Nie wiedziałam ile czasu minęło, zanim się ocknęłam. Wiedziałam jedynie, że jestem w białej klatce, w furgonetce. Gdzieś jedziemy. I to tyle. Rozejrzałam się wokół. Napotkałam wzrok równie przerażonej jak ja małej wadery, mojej siostry, Echo.
- Gdzie my jesteśmy?- powiedziała ledwo dosłyszalnym głosem i w tym samym momencie zaczęła zwijać się z bólu. Szybko do niej podeszłam. Jej prawa przednia łapa cała była w bandażach.
- Co ci się stało?- zapytałam, wskazując na opatrunek.
- Co mi się stało?- odpowiedziała pytaniem na pytanie, nadal skomląc z bólu. Spojrzała tam, gdzie ja, czyli na swoją łapę.
- Ach to...zaraz, chyba mnie postrzelili- powiedziała Echo.
- Postrzelili!- warknęłam wściekła. Wyznaję zasadę, że tylko JA MAM PRAWO DOKUCZAĆ MOJEMU RODZEŃSTWU, a każdy inny, kto się tego dopuści, zginie marnie. Na początku byłam tak wściekła, że z całej siły przywaliłam w kraty w wejściu. Nie liczyłam zbytnio, że w ten sposób się stąd wydostaniemy, ale miałam cichą nadzieję, że się uda.
- Dobrze, że przynajmniej cię opatrzyli- dodałam już nieco spokojniej, wracając do Echo.
- Mocno boli? Dasz sobie radę?- dodałam. Moja siostra była wyraźnie mocno zaskoczona taką troską z mojej strony.
- Tak. Więc ty pewnie też nie wiesz, gdzie jesteśmy, dokąd jedziemy i po co?- spytała Echo.
- Niestety nie- powiedziałam i opuściłam głowę. Byłam wściekła, ale też trochę się bałam, choć nie chciałam dać tego po sobie poznać.
<Echo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz