piątek, 3 lutego 2017

Od Hiro CD Claris

Mimo dokładnych poszukiwań ani ja, ani wadera nie znalazłyśmy nic więcej godnego uwagi. Zabrałyśmy więc tajemniczy przedmiot wraz z dołączoną do niego notatką i ruszyłyśmy czym prędzej w stronę jaskiń z nadzieją, że tam właśnie znajdziemy jedyną wilczycę, która byłaby w stanie przeczytać (najprawdopodobniej) ludzkie bazgroły. Po drodze nie rozmawiałyśmy za dużo.
- A czy ty przypadkiem nie żyłaś z ludźmi? - przypomniała sobie Claris. - Mimo wszystko nie znasz ich pisma?
- Żyłam, to prawda - odparłam zadowolona z faktu, że wilczyca zapamiętała co jej o mnie opowiadałam. - Niestety nie miałam okazji nauczyć się odszyfrowywania tych znaków.
Gdy zapytałam waderę o to samo (przypomniałam sobie, że ona też miała do czynienia z dwunożnymi istotami) ta tylko burknęła, że za krótko z nimi obcowała. Zrozumiałam, że wilczyca nie chce do tego wracać. Nie mogąc znaleźć żadnego innego tematu do rozmowy postanowiłam milczeć, co najwyraźniej nie przeszkadzało, a wręcz uradowało moją towarzyszkę podróży. Miałam więc wystarczająco czasu, aby przemyśleć to i owo. Między innymi fakt, że ostatnio strasznie sie rozgadałam. Po paru minutach intensywnego analizowania tej przypadłości zwaliłam swoje nowo nabyte gadulstwo na zbyt długą separację spowodowaną wędrówką, którą odbyłam. Gdy wreszcie dotarłyśmy do jaskini Layly okazało się, że jej właścicielki akurat nie ma w domu.
- Super - mruknęła poirytowana Claris. - Czemu nikogo nie można znaleźć, akurat wtedy kiedy jest najbardziej potrzebny?
Nie mogłam znaleźć odpowiedzi na to słuszne, lecz trudne pytanie, więc tylko westchnęłam przyznając tym samym wilczycy rację.
- Nie wiesz, gdzie mogłybyśmy ją znaleźć? - zapytałam nieśmiało nie chcąc jeszcze bardziej jej zdenerwować.
- A co ja wróżka, że wszystko mam wiedzieć?
Mimo iż zdawałam sobie sprawę, że Claris nie należała do tych najmilszych jej niezbyt uprzejma odpowiedź trochę mnie uraziła. W ostatniej chwili ugryzłam się w język, aby pochopnie czegoś głupiego nie palnąć. Sfrustrowana wadera uderzyła łapą w leżący obok niej, bogu ducha winny, kamyk, który przeleciał nad pobliskimi krzakami, aby skryć się przed złością samicy w mięciutkim śnieżnym puchu.
- W każdym razie - ostrożnie zaczęłam. - Podejrzewam, że ta sprawa nie jest na tyle ważna, żebyśmy koniecznie w tej chwili musiały skonsultować się z Laylą... Może zróbmy sobie przerwę, zjedzmy coś, a jutro znowu się tu spotkamy...
W milczeniu wyczekiwałam odpowiedzi samicy na moją propozycję. Szczerze mówiąc byłam już dość głodna...
<Claris?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz