Zgodnie z postanowieniem postanowiliśmy spędzić całą noc na poszukiwaniach. Mój partner nie był zadowolony i wypominał mi to już parę razy, ale czego się nie robi dla przyjaciół...Wkroczyliśmy do ciemnego lasu. Wszystko w cieniu wydawało się straszniejsze, wyrazistsze, prawie zaczęłam drżeć. Zbliżał się środek nocy, ale ni widu, ni słychu, nigdzie ani śladu waderek. Westchnęłam i nie miałam już siły, by dalej szukać. Ułożyłam się pod niewielką jarzębiną i zasnęłam natychmiast, zapominając o zadaniu.
~Rano~
Otworzyłam oczy i spojrzałam na posiłek u moich łap, a następnie w chłodne oczy Archera. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, lecz on odwrócił głowę. Nadal był zły. Zjadłam bez zbędnych ceregieli i postanowiłam nie fundować mu więcej niespodzianek, aż nagle usłyszałam przedzieranie przez krzaki niedaleko, na polanie. Podkradliśmy się pod osłonę z liści, a tam ujrzeliśmy brązowo-białą waderę niosącą w pysku...Echo i Claris! Mój partner wyraźnie nie miał ochoty uganiać się za dzieciakami. Z poczuciem winy polizałam go szybko po pysku i wyskoczyłam z zarośli prosto na przypominającą psa waderę, a ona zdezorientowana zaczęła szybko rozglądać się w poszukiwaniu wyjścia. Warknęłam krótko, dając do zrozumienia, że nierozsądnie jest próbować ucieczki, i przygniatając jej łapę do ziemi, zawyłam po Sophie i Duncana. Usłyszałam za sobą szelest i z gąszczy wyłonił się Archer w markotnym nastroju, odsłaniając część kłów i patrząc na mnie z niezadowoleniem, drugim okiem pilnował brązowo-białej wilczycy. Po kilku minutach pojawiła się moja zdyszana przyjaciółka i samiec Beta. Na widok sceny podbiegli w naszym kierunku.
<Archer? Jetra? Claris? Echo? Duncan? Sophie? Zbiegowisko się tu robiXD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz