Przed nami już majaczyła niewielka grupa członków, wyglądających na zaniepokojonych. Wtedy wadera zwolniła, spuszczając wzrok ku ziemi.
- Nie bój się-powiedziałem zachęcająco.
- Wcale się nie boję-odparła hardo wilczyca, spoglądając mi głęboko w oczy. Po prawdzie mówiąc, oboje baliśmy się tego samego. Kiedy byliśmy już tylko kilkadziesiąt metrów od stada, ktoś zauważył nas, i wszyscy ruszyli w naszym kierunku. Pierwsza dotarła do mnie cała rodzina: mama, babcia, dziadek, nawet mój brat, Dino.
- Gdzie ty się podziewałeś? Szukaliśmy cię cały dzień.
- No właśnie, gdzieś pojawili się ludzie, i spiżarnia wystarczy jeszcze tylko na dwa dni...Dobrze, że nic ci nie jest, ale co to za rana?-wszyscy przekrzykiwali się nawzajem, w tym tłumie i hałasie nie rozróżniałem już nic oprócz kolorowych plam. Nigdzie nie widziałem Ember.
- DOŚĆ!-wrzasnąłem ponad grupą. Członkowie natychmiast rozstąpili się. Odetchnąłem świeżym powietrzem, poszukując wzrokiem mojej miłości. Wadera stała za mną, i nieśmiało zrobiła krok w moją stronę. Podszedłem do niej, po czym rzekłem twardo do wszystkich:
- To jest wasza samica Alfa, Ember-po chwili rozległy się krótkie wiwaty. Wilczyca uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłem to nieco lżej, i pewnym krokiem przeszliśmy przez utworzony przez tłum szpaler. Szybko poszliśmy do naszej jaskini. Naszej-powtórzyłem w myślach, próbując się oswoić z tym słowem. Może nie kochałem jej bardziej niż mojej rodziny. Kochałem ją innym, o wiele mocniejszym uczuciem. Moja partnerka rozglądała się mimochodem po pomieszczeniu. Westchnąłem, i sprawdziłem, czy z mieczem wszystko w porządku. Podszedłem do Ember wyglądającej przez okno, muskając jej policzek.
- Cieszysz się?-spytałem z nadzieją.
<Ember?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz