Kiedy zobaczyłem, jak Ice traci przytomność, bardzo się wystraszyłem. Czym prędzej zabiłem dwóch ostatnich, pozostałych przy życiu ludzi, jednak nie wykluczałem, że gdzieś w tym laboratorium jest ich jeszcze więcej. Wystarczył jeden skok i już byłem przy Ice. Zanim jednak zdążyłem cokolwiek zrobić, usłyszałem straszny hałas, a spod sufitu zaczęła świecić czerwona, migająca poświata. Odwróciłem głowę w drugą stronę i ujrzałem jednego z ludzi. Miał na sobie fartuch cały poplamiony krwią. Ledwo trzymał się na nogach. Prawie całym ciężarem ciała opierał się o ścianę. Rękę trzymał na jakimś dużym guziku. W jednej chwili dotarło do mnie, że temu jednemu udało się jakoś ujść z życiem i włączył alarm. Zawróciłem więc i skoczyłem na niego. Człowiek wyciągnął ręce w obronnym geście, ale te jego delikatne rączki nie miały żadnych szans w starciu z moimi pazurami i kłami. Po chwili mężczyzna leżał martwy pod moimi łapami. Byłem wściekły, że temu człowiekowi udało się włączyć ten alarm. Rozejrzałem się szybko, aby sprawdzić, czy da się to cholerstwo jakoś wyłączyć. Niestety nie znalazłem sposobu. Po chwili usłyszałem jakieś krzyki, kroki, hałasy i przede mną znów pojawiło się mnóstwo ludzi, tym razem uzbrojonych po zęby. Nie miałem szans w starciu z nimi, ale postanowiłem, że nie poddam się tak łatwo. Jeśli mam polec, zrobię to z godnością. Skoczyłem szybko na pierwszego człowieka, którego zabiłem, zanim ktokolwiek zdążył zareagować. Potem podniosłem głowę i ujrzałem wycelowaną prosto we mnie broń. Nie miałem już szans, ale wiedziałem jedno: "Na pewno nie zamknę oczu, nie boję się ich. Nie boję się śmierci. Boję się tylko o moją rodzinę, ale jakoś sobie beze mnie poradzą"- pomyślałem. Człowiek już miał strzelić, gdy wtem z tyłu ludzkiej gromady rozległy się krzyki, polała się krew. Mój nie doszły oprawca odwrócił głowę w tym samym momencie, w którym w jego ciało wbiły się ostre kły i pazury Jetry. Broń wylądowała tuż u moich łap. Spojrzałem na nią, prychnąłem lekceważąco, po czym jak najszybciej zacząłem pomagać Jetrze oraz Sophie, która również przybyła na ratunek mi i Ice. We trójkę poradziliśmy sobie z reszta ludzi. Stanęliśmy na środku dużej, kiedyś białej, a teraz całej czerwonej od krwi sali i zaczęliśmy nasłuchiwać, czy ktoś jeszcze nadchodzi. Nie było słychać żadnych kroków ani nic, więc mieliśmy nadzieję, że to już wszyscy.
- Dzięki za pomoc, ale miałyście przecież stać na czatach- powiedziałem.
- Miałyśmy, ale kiedy usłyszałyśmy alarm, zdałyśmy sobie sprawę, że nie idzie Wam raczej za dobrze- odparła Jetra.
- Właśnie, więc czym prędzej przybiegłyśmy na pomoc- dokończyła Sophie. Następnie podeszliśmy do Ice. Na szczęście dostała małą dawkę środka usypiającego i zaczęła się powoli budzić.
- Ok, ktoś musi zostać z Ice, a pozostała dwójka pójdzie sprawdzić, czy żyją jeszcze jacyś ludzie i uwolnić zwierzęta.
<Ice? Sophie? Jetra?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz