- Z chęcią- odparłem, po czym każde z nas udało się do swojego domu. Rodziców nie było, ale zaraz gdy wrócili opowiedziałem im o przygodzie, która spotkała mnie i Kalę. Bardzo się tym przejęli. Zauważyłem to, mimo że starali się to ukryć. Potem udaliśmy się na kolację. Mi rodzice koniecznie chcieli jeszcze porozmawiać z matką Kali. Ona chyba miała podobny zamiar, bo gdy moi rodzice nie zdążyli się jeszcze porządnie rozejrzeć, Ana już nas znalazła. Usiedli obok siebie. Bardziej niż jedzeniem interesowali się rozmową m.in. o bezpieczeństwie członków stada. Czyli innym słowy, rozmawiali o tym, co nas spotkało. Ja zaś wdałem się w rozmowę z Kalą.
- Czasami są tacy denerwujący i nadopiekuńczy- powiedziałem, wskazując na moich rodziców.
- Moja mama też taka jest czasem- odparła suczka.
- To chyba taka rodzicielska przypadłość- dodała.
- Jeśli ja będę miał dzieci, na pewno nie będę w stosunku do nich taki nadopiekuńczy. Na pewno- powiedziałem poważnie.
- Łatwo mówić, jeszcze wiele rzeczy może się zdarzyć, zanim dorośniemy. I możesz zmienić zdanie- odpowiedziała Kala.
- Może i zmienię, ale jak na razie się na to nie zanosi- odparłem. Po kolacji część członków stada została na jakimś zebraniu dotyczącym spraw doliny, a to oznaczało, że zajmie się nami Evelyn. To z kolei znaczyło, że mamy jeszcze trochę czasu na zabawę.
- To co tym razem? Znów berek? Może chowany?- zacząłem rzucać propozycjami.
<Kala?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz