- Kim kolwiek oni byli zapewne mieli złe zamiary. - zauwarzył Reyn
- Masz racje. - odpowiedziałam - Lepiej stąd chodźmy bo jeszcze tu wrócą.
- Masz racje, ale najpierw znajdźmy naszych rodziców nie chce żeby się
niepotrzebnie martwili. - zagadnął Reyn, w sumie miał racje, więc
ruszyłam za nim w stronę jaskini członków stada. Droga była bardzo
przyjemna. Nasłuchiwaliśmy śpiewu ptaków, szelestu liści i szumu
strumyka. Przez lekko żółte korony drzew prześwitywało słońce. W końcu
byliśmy już niedaleko jaskiń, kiedy niezauwarzyłam, że na naszej drodze
jest jakieś płytkie i niewielki oczko wodne. Wdepnęłam do niego, a woda,
która była już chłodna zmoczyła moje łapy.
- Ech mam całe łapy mokre! - powoedziałam z lekkim rzalem w głosie.
- Spoko to tylko trochę wody... - powiedział Reyn, włorzył łapę do wody i
zaczął mnie oczlapywać, a ja jego. Kiedy skończyliśmy zabawę clali
mokrzy postanowiliśmy wrócić do domów.
- Umówimy się na jutro? - zapytałam Reyna
<Reyn?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz