Wpatrywałem się w jasne oczy mojej partnerki. Te same które tak dawno mnie zachwyciły i stopiły moje serce. Teraz dawały mi mentalne ukojenie, bo fizycznie wszystko mnie bolało jak jasna cholera.
-Jak się czujesz?- spytała przybliżając się. Co teraz? Powiedzieć i skłamać, że wszystko okej? Czy w końcu wyzwolić ten jęk, który uwiązł mi w gardle. Bardziej w moim stylu jest dobra mina do złej gry. Jednak gdy tylko otworzyłem pysk boląca głowa, grzbiet i wszystko wydały swój okrzyk bólu. Ice liznęła mnie w nos i odeszła kawałek. Przymknąłem powieki walcząc z falą mdłości. Biała wadera wkrótce wróciła i poczułem, że zaczyna coś robić przy mojej łapie. Nawet nie zauważyłem, że krwawię. Chociaż nie wiem czego się mogłem spodziewać po takim upadku. Wilczyca przycisnęła jakiś liść, a ja mimowolnie syknąłem.
-Chyba przestanę lubić wycieczki górskie.- mruknąłem. Ice uśmiechnęła się słabo i dokończyła opatrywać moje rany.
-A tobie nic się nie stało?- spytałem zbyt szybko podnosząc łeb, co wywołało ostry atak migreny. Nie odpowiedziała tylko położyła się przy mnie i wtuliła głowę w moją pierś. Zwinęliśmy się w ciasny, przytulaśny kłębek. Zamknąłem oczy i wdychając zapach jej białego futra zasnąłem.
< Ice? :*<3 Sorka, że takie krótkie >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz