Ogier po kilku godzinach przybiegł do mnie cały zdyszany, z przerażeniem w oczach. Odruchowo chciałem wstać, ale moja noga nie trzymała się najlepiej mimo szybkiego gojenia się rany, i opadłem na koc, nadstawiając uszu.
- Mów-powiedziałem cicho. Wkrótce Samael opowiedział mi dokładnie wszystko, co widział w lesie.
- Nie ma mowy, żeby TO się tu kręciło. Jesteś dobrym zwiadowcą. Możesz iść-machnąłem zdrową łapą w geście odprawy. Trybiki mojego umysłu pracowały na najwyższych obrotach, planując bitwę, a raczej rzeź, którą z nimi stoczymy-z mutantami.
*3 tygodnie później, po walce z mutantami*
Jeszcze dwa dni po bitwie musiałem wciąż czyścić i czyścić na nowo miecz z lepiącej się, ciemnej posoki tych stworów. Kiedy nareszcie uznałem, że broń lśni, postanowiłem upewnić się, że wyrżnęliśmy je do cna. Wszystko wskazywało na to, że skażenie środowiska na zachodzie doliny powinno minąć do wiosny. Od razu na myśl przyszedł mi Samael. Dostarczał rzetelnych informacji i co by nie mówić, znał się na fachu. Oczywiście nie należało mu do końca ufać. Przywołałem go po chwili do siebie.
- Wiem, że przypada na ciebie dużo obowiązków. Chciałbym cię prosić o ostatnią przysługę.-wyjaśniłem mu.
- Oczywiście-odparł z radością koń.
- Pójdź tam, gdzie swoje terytorium miały mutanty i sprawdź, czy wszystkie zginęły.-Był to raczej zabieg niepotrzebny, bo walka była skończona, ale.
<Samael? Proszę, bez dramatyzmu i spazmóqwXDDD No, sporo się działo jeśli chodzi o moich kochanych braci>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz