też nie mam żadnych ambitnych planów, więc możemy kontynuować...XD>

Nowa para Alfa!

Ember
~~~
Zwiadowca, łowca

Heaven
~~~
Samiec Alfa, Strateg


Gratulujemy!

Od Ember CD Heaven

Zaniemówiłam. Przepraszam bardzo ale, że niby on mi właśnie...Co? Rozdziawiłam pysk i kilka minut patrzyłam się na niego bez słowa. On również czekając na moją odpowiedź ale ta nie nadchodziła. Milczałam grzebiąc łapą w ziemi i powoli trawiąc to co do mnie powiedział.
- Ja... - zacięłam się na kolejne minuty - Naprawdę nie wiem co powiedzieć Heav... - znowu upłynęło ileś czasu - Ty durniu! - nagle wybuchłam - Po co ta cała szopka?! Nie mogłeś mi tego powiedzieć w prost?! - cofnął się - Też cię kocham.
<Heaven? Nie stać mnie na nic ambitniejszego>

wtorek, 7 lutego 2017

Od Blood'a CD Claris

W pierwszej części walki z powodu zmęczenia raczej nie szło mi dobrze. Wadera wykorzystywała każdą moją nieuwagę, ale po kilku ,,rundach" i wymianach ciosów proporcje zaczęły się odwracać: moje dotychczasowe znużenie przemieniało się w furię, zaś jej agresja w wyczerpanie. Pozornie cofnąłem się, po czym zaatakowałem ją bez ostrzeżenia, z całej siły przygniatając ją do ziemi. Wilczyca zaczęła się dusić i kasłać, szarpać gwałtownie. Prawie mi się wyswobodziła, ale w tym momencie pazurami zrobiłem głęboką szramę na jej tylnej nodze. To powstrzymało na moment jej zapędy, wystarczająco długo, bym mógł ponownie skoczyć na nią. W omamie wściekłości zacząłem ją okładać jak najmocniej łapami i gryźć, podczas gdy wadera próbowałem mnie zepchnąć, broniąc się przed ciosami. No zabij-powiedział znużony głos. Uśmiechnąłem się do niej jadowicie, i zamachnąłem ostatni raz w...powietrze. Claris wymknęła się w kąt, przygotowując do ataku. Wyglądała nie najlepiej. Pobiegliśmy prosto na siebie, lecz wróg ominął mnie i uderzył od tyłu. Syknąłem, i warknąłem:
- Pi*przona s*ka!-tym razem nie dałem się zwieść, i kiedy chciała przejść obok mnie, zgarnąłem ją i położyłem na ziemię. Do ust naciekła mi krew zmieszana ze śliną, pobudzając instynkt jak energetyk. Ofiara była całkowicie bezbronna. Jeśli chcesz mieć co zabijać, to lepiej, żeby to nie był członek stada-moje zastanowienie trwało ułamek sekundy. Kiedy zacisnąłem lekko szczęki na ciepłym karku, ktoś przekroczył próg. Odwróciłem się, stając twarzą  w twarz z obecną samicą Beta.
- Blood, co ty tu...?-spytała najpierw.-Zostaw ją!-krzyknęła, podbiegając do nas. Kopnąłem ją, gdy tylko się zbliżyła.
- No zostaw ją wreszcie, o co tu chodzi?!-powiedziała ponownie wilczyca. Zszedłem z Claris, i posłałem Becie lodowate spojrzenie, po czym rzuciliśmy się sobie do gardeł. Oboje zadaliśmy kilka ciosów. Echo miała teraz zranioną łopatkę i bok, a ja właściwie nie byłem pewny swojego stanu. Wiedziałem, że za mną leży prawie nieprzytomna chamica, którą trzeba dobić. Nie może przecież przekazywać tak potwornych genów potomstwu.
- Claris, uważaj...A ty, masz zostawić moją siostrę w spokoju. Co ci szkodzi, że chociaż ten jeden raz wyjdziesz?-powiedziała powoli samica. Postanowiłem później się zabawić. Już połowę nocy straciłem na te s*ki. Zrobiłem krok w jej stronę, po czym przemknąłem obok niej z szybkością cienia.
<Claris?>

poniedziałek, 6 lutego 2017

Od Claris CD Blood

Oczywiście doskonale wiedziałam, z kim mam do czynienia. Zdawałam sobie sprawę z możliwości spotkania tego wilka, kiedy się tu wybierałam. Jednak to nie moja wina, że noc mnie zaskoczyła. Po prostu zgubiłam rachubę czasu. Nie chciałam go tracić na powrót do jaskiń, a kopalnia była blisko. Weszłam więc i nie mogłam oprzeć się pokusie zabawy. Zignorowałam to, co powiedział Blood.
- Nie słyszałaś? Spadaj!- wrzasnął nieco głośniej i postąpił parę kroków do przodu.
- Sam spadaj na drzewo, prostować banany- odpowiedziałam, nawet nie podnosząc wzroku. Wilk doskoczył do mnie w kilka sekund, chcąc zapewne złapać mnie za kark, ale się przeliczył. Zrobiłam zwinny unik, co skończyło się tym, że basior potknął się o metalowe tory i zarył nosem w ziemi. Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.
- Tak cię to bawi?- zapytał złośliwie, szybko  się zbierając i stając na wprost mnie.
- Tak, a nie widać? Chociaż w sumie nie zdziwiłoby mnie, gdybyś był ślepy jak kret. Coś podejrzanie dużo czasu spędzasz w tej kopalni- powiedziałam równie złośliwie.
- Zabiję!- wrzasnął Blood i rzucił się w moją stronę. Zrobiłam kolejny unik, ale wilk szybko odwrócił się i wbił zęby w moją łapę. Ja zaś przejechałam łapami po jego pysku. Fala bólu spowodowała, że na chwilę oboje od siebie odskoczyliśmy.
- Czy ja naprawdę o zbyt wiele proszę? Chcę tylko spokoju!- krzyknął, znów obnażając kły.
- I ostrzegam, że jeśli go nie dostanę, to... lubię smak krwi- ta dziwna groźba wcale mnie nie przestraszyła.
- Ja też- odparłam, szykując się do kolejnej rundy. Doskoczyliśmy do siebie niemal równocześnie. Gryźliśmy się i drapaliśmy, gdzie popadnie. Wilk zapewne myślał, że szybko wymięknę, ale nic z tego. Z łatwością dotrzymywałam mu kroku w walce. Wystarczyło jakieś dziesięć minut, żebyśmy znów od siebie odskoczyli. Zmęczenie już dało o sobie znać, przynajmniej mi. Blood był godnym przeciwnikiem. Jednak, jeśli chciałam przeżyć, nie mogłam poddać się zmęczeniu ani bólowi.
<Blood? Myślę, że potem jakoś w to znowu wkręcimy Kirę>

Od Delacroix CD Blood

Oczywiście Blood jak zwykle uważał się za nieśmiertelnego i praktycznie od razu spróbował wstać. Udało mu się to, choć widać było, że kosztowało go to wiele wysiłku. Jego pysk dosłownie przez sekundę wykrzywił grymas bólu, ale d razu znikł. Blood przyjął swój zwykły, obojętny ton.
- Chodźmy zatem dalej, zanim znowu na kogoś ciekawego wpadniemy- powiedział wilk, ruszając do przodu.
- Aaaa, zaczekaj- odparłam, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć i jak zareagować. Blood zupełnie mnie zignorował.
- To było nieodpowiedzialne i nieprzemyślane z twojej strony. Poza tym, na pewno nic ci nie jest? Na pewno możesz iść?- sama zdziwiłam się, skąd nagle u mnie taka troska o tego wilka.
- To było właśnie bardzo przemyślane. Przynajmniej nie wchodziłaś mi w drogę. I nie, nic mi nie jest. Daruj sobie, nie potrzebuję twojej troski- odparł basior niemiłym tonem. Drogę do granic miasta przeszliśmy w ciszy. Żadne z nas zbytnio nie kwapiło się do rozmowy. Skupiłam się na drodze, co spowodowało, że nawet nie zauważyłam, jak wyprzedziłam Blood'a. Na naszej drodze pojawiło się niewielkie wzniesienie. Kosztowało mnie to strasznie dużo wysiłku, ale w końcu udało mi się zdobyć ten Mount Everest. Gdy stanęłam na jego szczycie, ujrzałam w dole kilka następnych samochodów i kręcących się wokół nich, podnieconych ludzi. Aż nazbyt dobrze wiedziałam, co się stanie, jeśli Blood ich zobaczy, lub, co gorsza, jeśli oni zauważą nas. Zrobiłam szybki w tył zwrot i jak najszybciej zeszłam na dół. Wpadłam na Blood'a, który dopiero dotarł do podnóża pagórka.
- Idziemy dookoła- powiedziałam.
- Jasne, już lecę- odparł wilk i ruszył pod górę, znów mnie ignorując. Tym razem przegiął. Co on sobie wyobraża? Że może mnie stale ignorować i mną pomiatać?- pomyślałam i nim zdążyłam to przemyśleć, odwróciłam się, łapiąc Blood'a zębami za ogon i mocno ciągnąc do tyłu. Włożyłam w to całą swoją siłę. Ponadto wilk się tego nie spodziewał. Oba te czynniki w połączeniu spowodowały, że basior upadł na tyłek tuż przede mną.
<Blood? Historia zatacza koło XD>

Od Blood'a CD Kira

- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale jesteśmy 0 cm od powierzchni ziemi, więc ,,spadanie" nie wydaje mi się możliwe-odgryzłem się, uśmiechając się jadowicie. Kira spróbował dosięgnąć mnie z pozycji leżącej łapą, ale zdążyłem odsunąć się i pierwszemu zadać cios w pysk. Wilk najwyraźniej wkurzył się, bo stanął naprzeciwko mnie, odsłaniając raczej niewielkie kły. Zamierzałem parsknąć z dezaprobatą, ale wtem do jaskini wkroczył Dino.
- Kira, przecież kazałem ci się położyć. To, że usunęliśmy truciznę, nie znaczy, że jesteś zdrowy. Chyba nie chcesz, żeby jej resztki dotarły do serca, zanim się zneutralizują?-basior zmierzył medyka lodowatym wzrokiem, a następnie położył się, sycząc przez zęby:
- Dopadnę cię-z kamiennym wyrazem na pysku wyszedłem na zewnątrz. Nie było sensu marnować czasu na tego kretyna. Lepiej zająć się czymś pożyteczniejszym. Wkroczyłem do lasu, po czym schyliłem nos do ziemi, poszukując śladu zwierzyny. Po pół godzinie trafiłem na odcisk kopyta, zapewne jelenia. Idąc po kolejnych, dotarłem na skraj przerzedzenia lasu, gdzie gościło stado łosi. Westchnąłem cicho, ukrywając się za drzewem. Odległość od celu była spora, a kryjówka raczej słaba. Mimo to zaatakowałem, wyskakując zza pnia i z dużą prędkością wpadłem na jedno ze zwierząt. Samica zachwiała się pod moim ciężarem, a przy okazji przygniotłem ją, siłą trzymając w miejscu. Chciałem zanurzyć kły w szyi ofiary, lecz klępa wyrwała się i zaczęła uciekać. Dopadłem jej po raz kolejny, gryząc zawzięcie nogi. W końcu po walce stworzenie musiało się poddać, i uklękło na poranionych nogach. W tej chwili wskoczyłem na jej grzbiet, i chwyciłem szczękami za kark, kończąc żywot zwierzęcia. Oblizałem resztki krwi z pyska, po czym zabrałem się do konsumpcji zdobyczy. Rzecz jasna na jeden raz była to zbyt duża ilość, więc resztę zaciągnąłem do kryjówki pod korzeniami drzewa. Przysypałem ją śniegiem, i wybrałem się do starej kopalni. Niebo zaczynało przybierać coraz ciemniejsze barwy, więc zniknąłem w otworze. Kiedy przeszedłem kilka dłuższych korytarzy, znalazłem mały, suchy kąt, w którym zwinąłem się w kłębek i zasnąłem.
~Środek nocy~
Obudził mnie dziwny trzask drewna w oddali, pewnie w którejś z jaskiń. Zrobiłem młynka oczami i wyjrzałem na korytarz, zamierzając dorwać ,,lokatora na gapę". Co tym razem? Duchy kretów czy ciekawskie krasnoludki?-pomyślałem. Stawiam jeden do jednego, że to jakiś, k*rwa, członek. Nie zważając na hałas, jaki wywoływałem, zbliżyłem się do źródła dźwięku. Pośrodku pomieszczenia stała jakaś wadera o ledwie widocznym w mroku szarym futrze, zabawiająca się trzeszczącymi, starymi torami. Odwróciła się w moją stronę.
- Wypierdalaj-rzuciłem groźnie, jeżąc lekko sierść.
<Claris? Możesz później dać Kirze, jeśli chcesz :p I spokojnie, dzieciXD>

Od Blood'a CD Delacroix

Podczas gdy naokoło rozlegały się pojedyncze ludzkie okrzyki radości ze znalezionych przedmiotów, bólu od rozwleczonych po podłodze ostrych odłamków, irytujące pomrukiwania i chrząknięcia ich domniemanego przywódcy, leżeliśmy za ladą, nasłuchując intensywnie, czy nie zbliża się któryś z nich. Spoglądałem na swoje rany, rozmieszczone niby równomiernie po całym ciele: długie cięcie na boku, rany szarpane na barkach, mnóstwo zadrapań na łapach. Postanowiłem nieco to zbagatelizować, i zaplanowałem skoczyć im do gardeł, gdy już wszyscy zgromadzą się naokoło nas, ale po chwili zmieniłem zdanie. To uznałem za plan B. Plan A rozpocząłem w tym momencie, przywiązując waderę do pobliskiego występu, tak, by się nie zorientowała. Nie będzie mi przynajmniej przeszkadzać. Kiedy jednak to zobaczyła, otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz zamilkła, bo nad ladą pochyliła się czyjaś twarz. Nie mogłem się powstrzymać, i wybiłem się do góry, chwytając szczękami za twarz nastolatka, a nawet może dziecka. Spory kawałek został w moim pysku, zaś człowiek zaczął biegać dookoła jak kurczak bez głowy, wrzeszcząc w niebogłosy. Jego towarzysze obejrzeli się niezmiernie zdumieni.
- Blood!-krzyknęła oszołomiona Delacroix, próbując desperacko wstać. Postąpiłem krok do przodu, obnażając umazane we krwi kły, czarną, zjeżoną sierść poplamioną czerwoną, zaschniętą posoką. Wiedziałem, jak musi to wyglądać, i korzystałem na tym, choć przed oczami zaczęło mi się robić ciemno. Dysząc, stałem naprzeciwko nich. Za sobą słyszałem szarpanie zębami sznura.
- Z-zły o-oomen-wyszeptał wreszcie jakiś mężczyzna, i nim zdążyłem ich dopaść, cała grupa wybiegła. Tchórze!-pomyślałem z wściekłością i wydostałem się na zewnątrz. Wozy już skręcały. Pragnąłem krwi, krwi, śmierci człekokształtnych. Tyle, że przeszkodził mi w tym rozdzierający ból. Syknąłem, i wtopiłem się w ciemność.
Po upływie jakiegoś czasu otworzyłem oczy. Byłem na tej samej ulicy, w tym samym miejscu, a nade mną pochylał się pysk wadery. Przewróciłem oczami, i warknąłem głucho. Wilczyca posłusznie odsunęła się nieco.
- Ile mnie ominęło?-spytałem obojętnym tonem, otrzepując się.
- Minuta-odparła.
<Delacroix? XD>

niedziela, 5 lutego 2017

Od Delacroix CD Blood

Hałas narastał. Nie mieliśmy zbytnio czasu. Niewiele myśląc, podeszłam do Blood'a i szybko rozszarpałam resztki kabli. Wilk spojrzał na mnie zdziwiony.
- No co? Na co czekasz? Spadamy stąd jak najszybciej- powiedziałam. Basior wstał i oboje rozejrzeliśmy się za potencjalną kryjówką. Teraz już słychać było nie tylko silniki, ale i ludzkie głosy. Nie pozostało nam nic innego, jak skryć się w najbliższym budynku. Podeszliśmy do drzwi. Blood stanął na dwóch łapach i z łatwością wywarzył drzwi, czym mi naprawdę zaimponował. Weszliśmy do środka. Musiał być to kiedyś jakiś mały sklepik. Teraz jedyne, co z niego zostało, to wszechobecne śmieci oraz lada z przestarzałą kasą fiskalną. Na ścianach ledwo trzymały się stare półki. Skierowaliśmy się w stronę lady. Stanęłam za nią, Blood zaś obok niej. Oboje próbowaliśmy znaleźć coś pożytecznego. Hałas cały czas narastał i w końcu przed sklepem zatrzymała się cała masa różnych samochodów, motocykli. Po chwili pojawili się ludzie, uzbrojeni po zęby. Kilkoro z nich skupiło się w jednym miejscu i słuchali, co mówił jeden z nich, zapewne ich przywódca. Jakiś mężczyzna podszedł do drzwi sklepu i chwycił za klamkę, ale nie otworzył ich, gdyż tamten zaczął coś jeszcze do niego mówić. Pociągnęłam za sobą Blood'a i oboje skryliśmy się pod ladą. Może i nie była to najlepsza kryjówka, ale jedyna możliwa. Usłyszeliśmy, jak otwierają się drzwi.
-... przeszukać cały teren. Jak najdokładniej. Bierzemy wszystko, co może się przydać- dało się słyszeć głos jednego z ludzi. Następnie drzwi z hukiem zostały zamknięte. Ludzie od razu zaczęli wszystko sprawdzać, przy okazji robiąc jeszcze większy bałagan, choć zdawało się, że to niemożliwe. Sądząc po hałasach, było ich co najmniej dwóch.
<Blood?>

Od Kiry CD Blood

- Nie chcę zbytnio przeszkadzać, ale czy ten przemiły osobnik mógłby sobie, delikatnie mówiąc, pójść?!- powiedziałem zdenerwowanym głosem, w czasie gdy Dino przygotowywał wszystko do zabiegu.
- Oczywiście. Blood, dziękujemy ci za pomoc, ale nie jesteś już potrzebny- powiedział pielęgniarz, odwracając się w stronę wilka. Ten zaś chwilę jeszcze postał w drzwiach, potem powoli wyszedł. Widać było jego niezadowolenie. Ja zaś cieszyłem się. Nie wiedziałem, jak mocno będzie to boleć, ale mógłbym nagle zacząć krzyczeć z bólu, a on by na to wszystko patrzył? O nie, nie zamierzałem dać mu tej satysfakcji.
<Po zabiegu>
Całość nie trwała ta długo, jak się spodziewałem i nie była dla mnie aż tak bolesna. Najchętniej od razu puściłbym jaskinię medyka, ale Dino radził mi jeszcze odpocząć. Następnie odszedł. Wtedy też mój ojciec zbliżył się do mnie. Czułem, że chce ze mną o czymś porozmawiać. O mojej dawnej ucieczce? O powrocie? Śmierci Alexis? Odejściu reszty rodziny? O moich obrażeniach i tym, jak je zdobyłem? Tyle tego wszystkiego było.
- Chcę być sam- powiedziałem, zanim on zdążył choćby otworzyć usta.
- W takim razie zawołaj, jeśli czegoś byś potrzebował- odparł tylko i także wyszedł. Po jego odejściu położyłem głowę na łapach i przymknąłem oczy. Po chwili usłyszałem, jak ktoś wchodzi.
- Mówiłem już, że chcę być sam- powiedziałem, sądząc, że to znów mój ojciec albo medyk.
- Nawet ja nie mogę dotrzymać ci towarzystwa?- spytał Blood. W jego głosie dało się słyszeć udawaną troskę.
- Ty w szczególności- odparłem, podnosząc głowę, a następnie przybierając pozycję siedzącą.
- Smutno mi się robi na serduszku, gdy mnie tak odtrącasz- odpowiedział.
- Spadaj. Twój mózg zapewne nie rozumie znaczenia tak skomplikowanych słów, więc pozwól, że przeliteruję: S-P-A-D-A-J.
<Blood?>

Od Duncana CD Astoria

Tego dnia, jak zwykle, jako jeden z pierwszych pojawiłem się w jaskini jadalnej i, nie mając nic lepszego do roboty, pomogłem w przygotowywaniu posiłku dla stada. Wszyscy powoli zaczęli się schodzić. Po śniadaniu miała się odbyć kolejna rada, na którą zaproszenie dostali: emerytowane alfy, beta, ja i zwiadowcy,  czyli także ten Samael. Nadal nie darzyłem go zaufaniem, chociaż na dobrą sprawę, zupełnie bezpodstawnie się tak zachowywałem. Taki już byłem. Chamski, bezwzględny, wredny i nieufny. Jedyną osobą, której udało się do mnie dotrzeć, była Sophie. Sophie, moja kochana Sophie- pomyślałam i ciężko westchnąłem. Tuż przed śniadaniem alfa jednak odwołał zebranie. Kiedy więc już zjadłem, nie miałem pomysłu, co mógłbym zrobić. Wyszedłem na zewnątrz i, po chwili namysłu, skierowałem swe kroki w miejsce, którego dawno nie odwiedzałem. Po około dwóch godzinach szybkiego marszu byłem już na miejscu. Usypane z kamieni kopce widać było już z daleka. Było tutaj ich zaledwie kilka, gdyż więcej nie było trzeba. Przy każdym z nich był drewniany krzyżyk. Zwyczaj tworzenia ich przejęliśmy od ludzi. Oprócz tego były też drewniane tabliczki z imionami. Zastanowiłem się, czemu to właśnie mnie los tak pokarał, że muszę odwiedzać tu aż trzy bliskie osoby? Usiadłem między dwoma kamiennymi kopcami. Jeden był grobem mojej partnerki, drugi córki. Zaś kawałek dalej widoczny był znacznie mniejszy kamienny kopczyk. Grób mojej wnuczki, Alexis.
<Kilka godzin później>
Powolnym krokiem wracałem do jaskiń. Nie miałem pomysłu, co mógłbym robić przez resztę dnia. Wtem ujrzałem zbliżającą się w moją stronę sylwetkę wilka.
- Kim jesteś?- zadała pytanie stosunkowo młoda wadera, zatrzymując się na wprost mnie.
- Właśnie miałem zadać to samo pytanie- odparłem. Przez chwilę między nami panowała cisza. Każde z nas oczekiwało odpowiedzi na swoje pytanie.
- Skoro zapomniałaś języka w gardle, to chciałbym poinformować cię, że jesteś na terenie...
- Stada Białego Kruka?- dokończyła za mnie wilczyca.
- Tak. A ja jestem tutaj emerytowaną betą- powiedziałem.
- Co?- zdziwiła się lekko wadera. Słychać było, że straciła trochę pewności siebie.
- To, co słyszałaś- odpowiedziałem.
- W takim razie jestem Astoria- powiedziała.
- Duncan- odparłem krótko. Na więcej nie potrafiłem się zdobyć. W końcu to kolejna osoba, której nie znałem i nie mogłem ot tak zaufać.
<Astoria?>

Od Claris CD Hiro

- Myślę, ze to dobry pomysł- powiedziałam i obie skierowałyśmy się w stronę lasu. Miałam nadzieję, że kotka nie jest w tej kwestii skończonym nieudacznikiem i zna się na polowaniu, bo ja nie miałam zamiaru jej pomagać. Zdecydowanie zbyt długo byłam już miłą wilczycą. Każdy sobie rzepkę skrobie- pomyślałam. Dopóki nie doszłyśmy do granicy lasu, między nami panowała idealna, niczym niezmącona cisza.
-Czujesz to?- spytała Hiro, przystając na chwilę.
- Oczywiście, jak mogłabym nie czuć tego smrodu?- odparłam.
- Jak myślisz, co to?- zapytała kotka. Przewróciłam ze zniecierpliwieniem oczami, jednocześnie jeszcze raz robiąc głęboki wdech.
- Mutanty. Stawiam na Ssafona lub Wathera- odpowiedziałam. Obie podążyłyśmy za zapachem, starając się zachowywać jak najciszej.
- Mam pomysł, może zamiast krążyć bez celu w tę i z powrotem, wespnę się na to drzewo i sprawdzę okolicę?- zapytała kotka. Niechętnie jej przytaknęłam. Następnie znalazłyśmy najlepiej nadające się do wspinaczki drzewo. Hiro wskoczyła na nie i zwinnie zaczęła piąć się ku górze. Zatrzymała się na wysokości kilkunastu metrów nad ziemią, rozejrzała wokoło przez chwile, a potem ruszyła w drogę powrotną. Cała operacja trwała mniej więcej dwadzieścia minut. Po tym czasie kotka stanęła przede mną.
- Miałaś rację. Jakieś trzydzieści metrów przed nami znajduję się grupa mutantów, 3 Wathery i 2 Ssafony- powiedziała. Skinęłam głową na znak, że rozumiem, a następnie udałam się w przeciwną stronę.
- Hej, a ty dokąd?- spytała kotka, doganiając mnie.
- Na polowanie- odparłam.
- Nie zamierzasz nic z tym zrobić?
- Z czym?
- Z mutantami.
- Nie- odparłam.
- Ale...jak to?
- Tak to. Co możemy zrobić? Walka z nimi jest ryzykowna i trudna. Skoro nas ne zaatakowały i nie szkodzą w żaden sposób, to lepiej zostawić je w spokoju- odparłam.
- Ale chyba nie boisz się kilku mutantów, co?
- Wypluj te słowa! Ja się niczego nie boję, ale nie zamierzam dać się sprowokować. Chcesz, to idź i giń w walce z nimi na własną odpowiedzialność. Ja jednak nie mam zamiaru ci w niczym pomagać.
<Hiro?>

Od Heavena CD Ember

Patrzyłem za nią zamglonym wzrokiem i przygryzłem wargę. Nim zdążyła oddalić się na wystarczającą odległość przy skoczyłem do niej i przytrzymałem w miejscu.
- Daj mi powiedzieć...-zacząłem, ale wadera nie zamierzała mnie słuchać. I nie dziwiłem jej się.
- Zostaw mnie w spokoju! Czego ty ode mnie chcesz!?-krzyknęła, i wyrwała się do przodu, biegnąc w górę stromego zbocza, pokrytego głębokim śniegiem. Mimo dziwnego zmęczenia popędziłem za nią, brodząc w puchu. W ciszy wspinaliśmy się coraz wyżej. Jak mam do niej dotrzeć?-zastanawiałem się z bólem. Kiedy znalazłem się trochę bliżej, wykrzyknąłem głośno:
- To nie tak...! Proszę...-nie usłyszałem odpowiedzi. Wilczyca jedynie stanęła w miejscu, i nie odwracając się spowodowała mini-lawinę drobnych kamieni i lodowatych brył śniegu. Puszysta masa ruszyła na mnie z ogromną prędkością, podczas gdy wadera potykając się skokami posuwała się do przodu.
- Em...!-wrzasnąłem z wściekłością. Nie wytrzymywałem już tego. Resztę zagłuszył biały potok, który wlał mi się do ust. Lawina napierała na mnie, i ledwo się jej opierałem. Walczyłem, by zaczerpnąć tchu i nie ugrzęznąć w tym. W końcu wybiłem się łapami, i przebiłem na zewnątrz. Jednak nie zatrzymałem się, biegłem dalej po śladach, chcąc ją odszukać. Miłość pulsowała we mnie szybko, jak serce. Fizyczny ból w mięśniach przestał mieć znaczenie. Zaczął prószyć lekki śnieg, coraz mocniej i mocniej, co sprawiło, że odciski łap szybko znikały. Starałem się przyspieszyć, ale na próżno. Ostatecznie znalazłem jakąś ścieżkę, która prowadziła do mało widocznego wejścia do jaskini. Przełknąłem ślinę i przekroczyłem próg. W głębi leżała Ember, z głową ułożoną na ziemi i przymkniętymi oczami. Bezszelestnie zrobiłem pierwsze trzy kroki w jej stronę, gdy samica zerwała się, i na mój widok uderzyła mnie w bok.
- Do cholery jasnej, zostaw mnie! Nie chcę cię więcej widzieć!-otrzymałem ponowny cios. Pokręciłem głową, i przyparłem ją do ściany. W bursztynowych oczach odbijało się wiele emocji naraz, i nie byłem w stanie ich odczytać. Po kilku minutach, kiedy wydawało mi się, że wilczyca się uspokoiła, cofnąłem się. Wadera stała w tym samym miejscu. Zabiłaby mnie samym spojrzeniem.
- Wy...-urwałem w pół słowa. Tu nie ma co tłumaczyć.-Bez ciebie świat, życie nie mają sensu. Goniłem cię, i goniłbym na drugi koniec świata...Bo cię kocham, Ember. I chcę, żeby tak było zawsze.
<Ember? Pewnie dlatego, że jesteśmy normalnie nienormalniXDDD>

Od Ember CD Heaven

Po kilku minutach przestały mi lecieć łzy. Siedziałam tam gdzie wczoraj z Heavenem. Myśli mi się tłukły po głowie. Wiedziałam, że coś skrywał i nie chciał mi tego powiedzieć. Rozumiałam to ale to i tak bardzo bolało. Po chwili usłyszałam za sobą kroki. Niepewne kroki.
- Czego chcesz? - spytałam chłodno. Odpowiedziało mi milczenie. Odwróciłam się, a basior stał skruszony przede mną.
- Ember ja...
- Nie odzywaj się do mnie...NIGDY. No chyba, że w relacjach: Alfa-członek. Albo mnie wygnaj skoro masz ze mną taki problem. Naprawdę bardzo bym się cieszyła ty Alfo od siedmiu boleści - wyminęłam go bez słowa.
<Heaven? Czemu my się śmiejemy z dramaturgii? default smiley xd>

sobota, 4 lutego 2017

Od Heavena CD Samael

Ogier po kilku godzinach przybiegł do mnie cały zdyszany, z przerażeniem w oczach. Odruchowo chciałem wstać, ale moja noga nie trzymała się najlepiej mimo szybkiego gojenia się rany, i opadłem na koc, nadstawiając uszu.
- Mów-powiedziałem cicho. Wkrótce Samael opowiedział mi dokładnie wszystko, co widział w lesie.
- Nie ma mowy, żeby TO się tu kręciło. Jesteś dobrym zwiadowcą. Możesz iść-machnąłem zdrową łapą w geście odprawy. Trybiki mojego umysłu pracowały na najwyższych obrotach, planując bitwę, a raczej rzeź, którą z nimi stoczymy-z mutantami.
*3 tygodnie później, po walce z mutantami*
Jeszcze dwa dni po bitwie musiałem wciąż czyścić i czyścić na nowo miecz z lepiącej się, ciemnej posoki tych stworów. Kiedy nareszcie uznałem, że broń lśni, postanowiłem upewnić się, że wyrżnęliśmy je do cna. Wszystko wskazywało na to, że skażenie środowiska na zachodzie doliny powinno minąć do wiosny. Od razu na myśl przyszedł mi Samael. Dostarczał rzetelnych informacji i co by nie mówić, znał się na fachu. Oczywiście nie należało mu do końca ufać. Przywołałem go po chwili do siebie.
- Wiem, że przypada na ciebie dużo obowiązków. Chciałbym cię prosić o ostatnią przysługę.-wyjaśniłem mu.
- Oczywiście-odparł z radością koń.
- Pójdź tam, gdzie swoje terytorium miały mutanty i sprawdź, czy wszystkie zginęły.-Był to raczej zabieg niepotrzebny, bo walka była skończona, ale.
<Samael? Proszę, bez dramatyzmu i spazmóqwXDDD No, sporo się działo jeśli chodzi o moich kochanych braci>

Walentynka od X

Czy pamiętasz jak to było
Gdy byliśmy sam na sam?
Bicie serca mi mówiło,
Że dla siebie Ciebie mam.
Jesteś dla mnie niebem,
Słońcem, które nie zachodzi,
Jesteś dla mnie południem,
nocą, dniem, ranem i wieczorem
Dla mnie jesteś wszystkim.
Teraz wreszcie zrozumiałem,
Że na prawdę Kocham Cię!

Jesienna mgła otula świat,
Gwiazd roje lśnią na niebie,
Każdy w sercu ma własny świat,
A ja mam tylko Ciebie!
W wirze życia Cię wyszukałem
W Twoje ręce oddaję życie swe,
Dbaj o nie, miłości moja,
Wszak to będzie i życie Twe.

Lato minęło, zima też minie
Lecz moja miłość nigdy nie zginie.
Zegar już północ wolno wybija,
Lecz moja miłość ciągle nie mija.
Świeca dogasa, czas nudnie płynie,
A moja miłość trwa i nie ginie!
Miłość moja błądzi nocą,
Wciąż przy Tobie serce me.
Ja Cię kocham całą mocą,
Lecz wciąż nie wiem - czy ty kochasz mnie?

Kochana moja, powiedź mi szczerze,
Czy liczy się ktoś oprócz Ciebie?
Jesteś gwiazdą na mym niebie,
Jesteś prawdą, którą znam,
Jesteś wszystkim tym co mam.
Jesteś moim życia tchnieniem,
Spełnionym największym marzeniem,
Słońcem gorącym i kwiatem pachnącym,
Lekiem ból kojącym i celem życia wiodącym.

Dam Ci serce me czerwone,
W nim gorąca miłość płonie.
Ale czemu Cie pokochałem, najdroższa?
Pomimo tylu przeszkód stawianych nam?
Odpowiedź jest zwykła, najprostsza:
Przy Tobie pięknieje świat.

piątek, 3 lutego 2017

Walentynka od X

W mym sercu nawet zima zakwita,
Gdy z twoim sercem się witam
Niech miłość szczęście mnoży w każde dni
Uszczęśliwisz mnie właśnie ty
A dziś z blasku słońca
Bądźmy szczerzy, do samego końca
Miłości nic nie powstrzyma
Poddajmy się jej jak trzcina
Tobie zdrowia, pomyślności, niespodzianek na co dzień,
ciepła, mądrości i mnóstwa dobrodziejstw
Bursztynów podarowałbym ci garść
By rozpalić oczu czar


Znaleziony obraz


 

Od Samaela CD Heaven

- Ależ oczywiście! - odparłem uradowany z kolejnego zadania.
Niezmiernie cieszyła mnie moja "popularność" w stadzie oraz zaufanie, jakim darzył mnie alfa. Schyliłem głowę w geście szacunku wobec wyżej ustawionego w hierarchii osobnika, po czym zrobiłem nagły zwrot na zadzie i pogalopowałem w głąb lasu, w tym samym kierunku, w którym udaliśmy się wczoraj całą grupą. Starałem się patrzeć pod nogi i uważnie stawiać kopyta, aby nie podzielić losu Heavena. Przez cały czas podążałem wytyczonym przez nas poprzedniego dnia śladem. Gdy w końcu ten sie urwał przeszedłem do stępa. Podniosłem głowę i w skupieniu pooddychałem tamtejszym powietrzem. Może i nie miałem węchu wilka, ani żadnego innego psowatego, ale nie mogłem narzekać na brak tego zmysłu. Ten podpowiedział mi, w którym kierunku powinienem się udać. Chciałem zaufać chrapom, jednak coś sprawiało, że droga wskazywana przez woń czarnej substancji wydawała mi się niebezpieczna.
"Tylko mi tu nie cykorz, Samael" zagroziłem sobie w duchu.
Postawiłem czujnie uszy i gotowy w każdej chwili odbiec w przeciwnym kierunku ruszyłem tam, gdzie odradzał mi rozsądek.
*Parę długich godzin stępa później*
Monotonność lasu strasznie mnie nużyła. Z mojej ostrożności nie pozostała nawet odrobina. Rozluźniony kłusowałem z opuszczoną głową, aby lepiej widzieć czyhające na mnie korzenie drzew i zdradliwe czarne plamy. Zachodzące słońce, częściowo przysłonięte zimowymi chmurami, sprawiało wrażenie równie znudzonego moją wędrówką, co ja. W końcu zaczęły nachodzić mnie wątpliwości. Czy aby przypadkiem nie idę zbyt długo? Co jeśli pozostali się o mnie martwią? A może opuściłem już tereny stada? No ale chyba nie wrócę do alfy bez żadnych konkretnych informacji... Wtem moje wewnętrzne rozważania przerwał nieprzyjemny dźwięk. Przypominał odgłos, jaki wydawały zanurzające się w błocie kopyta, jednak nie był on miarowy. Nie miał wyraźnego taktu. Można było odnieść wrażenie, że stworzenie, które w owym błocie kroczy kuleje, i to znacznie. Z trudem pokonawszy instynkt samozachowawczy powoli zbliżyłem się do źródła niepokojącego dźwięku, starając się przy tym samemu żadnego nie wydać...
* Mniej więcej pół godziny później*
Mimo grubej warstwy śniegu ziemia dudniła wybijając nierówny, trzytaktowy rytm, dyktowany moimi kopytami. Na czarnej jak onyks sierści coraz wyraźniej widać było białe plamy spienionego potu. Chrapy parskały głośno starając się nadążyć za pracującymi na najwyższych obrotach płucami. Momentami czułem, że zmęczone szaleńczym galopem nogi odmawiają posłuszeństwa, jednak nieustannie powracający, makabryczny obraz na nowo dodawał im sił. Musiałem czym prędzej opisać go Alfie...
<Heaven? Ostatnio jakoś tak dramatycznie z mojej strony... Działo się coś ciekawego pod nieobecność Samaela?>

Od Hiro CD Claris

Mimo dokładnych poszukiwań ani ja, ani wadera nie znalazłyśmy nic więcej godnego uwagi. Zabrałyśmy więc tajemniczy przedmiot wraz z dołączoną do niego notatką i ruszyłyśmy czym prędzej w stronę jaskiń z nadzieją, że tam właśnie znajdziemy jedyną wilczycę, która byłaby w stanie przeczytać (najprawdopodobniej) ludzkie bazgroły. Po drodze nie rozmawiałyśmy za dużo.
- A czy ty przypadkiem nie żyłaś z ludźmi? - przypomniała sobie Claris. - Mimo wszystko nie znasz ich pisma?
- Żyłam, to prawda - odparłam zadowolona z faktu, że wilczyca zapamiętała co jej o mnie opowiadałam. - Niestety nie miałam okazji nauczyć się odszyfrowywania tych znaków.
Gdy zapytałam waderę o to samo (przypomniałam sobie, że ona też miała do czynienia z dwunożnymi istotami) ta tylko burknęła, że za krótko z nimi obcowała. Zrozumiałam, że wilczyca nie chce do tego wracać. Nie mogąc znaleźć żadnego innego tematu do rozmowy postanowiłam milczeć, co najwyraźniej nie przeszkadzało, a wręcz uradowało moją towarzyszkę podróży. Miałam więc wystarczająco czasu, aby przemyśleć to i owo. Między innymi fakt, że ostatnio strasznie sie rozgadałam. Po paru minutach intensywnego analizowania tej przypadłości zwaliłam swoje nowo nabyte gadulstwo na zbyt długą separację spowodowaną wędrówką, którą odbyłam. Gdy wreszcie dotarłyśmy do jaskini Layly okazało się, że jej właścicielki akurat nie ma w domu.
- Super - mruknęła poirytowana Claris. - Czemu nikogo nie można znaleźć, akurat wtedy kiedy jest najbardziej potrzebny?
Nie mogłam znaleźć odpowiedzi na to słuszne, lecz trudne pytanie, więc tylko westchnęłam przyznając tym samym wilczycy rację.
- Nie wiesz, gdzie mogłybyśmy ją znaleźć? - zapytałam nieśmiało nie chcąc jeszcze bardziej jej zdenerwować.
- A co ja wróżka, że wszystko mam wiedzieć?
Mimo iż zdawałam sobie sprawę, że Claris nie należała do tych najmilszych jej niezbyt uprzejma odpowiedź trochę mnie uraziła. W ostatniej chwili ugryzłam się w język, aby pochopnie czegoś głupiego nie palnąć. Sfrustrowana wadera uderzyła łapą w leżący obok niej, bogu ducha winny, kamyk, który przeleciał nad pobliskimi krzakami, aby skryć się przed złością samicy w mięciutkim śnieżnym puchu.
- W każdym razie - ostrożnie zaczęłam. - Podejrzewam, że ta sprawa nie jest na tyle ważna, żebyśmy koniecznie w tej chwili musiały skonsultować się z Laylą... Może zróbmy sobie przerwę, zjedzmy coś, a jutro znowu się tu spotkamy...
W milczeniu wyczekiwałam odpowiedzi samicy na moją propozycję. Szczerze mówiąc byłam już dość głodna...
<Claris?>

Od Astorii

Czasem jest tak, że coś tracimy. Jedni z tego powodu są źli na cały świat, a jedni płaczą całymi dniami. Jest jeszcze jedna grupa, do której zdecydowanie należę - grupa stworzeń, które zapominają o złych, jak i dobrych wydarzeniach i idą dalej. Ja właśnie tak zrobiłam. Zapomniałam o przeszłości. Zapomniałam o mojej dawnym domu.Zapomniałam i przyrzekłam sobie, że już nigdy nikogo nie pokocham, by już nie cierpieć, ani, żeby nikt nie cierpiał przeze mnie. Tajemniczy głos zdawał się być mi bardzo bliski. Mówił dwa słowa, niby takie proste, dziecinnie łatwe do wymówienia. A jednak one odmieniły moje życie. Brzmiały bardzo krótko.
"Uciekaj stąd"
Tak. Właśnie te słowa przesądziły o moich losach. Dzięki nim mogłam zginąć, albo trafić do raju. Serce mówiło co innego, a dusza, rozum co innego. W końcu posłuchałam serca. Serca, które mówiło bym uciekał, a znajdę swój raj na ziemi.
~*~
Gnałam przez przestworza. Przez lasy i łąki. Miałam wrażenie, że przemierzam pół świata, gdy w rzeczywistości pokonałam tylko kilkaset kilometrów. Podczas mojej podróży zastanawiałam się czy ktoś zauważył moją nieobecność. Pewnie nie. Ale to nawet lepiej. Czasem lepiej zostać niezauważonym i niewidocznym, a czasem głośnym i być w centrum uwagi. Po pokonaniu podróży znalazłam się w całkiem innym miejscu. Weszłam ostrożnie do środka i wspięłam się na najbliższe drzewo. Wtedy nie wiedziałam, że ta ziemia jest czyjaś. Powieki zdawały się mi ciążyć, aż w końcu uległam i zasnęłam. Ze snu wyrwał mnie aksamitny głos należący prawdopodobnie do samicy. Odwróciłam swój łeb i popatrzyłam na wilka o podobnym umaszczeniu do mnie.
- Kim jesteś?- zawołała zadzierając głowę, by na mnie spojrzeć. Zeszłam z drzewa i powiedziałam spokojnym nieco chłodnym tonem:
- Jestem Astoria. Chciałam się zapytać czy to jest Twoja ziemia?
Samica prześwidrowała mnie wzrokiem na wylot po czym lekko się uśmiechnęła i odparła takim samym aksamitnym głosem co się odezwała na początku.
- Ja jestem Ice. Stoisz na ziemi Stada Białego Kruka, w którym jestem emerytowaną Alfą.- odpowiedziała i delikatnie się cofnęła o jeden krok. Wydawała się mi dawać do zrozumienia, że nie kłamie i naprawdę stoję na terenach stada. Od kilku tygodni szukałam stada, więc czemu by nie skorzystać?
~Po tym jak już zostałam przyjęta do stada~
Poszłam sobie na przechadzkę. I nagle zobaczyłam zarys jakiegoś wilka.
<Ktoś?>

środa, 1 lutego 2017

Nowa samica!

Astoria
~~~
Zwiadowca

Od Layli CD Dorian

Rozeszliśmy się każdy swoją stronę. Po chwili westchnęłam cicho. Obraz falował mi dziwnie przed oczami, lecz gdy potrząsnęłam głową, to ustało. Brnęłam w śniegu, podnosząc wysoko łapy ponad jego warstwę. Niosłam martwe zwierzątko w pysku z zamiarem zostawienia go w spiżarni, ale nagle poczułam głód, więc po krótkim zastanowieniu rzuciłam je na najbliższy wystający spod puchu kamień, po czym złapałam jego ciało w szczęki. Drobne kości wiewiórki kruszyły się z łatwością. Na chwilę myślami wróciłam do Doriana. Zawsze w jego wypowiedziach brzmiała nutka pretensji. Do kogo? Do świata?-pomyślałam. Każdy z nas miał ciężkie chwile. Niewykluczone, że może jednak ma w sobie odrobinę suchego ciepła. Kiedy skończyłam posiłek, przeszłam ostatni kawałek drogi do jaskiń. Przełknęłam ślinę, a moje serce przyspieszyło rytm. Warcząc głucho dla dodania sobie otuchy, wkroczyłam na korytarz. Mimo panującego tłoku czułam, jakby wokół mnie zalegała kompletna cisza. Nikt mnie nawet nie potrącił, nie musnął. Niczyj dotyk...Niczym dotyk czyjejś łapy na futrze. Twardo stanęłam przed jaskinią medyka, uśmiechając się lekko. Dino przeglądał jakieś leki. Na mój widok powiedział przyjaźnie:
- Mama-podszedł do mnie i gestem zaprosił do środka-Jak się czujesz?-milczałam przez chwilę.
- Dobrze-odparłam przeciągle.-A u ciebie jak, synu?
- Również dobrze-odpowiedział, przygotowując przyrządy. Razem z nim był Reyn. Medyk przystąpił do badania. Leżałam na kocu spokojnie. A właściwie pozorując spokój. W środku serce mi łomotało. Będzie już tylko gorzej.-pogodziłam się z tym. 
- Cóż...Rak jak na razie chyba się nie rozprzestrzenia-rzekł z nieoczekiwaną radością Dino.-Może leki zaczęły działać?-smarował właśnie guz jakąś maścią. Westchnęłam. Gdyby tak mogło być...-pomyślałam.
- Może-uśmiechnęłam się znowu słabo. Starał się. Każdy chce żyć. Każdy chce być szczęśliwy. I chociaż marzy się śmierć, to chce się żyć.-stwierdziłam. 
- Przyjdź do mnie niedługo-otrząsnęłam się z zamyślenia i wstałam, żegnając syna. W progu stał Dorian, wpatrując się we mnie. 
<Dorian? Tam dam damXD>

Od Doriana CD Layla

Nie wiem czy ktokolwiek się ze mną zgodzi, ale najgorsze jest to poczucie bezsilności, uczucie, które ma nad nami większą władzę niż my sami. Przez nie, nawet gdybyśmy chcieli coś zrobić nie możemy. To uczucie zdawało nam się śmiać prosto w twarz z głosem, którego ton jest przepełniony szyderczym rodzajem, poczuciem własnego zwycięstwa, pewnego rodzaju triumfu, mówiący bez ogródek "Widzisz? Nie możesz nic zrobić! Ha! Jesteś słabeuszem, nic nie wartym pędrakiem, który nie ma już szans, by się przepoczwarzyć. Teraz patrz jak niszczę ostatnią nadzieję jaka Ci pozostała!". Być może istnieje jakieś wymyślone przez Einsteina czy innego tam Teslę lekarstwo, które zwiększa poczucie własnej wartości i pomaga nam przezwyciężyć to szydercze uczucie bezsilności. Ja osobiście jeszcze do niego nie dotarłem chociaż cały czas idę na przód.
~*~
- Wracamy? - usłyszałem głos wadery, która położyła rude zwierzę na śniegu. Popatrzyłem na nią krytycznym wzrokiem. Zrobiłbym wszystko by pójść już kilkadziesiąt minut wcześniej, jednak uważałem, że nie wypada tak nagle odchodzić. Pokiwałem energicznie głową i zacząłem brnąć przez śnieg. Layla wzięła ponownie w pysk zwierze i ruszyła za mną. Co chwilę mrugałem by odpędzić mróz od moich oczu i nosa. Raz po raz oglądałem się za siebie spoglądając na waderę. Po kilku minutach dotarliśmy do punkty wyjścia czyli w skrócie do miejsca, gdzie po raz pierwszy się zobaczyliśmy. 
- Wybacz, szanowna Laylo, lecz muszę załatwić coś niezmiernie ważnego. - powiedziałem zwracając się do samicy. Ona pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Również muszę się udać do swojej jaskini. Być może zobaczymy się później. - odpowiedziała emerytowana Alfa.
<Layla?>