Uśmiechnęłam się do siebie. Moje łapy opadały z cichym szelestem na miękki mech, gdy truchtałam przez nasycony zielonym blaskiem, przyjemnie chłodny w upalny dzień, szemrzący las. Świergot ptaków towarzyszył mi przez cały czas, tak samo jak Embry z tyłu z koszem ziół. Odkąd stał się dorosły, mogłam z nim chodzić, dokąd chciałam, chociaż czułam się jakoś...dziwnie w jego towarzystwie. Traktował mnie jak młodą damę, ale i przyjaciółkę. Teraz chodził własnymi ścieżkami, wydawałoby się, że nasze stosunki od szczenięctwa się nie zmieniły, ale jednak. Tylko te dawne spojrzenia utrzymywały więź, chodź ze smutkiem stwierdziłam, że ma ważniejsze sprawy niż ja i nasza przyjaźń. Co niby mogę dla niego znaczyć? Zwolniłam kroku, i westchnęłam, spuszczając łeb. Będzie mi brakować tamtych lat...
- A!-wdepnęłam w coś mokrego, muł rzeczny, zagapiłam się. Odskoczyłam i przez chwilkę, ułamek sekundy, cała scena powtórzyła się, a krew podpełzła do moich łap. Odskoczyłam jak poparzona, i pognałam przez las, chcąc uciec przed wspomnieniami. Słyszałam nawoływania Embryeg, gdy przedzierałam się przez kolczaste jeżyny i zarośla, targające moją sierść. Oddychając ciężko, sturlałam się na małą polankę. Podniosłam się, nie otwierając oczu. Stałam przez chwilę, próbując złapać puszczone luzem lejce rozumu. Powoli otworzyłam oczy, zatrzymując wzrok na starym dębie. Nagle tuż za mną rozległ się trzask gałązek. Obróciłam się szybko i westchnęłam cicho z ulgą, spoglądając na przestraszoną twarz Embryego, całego potarganego i drżącego.
- Nic ci nie jest?-podbiegł do mnie. Kilka zadrapań...
- Nie...-odparłam uspokoajająco. Embry przybrał wyraz troski i znów obrałam dobry kierunek, nie mówiąc już nic i skupiając się na drodze. Byliśmy coraz bliżej granicy doliny, kiedy zatrzymałam się raptownie. Moje ucho wyłowiło jakiś szmer, coś jak oddech bestii...Napięcie rosło. Niespodziewanie drogę zagrodził nam ogromny Kostren, wydając donośne odgłosy podobne do świńskiego rżenia. Groźnie błyskając oczami, uderzał tylnymi kopytami na oślep. Wydałam okrzyk przerażenia, jakby ktoś próbował dotknąć mnie rozżarzonym żelazem, w ostatniej chwili umykając spod rozpędzonego kopyta.
- Layla!-wrzasnął Embry i odciągnął mnie na bok, stając między mną a mutantem. Nigdy nie widziałam go tak zdeterminowanego. Błyskawicznie skoczył mu na kark, a ten zrzucił go na drzewo. Walka była dość krótka, bo basior szybkim ruchem dostał się do jego serca. Z zapartym tchem patrzyłam, jak wilk schodzi z martwego, nieruchomego ciała. Patrzyłam na niego z lękiem, trochę z nieufnością. Wiedziałam że musiał to zrobić ale jakoś...Nie wiem. Podeszłam do niego i ustaliliśmy jeszcze jutrzejszy obiad. Wróciłam szybko do jaskini i zasnęłam, nie mówiąc nic rodzicom.
~Późnym ranem~
Mama zgodziła się, żebym nocowała u Katrin i Jacoba. Gospodarze ucieszyli się na mój widok. Głównie chciałam poprzebywać z rodziną Embryego, ale też zobaczyć, czy nasza przyjaźń ma jakiejkolwiek szanse. Najpierw zjedliśmy obiad złożony z wody, udźca jelenia, kuropatw i przysmaku z zająca. Później przyszedł czas wolny i wybiegliśmy na dwór. Pobawiłam się z basiorem i innymi w berka. Zmęczona usiadłam obok na kamieniu, inni tego nie zauważyli, więc zaśpiewałam coś (Bacząc na to, by nikt nie podsłuchiwałXD):
Mam ciebie tylko w głowie
I to wystarczy mi
Na prawdziwą wojnę, nie zamierzam iść
Ciebie mam tylko w głowie
Mój zmyślony świat
Nie chcę iść na tą wojnę jeszcze raz
Umilkłam, widząc podchodzącego do mnie srebrnobiałego basiora.
- Co robimy? Jakieś wcyieczki? Plany?
<Embry? Może być End City albo do wąwozu czy ogrodu:3>
- Nic ci nie jest?-podbiegł do mnie. Kilka zadrapań...
- Nie...-odparłam uspokoajająco. Embry przybrał wyraz troski i znów obrałam dobry kierunek, nie mówiąc już nic i skupiając się na drodze. Byliśmy coraz bliżej granicy doliny, kiedy zatrzymałam się raptownie. Moje ucho wyłowiło jakiś szmer, coś jak oddech bestii...Napięcie rosło. Niespodziewanie drogę zagrodził nam ogromny Kostren, wydając donośne odgłosy podobne do świńskiego rżenia. Groźnie błyskając oczami, uderzał tylnymi kopytami na oślep. Wydałam okrzyk przerażenia, jakby ktoś próbował dotknąć mnie rozżarzonym żelazem, w ostatniej chwili umykając spod rozpędzonego kopyta.
- Layla!-wrzasnął Embry i odciągnął mnie na bok, stając między mną a mutantem. Nigdy nie widziałam go tak zdeterminowanego. Błyskawicznie skoczył mu na kark, a ten zrzucił go na drzewo. Walka była dość krótka, bo basior szybkim ruchem dostał się do jego serca. Z zapartym tchem patrzyłam, jak wilk schodzi z martwego, nieruchomego ciała. Patrzyłam na niego z lękiem, trochę z nieufnością. Wiedziałam że musiał to zrobić ale jakoś...Nie wiem. Podeszłam do niego i ustaliliśmy jeszcze jutrzejszy obiad. Wróciłam szybko do jaskini i zasnęłam, nie mówiąc nic rodzicom.
~Późnym ranem~
Mama zgodziła się, żebym nocowała u Katrin i Jacoba. Gospodarze ucieszyli się na mój widok. Głównie chciałam poprzebywać z rodziną Embryego, ale też zobaczyć, czy nasza przyjaźń ma jakiejkolwiek szanse. Najpierw zjedliśmy obiad złożony z wody, udźca jelenia, kuropatw i przysmaku z zająca. Później przyszedł czas wolny i wybiegliśmy na dwór. Pobawiłam się z basiorem i innymi w berka. Zmęczona usiadłam obok na kamieniu, inni tego nie zauważyli, więc zaśpiewałam coś (Bacząc na to, by nikt nie podsłuchiwałXD):
Mam ciebie tylko w głowie
I to wystarczy mi
Na prawdziwą wojnę, nie zamierzam iść
Ciebie mam tylko w głowie
Mój zmyślony świat
Nie chcę iść na tą wojnę jeszcze raz
Umilkłam, widząc podchodzącego do mnie srebrnobiałego basiora.
- Co robimy? Jakieś wcyieczki? Plany?
<Embry? Może być End City albo do wąwozu czy ogrodu:3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz