Spojrzałem z niepokojem na moją partnerkę. Bezsłownie postanowiliśmy, że z pytaniami zaczekamy aż mała się obudzi.
Było już późno, obie nasze córki już spały ale Jordana ciągle nie było. Zaginął. Ice postanowiła że nocne poszukiwania tylko mogą sprowadzić na nas kłopoty. Z ciężkim sercem wyczekiwaliśmy świtu.
Cały czas mając nadzieję, że mój syn się odnajdzie, gdy tylko promienie słońca oplotły horyzont, rozpoczęliśmy przygotowania do poszukiwań. Już mieliśmy wychodzić razem z częścią stada, gdy zobaczyłem, że Layla się obudziła. Biała wadera dała mi znak, że ona się tym zajmie. Powiedziała coś do niej czego nie usłyszałem zbyt zajęty odpędzaniem czarnych myśli. Usłyszałem jednak jak mała zaczęła krzyczeć na całe gardło. Pobiegłem do niej i przytuliłem szepcząc uspokajająco. Nie podziałało. Ostatecznie zdecydowaliśmy, że dziewczynki zostaną w domu.
Szukaliśmy wszędzie. Jordana nie było niegdzie widać, ale ja nie chciałem ustępować. Nie zostawie tak po prostu mojego syna. Wszyscy więc starali się jeszcze bardziej. W końcu, gdy już poraz kolejny przekraczałem tą samą łąkę kręcąc się po lesie, usłyszałem czyjś krzyk. Znaleźli go. Moje serce wywinęło koziołka z radości. A zaraz potem zamarło. Jordana wyłowili ze strumienia, był martwy. Mój syn nie żyje. Jeszcze nigdy nikogo nie straciłem. Moja poprzednia rodzina... Nie znałem jej więc nie było mi żal. Jednak teraz...
Przenieśliśmy jego ciało przed jaskinie. Całe stado się zebrało. Wpatrywałem się w nieruchomą, czarną kulkę. Ciągle nie docierało do mnie to co się stało.
Niech ten pogrzeb będzie ostatnim. Pochowaliśmy Jordana. To trwało tylko chwilę, dla mnie minęła godzina. Ice powiedziała parę słów. Chciała żebym też to zrobił, ale od tego wydarzenia zdobyłem się wyłącznie na jakiś niewyraźny dźwięk. Gdy tylko wróciliśmy do jaskini moja partnerka wybuchnęła płaczem. Co ja robię? Skupiłem się na sobie i nie zauważyłem, że Ice też to przeżywa, to przecież był też jej syn. W tej sytuacji powiedzenie czekogolwiek nie poprawiło by naszych morale. Po prostu byłem przy niej.
Następne dni minęły szybko. Wszystko nadal kręciło się wokół jednej rzeczy. Mimo, że ból w sercu był wciąż obecny trzeba było wrócić do codziennych obowiązków. Nie można się zatracić w żałobie. Słońce jeszcze na dobre nie wzeszło, lecz ja już poszedłem na obchód stada. Wszystko okej. Na granicach czysto. Sprawdzenie zapasów. Jest. Wszyscy po za mną jeszcze smacznie spali. Postanowiłem więc zapolować. Śniadanie nie zaszkodzi biorąc pod uwagę, że nie pamiętam kiedy ostatnio jadłem. Stadko saren wybrało się na żer w promieniach poranka. Młoda, zwinna sztuka. Pobawimy się trochę. Ledwo wyskoczyłem z kryjówki, a ta już rozpoczęła ucieczkę. Była szybka, ale im dłużej biegłem tym bardziej skupiałem się na swoim obecnym zadaniu i zapomniałem i tym co było. Nie można żyć przeszłością, należy jednak o niej pamiętać. Smak świeżej krwi. Tak dawno go nie czułem. Gdy tylko zwierzę wyzionęło ducha stwierdziłem, że wcale nie jestem głodny i lepiej zaniosę sarnę moim dziewczyną. Tak też zrobiłem. Ice obudziła się pierwsza. Przeciągnęła się i uśmiechnęła słabo na mój widok.
< Ice? Małe streszczenie tego co było i coś dodatkowego ode mnie X) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz