Tego wieczoru ja i Demon postanowiliśmy zjeść kolację sami. Mój partner upolował dla nas po dwa, dorodne zające. Zajadaliśmy się nimi ze smakiem, rozmawiając o różnych rzeczach, głównie o naszych dzieciach, które już niedługo miały przyjść na ten świat.
- Ale czy będziemy dobrym rodzicami? Czy zdołamy zapewnić naszym dzieciom bezpieczeństwo?- spytałam z lekkim niepokojem w głosie.
- Na pewno sobie poradzimy, już nie zaprzątaj sobie tym swojej ślicznej główki- odparł Demon, czym podniósł mnie na duchu. Porozmawialiśmy jeszcze trochę, aż w końcu poszliśmy spać.
~~W nocy~~
Obudził mnie bardzo mocny skurcz. Przez chwilę nie byłam pewna, gdzie jestem, co się dzieje i która godzina. Przez następnych kilka minut nic się nie działo, więc powoli wstałam i podeszłam do wyjścia, by się lepiej dotlenić. Na zewnątrz było ciemno, więc musiała być już noc. Po krótkim czasie wróciłam na posłanie. Położyłam się i już chciałam iść spać, gdy wtem poczułam drugi, jeszcze mocniejszy skurcz. A potem kolejny i jeszcze kolejny. Wiedziałam już, co się dzieje. Nim się spostrzegłam, zwijałam się z bólu. Szturchnęłam mojego partnera w ramię, aby go obudzić, ale on ani drgnął. Musiałam to powtórzyć jeszcze dwa razy, zanim udało mi się go obudzić.
- To już- szepnęłam.
- Co "już"?- zapytał zaspanym głosem, najwyraźniej jeszcze całkiem się nie dobudził.
- Ja rodzę!- wrzasnęłam, bo właśnie w tym momencie poczułam kolejny skurcz. Demon natychmiast wstał.
- Jak mam ci pomóc?- zapytał.
- Wystarczy, że przy mnie będziesz- odparłam i już po chwili znowu zwijałam się z bólu. Ułożyłam się w wygodnej pozycji. Wszystko poszło dość sprawnie i szybko. Demon cały czas przy mnie był, trzymał mnie za łapę i dodawał mi siły swoim uśmiechem. W końcu na świat przyszły dwa małe "puchatki". Obie były waderkami. Obie też od razu do mnie podeszły i zaczęły ssać mleko.
- Jak je nazwiemy?- spytałam.
- A co powiesz na Primrose...- Demon wskazał głową na białą kulkę.
-...i Delacroix- dodałam.
- Hę?- zdziwił się mój partner.
- Nie pytaj mnie, skąd znam to imię. Wymyśliłam je teraz, na poczekaniu- powiedziałam. W tym momencie do naszej jaskini wdarły się pierwsze promienie słońca.
<Demon?>
środa, 28 września 2016
poniedziałek, 26 września 2016
Od Duncana CD Sophie, Ice, Jetra
Kiedy zobaczyłem, jak Ice traci przytomność, bardzo się wystraszyłem. Czym prędzej zabiłem dwóch ostatnich, pozostałych przy życiu ludzi, jednak nie wykluczałem, że gdzieś w tym laboratorium jest ich jeszcze więcej. Wystarczył jeden skok i już byłem przy Ice. Zanim jednak zdążyłem cokolwiek zrobić, usłyszałem straszny hałas, a spod sufitu zaczęła świecić czerwona, migająca poświata. Odwróciłem głowę w drugą stronę i ujrzałem jednego z ludzi. Miał na sobie fartuch cały poplamiony krwią. Ledwo trzymał się na nogach. Prawie całym ciężarem ciała opierał się o ścianę. Rękę trzymał na jakimś dużym guziku. W jednej chwili dotarło do mnie, że temu jednemu udało się jakoś ujść z życiem i włączył alarm. Zawróciłem więc i skoczyłem na niego. Człowiek wyciągnął ręce w obronnym geście, ale te jego delikatne rączki nie miały żadnych szans w starciu z moimi pazurami i kłami. Po chwili mężczyzna leżał martwy pod moimi łapami. Byłem wściekły, że temu człowiekowi udało się włączyć ten alarm. Rozejrzałem się szybko, aby sprawdzić, czy da się to cholerstwo jakoś wyłączyć. Niestety nie znalazłem sposobu. Po chwili usłyszałem jakieś krzyki, kroki, hałasy i przede mną znów pojawiło się mnóstwo ludzi, tym razem uzbrojonych po zęby. Nie miałem szans w starciu z nimi, ale postanowiłem, że nie poddam się tak łatwo. Jeśli mam polec, zrobię to z godnością. Skoczyłem szybko na pierwszego człowieka, którego zabiłem, zanim ktokolwiek zdążył zareagować. Potem podniosłem głowę i ujrzałem wycelowaną prosto we mnie broń. Nie miałem już szans, ale wiedziałem jedno: "Na pewno nie zamknę oczu, nie boję się ich. Nie boję się śmierci. Boję się tylko o moją rodzinę, ale jakoś sobie beze mnie poradzą"- pomyślałem. Człowiek już miał strzelić, gdy wtem z tyłu ludzkiej gromady rozległy się krzyki, polała się krew. Mój nie doszły oprawca odwrócił głowę w tym samym momencie, w którym w jego ciało wbiły się ostre kły i pazury Jetry. Broń wylądowała tuż u moich łap. Spojrzałem na nią, prychnąłem lekceważąco, po czym jak najszybciej zacząłem pomagać Jetrze oraz Sophie, która również przybyła na ratunek mi i Ice. We trójkę poradziliśmy sobie z reszta ludzi. Stanęliśmy na środku dużej, kiedyś białej, a teraz całej czerwonej od krwi sali i zaczęliśmy nasłuchiwać, czy ktoś jeszcze nadchodzi. Nie było słychać żadnych kroków ani nic, więc mieliśmy nadzieję, że to już wszyscy.
- Dzięki za pomoc, ale miałyście przecież stać na czatach- powiedziałem.
- Miałyśmy, ale kiedy usłyszałyśmy alarm, zdałyśmy sobie sprawę, że nie idzie Wam raczej za dobrze- odparła Jetra.
- Właśnie, więc czym prędzej przybiegłyśmy na pomoc- dokończyła Sophie. Następnie podeszliśmy do Ice. Na szczęście dostała małą dawkę środka usypiającego i zaczęła się powoli budzić.
- Ok, ktoś musi zostać z Ice, a pozostała dwójka pójdzie sprawdzić, czy żyją jeszcze jacyś ludzie i uwolnić zwierzęta.
<Ice? Sophie? Jetra?
- Dzięki za pomoc, ale miałyście przecież stać na czatach- powiedziałem.
- Miałyśmy, ale kiedy usłyszałyśmy alarm, zdałyśmy sobie sprawę, że nie idzie Wam raczej za dobrze- odparła Jetra.
- Właśnie, więc czym prędzej przybiegłyśmy na pomoc- dokończyła Sophie. Następnie podeszliśmy do Ice. Na szczęście dostała małą dawkę środka usypiającego i zaczęła się powoli budzić.
- Ok, ktoś musi zostać z Ice, a pozostała dwójka pójdzie sprawdzić, czy żyją jeszcze jacyś ludzie i uwolnić zwierzęta.
<Ice? Sophie? Jetra?
niedziela, 25 września 2016
Od Archera CD Evelyn
Cicho i powoli okrążyliśmy ludzkie obozowisko żeby lepiej ocenić sytuację. "Zabij ich Archer."- usłyszałem naglący głos. Przystanąłem tak, że Evelyn na mnie wpadła.
-Co ty robisz?- wysyczała i ominęła mnie. "Zabij ich wszystkich, ją też. Przecież tak cię wkurza, prawda?"- tak dawno nie słyszałem wielce "mądrych" rad Pierwszego. Przez to wszystko zapomniałem o nim kompletnie. Ale ma jednak chłopaczyna świetne wyczucie czasu. Potrząsnąłem łbem jakby chcąc wygonić go z mojej głowy. Oczywiście skutku nie było tylko kotka stojącą kawałek przede mną patrzyła się na mnie jak na wariata. Zakląłem w myślach i skupiłem się ponownie na ludziach. Maluchy, w wieku 6-10 lat o umorusanych twarzyczkach, grały w karty niedaleko ogniska, staruszek siedział przy ogniu wpatrując się w prawie gotowe jedzenie jak w jakieś piękne zjawisko. Zapadnięte policzki i oczy sugerowały, że dla niego tym właśnie jest. Nastoletni chłopak czyścił broń przy lichym namiocie zrobionym z dwóch koców, obok niego dziewczyna, niewiele starsza od niego strugała strzały. Co było dość dziwne, dwunogi wolą raczej broń palną. Dookoła walały się śmieci. Cały obóz mieścił się na skraju lasu, z naszej perspektywy za nami i po lewej były tylko drzewa, przed nami i po prawej zaczynała się wysoka, sucha trawa. Kończyła się sto metrów dalej, tam gdzie rozpoczynały się spowrotem góry.
-Zagonimy ich jak owieczki.- szepnąłem do Evelyn.- W trawie nie będą mogli do nas celować.- puma jak zwykle nie była zadowolona, że mówię jej co ma robić, ale kiwnęła łbem. Wyjaśniłem jej resztę planu i odeszła na lewo. Wziąłem głęboki oddech i zawyłem niczym wilkołak z horroru. Ludzie poderwali się z miejsc i zaczęli rozglądać. Wtedy Evelyn niczym błyskawica wyskoczyła zza drzew, porwała koce z namiotu i uciekła w wysuszone chaszcze. Zrobiła to tak żeby ją zauważyli, ale nie złapali. Tak jak myślałem nastolatkowie popędzili za nią z krzykiem. Staruszek zawołał do siebie dzieci i zaczął pakować to co mieli (wiele tego nie było). Wtedy do akcji wkroczyłem ja. Warcząc głucho skoczyłem przed mężczyznę i niczym pies pasterski starałem się go zagonić w trawę. Jednak nie był on aż taki głupi, chciał mnie ominąć i dosięgnąć broni, którą chowali w namiocie. Wyprzedziłem go i warczeniem zmusiłem do odwrotu. Dzieci niczym cień stały za nim trzesąc się ze strachu. Staruszek nie chciał się poddać zaczął wymachiwać rękoma i krzyczeć. On myśli, że się go boję? Jeden skok, kostka pogryziona i dziadek biegnie razem z dziatwą w bezpieczną trawę. Teraz trzeba dopilnować by nie zboczyli z kursu. Kątem oka dostrzegłem jakiś ruch przed sobą. Spojrzałem w górę, nad trawę. Po górskim zboczu dwa zielonkawe koce jakby "lecialy" tuż nad skałami, goniło je dwoje nastolatków bezskutecznie próbując w nie trafić z łuku i strzelby. Oj nie, jeśli trafią w Ev Ice mnie zabije. Spojrzałem znów przed siebie. Staruszek nadal biegł w stronę gór.
-Hej Alfełku!- nagle obok mnie zmaterializowała się piaskowo-brązowa kotka. Tak mnie to zdziwiło, że aż potknąłem się i wylądowałem nosem w ziemi.
-Co ty tu robisz?- spytałem próbując pozbierać moją godność- Myślałem, że ty...
-Ach tamto...- puma wskazała łapą na zbocze po którym teraz też biegli pozostali mieszkańcy obozowiska.- Przywiązałam te szmatki do kozicy górskiej. Wiem, że było to bardzo pomysłowe.- powiedziała z przesadną dumą. Westchnąłem i zacząłem zawracać w stronę terenów stada.
-Dobrze się spisałaś.- powiedziałem cicho. Evelyn wyglądała przez chwilę jakby dostała z liścia i wymamrotała coś niezrozumiałego.
-I co, to już koniec zabawy Alfełku? - odezwała się, tym razem głośno i zrozumiale. "Masz teraz okazję. Zabij ją!"- ech, no i wrócił. "Czemu jej nie zabijesz? Czemu nie zabiłeś tamtych ludzi? To tylko ludzie co ci szkodziło???"- głos Pierwszego był coraz bardziej natarczywy. "Tam były dzieci."- odezwałem się w końcu do niego. Nie ma to jak się kłócić z głosem w głowie. Zasługuję na biały kaftan. "No i co z tego?!"- głos był realnie zdziwiony. "Ja nie zabijam dzieci."- tak stanowczemu tonowi Pierwszy już nie odważył się sprzeciwić. Ja nie zabijam dzieci. Nie po tym... Wróciłem do świata żywych i zauważyłem, że jesteśmy już blisko granic.
-W sumie możemy zobaczyć czy nie ma jeszcze czegoś ciekawego do roboty.- powiedziałem przystając i zerkając na kotkę.
< Evelyn? Mały brak weny, ale mam nadzieję, że jest okie XD >
-Co ty robisz?- wysyczała i ominęła mnie. "Zabij ich wszystkich, ją też. Przecież tak cię wkurza, prawda?"- tak dawno nie słyszałem wielce "mądrych" rad Pierwszego. Przez to wszystko zapomniałem o nim kompletnie. Ale ma jednak chłopaczyna świetne wyczucie czasu. Potrząsnąłem łbem jakby chcąc wygonić go z mojej głowy. Oczywiście skutku nie było tylko kotka stojącą kawałek przede mną patrzyła się na mnie jak na wariata. Zakląłem w myślach i skupiłem się ponownie na ludziach. Maluchy, w wieku 6-10 lat o umorusanych twarzyczkach, grały w karty niedaleko ogniska, staruszek siedział przy ogniu wpatrując się w prawie gotowe jedzenie jak w jakieś piękne zjawisko. Zapadnięte policzki i oczy sugerowały, że dla niego tym właśnie jest. Nastoletni chłopak czyścił broń przy lichym namiocie zrobionym z dwóch koców, obok niego dziewczyna, niewiele starsza od niego strugała strzały. Co było dość dziwne, dwunogi wolą raczej broń palną. Dookoła walały się śmieci. Cały obóz mieścił się na skraju lasu, z naszej perspektywy za nami i po lewej były tylko drzewa, przed nami i po prawej zaczynała się wysoka, sucha trawa. Kończyła się sto metrów dalej, tam gdzie rozpoczynały się spowrotem góry.
-Zagonimy ich jak owieczki.- szepnąłem do Evelyn.- W trawie nie będą mogli do nas celować.- puma jak zwykle nie była zadowolona, że mówię jej co ma robić, ale kiwnęła łbem. Wyjaśniłem jej resztę planu i odeszła na lewo. Wziąłem głęboki oddech i zawyłem niczym wilkołak z horroru. Ludzie poderwali się z miejsc i zaczęli rozglądać. Wtedy Evelyn niczym błyskawica wyskoczyła zza drzew, porwała koce z namiotu i uciekła w wysuszone chaszcze. Zrobiła to tak żeby ją zauważyli, ale nie złapali. Tak jak myślałem nastolatkowie popędzili za nią z krzykiem. Staruszek zawołał do siebie dzieci i zaczął pakować to co mieli (wiele tego nie było). Wtedy do akcji wkroczyłem ja. Warcząc głucho skoczyłem przed mężczyznę i niczym pies pasterski starałem się go zagonić w trawę. Jednak nie był on aż taki głupi, chciał mnie ominąć i dosięgnąć broni, którą chowali w namiocie. Wyprzedziłem go i warczeniem zmusiłem do odwrotu. Dzieci niczym cień stały za nim trzesąc się ze strachu. Staruszek nie chciał się poddać zaczął wymachiwać rękoma i krzyczeć. On myśli, że się go boję? Jeden skok, kostka pogryziona i dziadek biegnie razem z dziatwą w bezpieczną trawę. Teraz trzeba dopilnować by nie zboczyli z kursu. Kątem oka dostrzegłem jakiś ruch przed sobą. Spojrzałem w górę, nad trawę. Po górskim zboczu dwa zielonkawe koce jakby "lecialy" tuż nad skałami, goniło je dwoje nastolatków bezskutecznie próbując w nie trafić z łuku i strzelby. Oj nie, jeśli trafią w Ev Ice mnie zabije. Spojrzałem znów przed siebie. Staruszek nadal biegł w stronę gór.
-Hej Alfełku!- nagle obok mnie zmaterializowała się piaskowo-brązowa kotka. Tak mnie to zdziwiło, że aż potknąłem się i wylądowałem nosem w ziemi.
-Co ty tu robisz?- spytałem próbując pozbierać moją godność- Myślałem, że ty...
-Ach tamto...- puma wskazała łapą na zbocze po którym teraz też biegli pozostali mieszkańcy obozowiska.- Przywiązałam te szmatki do kozicy górskiej. Wiem, że było to bardzo pomysłowe.- powiedziała z przesadną dumą. Westchnąłem i zacząłem zawracać w stronę terenów stada.
-Dobrze się spisałaś.- powiedziałem cicho. Evelyn wyglądała przez chwilę jakby dostała z liścia i wymamrotała coś niezrozumiałego.
-I co, to już koniec zabawy Alfełku? - odezwała się, tym razem głośno i zrozumiale. "Masz teraz okazję. Zabij ją!"- ech, no i wrócił. "Czemu jej nie zabijesz? Czemu nie zabiłeś tamtych ludzi? To tylko ludzie co ci szkodziło???"- głos Pierwszego był coraz bardziej natarczywy. "Tam były dzieci."- odezwałem się w końcu do niego. Nie ma to jak się kłócić z głosem w głowie. Zasługuję na biały kaftan. "No i co z tego?!"- głos był realnie zdziwiony. "Ja nie zabijam dzieci."- tak stanowczemu tonowi Pierwszy już nie odważył się sprzeciwić. Ja nie zabijam dzieci. Nie po tym... Wróciłem do świata żywych i zauważyłem, że jesteśmy już blisko granic.
-W sumie możemy zobaczyć czy nie ma jeszcze czegoś ciekawego do roboty.- powiedziałem przystając i zerkając na kotkę.
< Evelyn? Mały brak weny, ale mam nadzieję, że jest okie XD >
Od Ice CD Duncan, Sophie, Jetra
Spojrzałam po zebranych tu wilkach. Było nas dość mało jak na ekipę eksterminatorów, ale dobry plan miał szanse powodzenia. Dyskutowałam chwilę z innymi, po czym objaśniłam:
- Mamy mało czasu, więc nie możemy zdobyć materiałów wybuchowych. Trzeba najpierw wybić ludzi, a jutro zdążymy zniszczyć opuszczoną siedzibę. Dwoje musi zostać na czatach, z czego jedno z nich na dany przez mnie znak pomoże, reszta wchodzi do środka od dwóch stron i zabija wszystkich po drodze. Wypuścimy też pozostałe zwierzęta. Gotowi?-Wszyscy pokiwali głowami. Sophie i Jetra zostały na zewnątrz, a ja równo z Duncanem wśilzgnęłam się przez otwór w dachu. Wylądowałam na korytarzu i rzuciłam się na pierwszego człowieka w fartuchu jakiego zobaczyłam. Po ścianach tryskała krew. Świeża krew. Tak dawno nie czuła tego smaku, tego uczucia...Zabijałam metodycznie i bez ceregieli, biegnąc przez kolejne sale i wyrąbując wszystkich w pień. Popadałam w szał i teraz liczyło się tylko ,,zabić". Lecz przybyły posiłki i zaczęłam tracić przewagę. Stałam teraz w kałuży krwi i ciał, patrząc szalonym i wściekłym wzrokiem na grupę ,,doktorków" w maskach z pistoletami rękach. Nagle rozległo się dudnienie i na kark jednego z nich spadł Duncan zabijając go samą siłą uderzenia. Padł cały oddział i już wydawało się, że zwycięstwo jest bliskie, aż poczułam, jak strzałka usypiająca wbija się w mój bok. Natychmiast poczułam słabość w nogach i byłam gotowa poddać się, lecz nie popuszczałam. Nie mogę...Te sk*rwysyny...Zabić ich! Nie będą nas niszczyć!-Wrzasnęło mi w głowie i wykonałam ostatni, sprężysty skok. Zawisłam w powietrzu i z całym impetem runęłam na 10 ludzi zgromadzonych w ciasnym przejściu. Moje kły wgryzły się w ciało, krew napłynęła do ust. I zapadła smolista ciemność.
<Duncan? Jetra? Sophie? Akcja chyba się udała...chybaXD>
- Mamy mało czasu, więc nie możemy zdobyć materiałów wybuchowych. Trzeba najpierw wybić ludzi, a jutro zdążymy zniszczyć opuszczoną siedzibę. Dwoje musi zostać na czatach, z czego jedno z nich na dany przez mnie znak pomoże, reszta wchodzi do środka od dwóch stron i zabija wszystkich po drodze. Wypuścimy też pozostałe zwierzęta. Gotowi?-Wszyscy pokiwali głowami. Sophie i Jetra zostały na zewnątrz, a ja równo z Duncanem wśilzgnęłam się przez otwór w dachu. Wylądowałam na korytarzu i rzuciłam się na pierwszego człowieka w fartuchu jakiego zobaczyłam. Po ścianach tryskała krew. Świeża krew. Tak dawno nie czuła tego smaku, tego uczucia...Zabijałam metodycznie i bez ceregieli, biegnąc przez kolejne sale i wyrąbując wszystkich w pień. Popadałam w szał i teraz liczyło się tylko ,,zabić". Lecz przybyły posiłki i zaczęłam tracić przewagę. Stałam teraz w kałuży krwi i ciał, patrząc szalonym i wściekłym wzrokiem na grupę ,,doktorków" w maskach z pistoletami rękach. Nagle rozległo się dudnienie i na kark jednego z nich spadł Duncan zabijając go samą siłą uderzenia. Padł cały oddział i już wydawało się, że zwycięstwo jest bliskie, aż poczułam, jak strzałka usypiająca wbija się w mój bok. Natychmiast poczułam słabość w nogach i byłam gotowa poddać się, lecz nie popuszczałam. Nie mogę...Te sk*rwysyny...Zabić ich! Nie będą nas niszczyć!-Wrzasnęło mi w głowie i wykonałam ostatni, sprężysty skok. Zawisłam w powietrzu i z całym impetem runęłam na 10 ludzi zgromadzonych w ciasnym przejściu. Moje kły wgryzły się w ciało, krew napłynęła do ust. I zapadła smolista ciemność.
<Duncan? Jetra? Sophie? Akcja chyba się udała...chybaXD>
Od Jetry CD Duncan, Ice, Sophie, Echo
Spodziewałam się takiego pytania. Chcieli zniszczyć to laboratorium.
-Wiem o czym myślisz, ale nie jestem pewna czy mogę wam zaufać.
Wszyscy wymienili ze sobą spojrzenia. Claris podeszła do mnie i jako pierwsza się odezwała.
-Uratowałaś życie mi i mojej siostrze... dlaczego mielibyśmy Ci nie ufać?
Byłam zdziwiona, ale jednocześnie szczęśliwa. Spojrzałam w oczy alfie i się delikatnie uśmiechnęłam, po czym nie za szybko wyszłam z jaskini. Reszta wilków poszła za mną. Droga wiodła przez północny las i Stary Wąwóz, a za gęstymi krzewami można było już dostrzec zabudowania "Stolicy Zła".
-Więc, co zamierzacie zrobić? - spytałam zerkając na towarzystwo.
<Ktoś z obecnych?>
-Wiem o czym myślisz, ale nie jestem pewna czy mogę wam zaufać.
Wszyscy wymienili ze sobą spojrzenia. Claris podeszła do mnie i jako pierwsza się odezwała.
-Uratowałaś życie mi i mojej siostrze... dlaczego mielibyśmy Ci nie ufać?
Byłam zdziwiona, ale jednocześnie szczęśliwa. Spojrzałam w oczy alfie i się delikatnie uśmiechnęłam, po czym nie za szybko wyszłam z jaskini. Reszta wilków poszła za mną. Droga wiodła przez północny las i Stary Wąwóz, a za gęstymi krzewami można było już dostrzec zabudowania "Stolicy Zła".
-Więc, co zamierzacie zrobić? - spytałam zerkając na towarzystwo.
<Ktoś z obecnych?>
sobota, 24 września 2016
Od Layli CD Evelyn
Hmmm...Zastanawiałam się chwilę nad różnymi zabawami. Najchętniej wybrałabym się teraz w góry, ale wiedziałam, że nie ma takiej opcji i nikt mi na to nie pozwoli. Ostatecznie miałam już plan gdy wyprzedziła mnie moja siostra:
- Zabawmy się w dorosłe Alfy. Będziemy piastować ich stanowiska teraz, kiedy ich nie ma-uniosła dumnie głowę zadowolona z siebie i popatrzyła z nadzieją na naszą opiekunkę, która z chłodnym wyrazem twarzy stała nad nami rozglądając się ze znudzeniem. Teraz zdobyła się na niewyraźny uśmiech i odpowiedziała:
- Nie wydaje mi się, żeby twoi rodzice byli z tego zadowoleni-i zwróciła się do mnie-A ty?
- Em...Może pójdziemy do lasu polować?-zaproponowałam cicho, cofając się nieznacznie.
- Dobra, chodźcie-powiedziała puma i ruszyłyśmy za nią w podskokach. Lubiłam przebywać z Evelyn gdy rodziców nie było w pobliżu i nie miałam im tego za złe; bycie Alfą to przecież mnóstwo obowiązków. Truchtałam z boku spoglądając na naszą opiekunkę i wypatrując drobnej zwierzyny. Gdy mieliśmy już wejść, do lasu, zawołałam:
- Hej!-ujrzałam na wielkim dębie stado kruków, tym samym, gdzie przesiadywałam z Embrym. Wraz zapomniałam o polowaniu i pobiegłam w jego stronę.
- Zaczekaj!-krzyknęła oburzona Evelyn. Zaśmiałam się i przyspieszyłam jeszcze, a dobiegając do drzewa wskoczyłam na nie i uczepiając się pazurkami kory wspięłam się wystarczająco wysoko by puma mnie nie dosięgła.
- Złaź stamtąd!-pisnęła siostra.
- Masz tu natychmiast zejść-warknęła opiekunka. Pokazałam im, że mają się tu wspiąć.
- No co, boisz się, Evelyn?-zapytałam ją cicho. Puma zacisnęła łapy i z oporem wdrapała się i chwyciła mnie za kark ściągając szybko na dół, a później sama spadła, co spłoszyło ptaki. Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, ale gdy zobaczyłam minę samicy, od razu spuściłam wzrok i zdałam sobie sprawę ze swojej głupoty.
- Przepraszam. Byłam głupia, żeby tam wleźć.
- Ech...Wiesz, wcale nieźle się wspinasz. A teraz wróćmy do polowania-wkrótce ganiałyśmy po całej łące łapiąc myszy i nornice. Szło mi świetnie i w moje pazury wpadło wiele żyjątek, lecz zwycięzcą była Ev-to ona pomagała nam i zatrzymywała zdobycz w odpowiednim momencie.
- Jesteś świetną opiekunką-powiedziałam do niej z uśmiechem, machając ogonkiem z podekscytowania.
<Evelyn?>
- Zabawmy się w dorosłe Alfy. Będziemy piastować ich stanowiska teraz, kiedy ich nie ma-uniosła dumnie głowę zadowolona z siebie i popatrzyła z nadzieją na naszą opiekunkę, która z chłodnym wyrazem twarzy stała nad nami rozglądając się ze znudzeniem. Teraz zdobyła się na niewyraźny uśmiech i odpowiedziała:
- Nie wydaje mi się, żeby twoi rodzice byli z tego zadowoleni-i zwróciła się do mnie-A ty?
- Em...Może pójdziemy do lasu polować?-zaproponowałam cicho, cofając się nieznacznie.
- Dobra, chodźcie-powiedziała puma i ruszyłyśmy za nią w podskokach. Lubiłam przebywać z Evelyn gdy rodziców nie było w pobliżu i nie miałam im tego za złe; bycie Alfą to przecież mnóstwo obowiązków. Truchtałam z boku spoglądając na naszą opiekunkę i wypatrując drobnej zwierzyny. Gdy mieliśmy już wejść, do lasu, zawołałam:
- Hej!-ujrzałam na wielkim dębie stado kruków, tym samym, gdzie przesiadywałam z Embrym. Wraz zapomniałam o polowaniu i pobiegłam w jego stronę.
- Zaczekaj!-krzyknęła oburzona Evelyn. Zaśmiałam się i przyspieszyłam jeszcze, a dobiegając do drzewa wskoczyłam na nie i uczepiając się pazurkami kory wspięłam się wystarczająco wysoko by puma mnie nie dosięgła.
- Złaź stamtąd!-pisnęła siostra.
- Masz tu natychmiast zejść-warknęła opiekunka. Pokazałam im, że mają się tu wspiąć.
- No co, boisz się, Evelyn?-zapytałam ją cicho. Puma zacisnęła łapy i z oporem wdrapała się i chwyciła mnie za kark ściągając szybko na dół, a później sama spadła, co spłoszyło ptaki. Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, ale gdy zobaczyłam minę samicy, od razu spuściłam wzrok i zdałam sobie sprawę ze swojej głupoty.
- Przepraszam. Byłam głupia, żeby tam wleźć.
- Ech...Wiesz, wcale nieźle się wspinasz. A teraz wróćmy do polowania-wkrótce ganiałyśmy po całej łące łapiąc myszy i nornice. Szło mi świetnie i w moje pazury wpadło wiele żyjątek, lecz zwycięzcą była Ev-to ona pomagała nam i zatrzymywała zdobycz w odpowiednim momencie.
- Jesteś świetną opiekunką-powiedziałam do niej z uśmiechem, machając ogonkiem z podekscytowania.
<Evelyn?>
piątek, 23 września 2016
Od Ice CD Archer
Przeniosłam wdzięczne spojrzenie z mojego partnera na młode waderki. Astelle otworzyła właśnie jedno oko i przecierając je, spojrzała na nasze pyski, i od razu spuściła wzrok. Obok njej słyszałam cichy, nierówny oddech, a gdy się pochyliłam, zobaczyłam otwarte oczy Layli. Waderka wstała powoli i odwróciła się w naszą stronę. Niby patrzyła, ale tak jakby przez nas, a jej chód przypominał paralityka. Widać było, że to przeżywa, ale najgorsze było to, że w żaden sposób nie mogliśmy jej pomóc, dotrzeć do niej. Na ten znów do oczu napłynęły mi łzy i nie mogłam powstrzymać szlochu, ukrywając twarz w łapach. Mój partner pochylił się nade mną i objął bez słowa, poczułam jego gorącą łzę na swoim grzbiecie, i w tym momencie postanowiłam się opanować. Muszę być silna, dl mojej rodziny i stada. Rzuciłam mu uspokajające spojrzenie i zaczęłam z wymuszonym uśmiechem rozczłonkowywać jedzenie. Każdemu podałam jego porcję i w milczeniu rozpoczęliśmy posiłek; to znaczy wszyscy oprócz Layli. Kręcąc powoli głową ze smutkiem podeszłam do niej i podsunęłam pod nos kawałek sarniny. Waderka jakby obudziła się ze snu i skubnęła co nieco. Po śniadaniu wykonałam swoje codzienne obowiązki i zaszyłam się w jaskini. Nie miałam pojęcia co robić. Mój umysł był pusty. Co chwila przechodziły mnie dreszcze. Astelle dawno już wyszła, tylko wstrząśnięta Layla siedziała z wzrokiem utkwionym przed sobą. Poczułam jakieś ukłucie w sercu i polizałam pysk mojej córki z czułością, obejmując ją lekko. Pierwszy raz od wypadku zauważyłam u niej jakąś reakcję; zacisnęła szczęki i spojrzała błagalnie w górę, jakby przepraszająco i wydała z siebie dziwny, charczący dźwięk. W tej chwili do pomieszczenia wmaszerował Archer. Westchnęłam, podeszłam do niego i wyszłam z jaskini wraz z nim. Mijaliśmy wiele znajomych twarzy, zerkających na nas z markotnymi minami. Nadeszły trudne czasy w których liczyła się każda para łap do pomocy. Poczułam na swojej twarzy powiew chłodnego powietrza, pod poduszkami nóg miękką glebę i trawę. Wszystko wyglądało tak spokojnie i normalnie mimo rozgrywających się tu tragedii, lecz wszystko ma też wzloty i upadki. To prawdziwe życie. Basior skierował się w stronę tęczowego wodospadu co poznałam po naszej wydeptanej ścieżce. W krótkim czasie szybkim marszem doszliśmy. Kaskada wody spadała po pionowej ścianie do niewielkiego, chłodnego, płytkiego jeziorka. Zbliżało się południe. Nagle promienie słońca padły prosto na wodospad i tuż przy nim pojawiła się przepiękna, barwna tęcza. Przypatrywałam się temu cudu błyszczącymi z wrażenia oczyma, na chwilę świat się zatrzymał i legła pamięć o kłopotach ostatnich dni. Liczyła się ta jedna, niepowtarzalna chwila spędzana wraz z miłością mego życia. Lecz chwila prysła. Znów zaszkliły mi się oczy, ciało zaczęło mimowolnie drżeć i wypuściłam to z siebie, przytulona do Archa, szepcząc:
- Jordan...Jordan..Jeśli to...słyszysz, przepraszam ciebie. Nie mogę...-Poczułam jak basior podnosi mój pysk i popatrzył mi głęboko w oczy, i rzekł:
- Przeszłości nie zmienimy. On to wie. Teraz jesteśmy ty i ja, przetrwamy. Przyszłości nie przewidzi nikt-po tych słowach zaległa cisza. Na moim pysku po raz pierwszy od wypadku zakwitł szczery uśmiech. Miał rację.
- Lecz miłość będzie trwać wiecznie-szepnęłam mu na ucho.
<Archer? Kapka tragedyzmu z dodatkiem romantyzmu>
- Jordan...Jordan..Jeśli to...słyszysz, przepraszam ciebie. Nie mogę...-Poczułam jak basior podnosi mój pysk i popatrzył mi głęboko w oczy, i rzekł:
- Przeszłości nie zmienimy. On to wie. Teraz jesteśmy ty i ja, przetrwamy. Przyszłości nie przewidzi nikt-po tych słowach zaległa cisza. Na moim pysku po raz pierwszy od wypadku zakwitł szczery uśmiech. Miał rację.
- Lecz miłość będzie trwać wiecznie-szepnęłam mu na ucho.
<Archer? Kapka tragedyzmu z dodatkiem romantyzmu>
czwartek, 22 września 2016
Od Archera CD Ice
Spojrzałem z niepokojem na moją partnerkę. Bezsłownie postanowiliśmy, że z pytaniami zaczekamy aż mała się obudzi.
Było już późno, obie nasze córki już spały ale Jordana ciągle nie było. Zaginął. Ice postanowiła że nocne poszukiwania tylko mogą sprowadzić na nas kłopoty. Z ciężkim sercem wyczekiwaliśmy świtu.
Cały czas mając nadzieję, że mój syn się odnajdzie, gdy tylko promienie słońca oplotły horyzont, rozpoczęliśmy przygotowania do poszukiwań. Już mieliśmy wychodzić razem z częścią stada, gdy zobaczyłem, że Layla się obudziła. Biała wadera dała mi znak, że ona się tym zajmie. Powiedziała coś do niej czego nie usłyszałem zbyt zajęty odpędzaniem czarnych myśli. Usłyszałem jednak jak mała zaczęła krzyczeć na całe gardło. Pobiegłem do niej i przytuliłem szepcząc uspokajająco. Nie podziałało. Ostatecznie zdecydowaliśmy, że dziewczynki zostaną w domu.
Szukaliśmy wszędzie. Jordana nie było niegdzie widać, ale ja nie chciałem ustępować. Nie zostawie tak po prostu mojego syna. Wszyscy więc starali się jeszcze bardziej. W końcu, gdy już poraz kolejny przekraczałem tą samą łąkę kręcąc się po lesie, usłyszałem czyjś krzyk. Znaleźli go. Moje serce wywinęło koziołka z radości. A zaraz potem zamarło. Jordana wyłowili ze strumienia, był martwy. Mój syn nie żyje. Jeszcze nigdy nikogo nie straciłem. Moja poprzednia rodzina... Nie znałem jej więc nie było mi żal. Jednak teraz...
Przenieśliśmy jego ciało przed jaskinie. Całe stado się zebrało. Wpatrywałem się w nieruchomą, czarną kulkę. Ciągle nie docierało do mnie to co się stało.
Niech ten pogrzeb będzie ostatnim. Pochowaliśmy Jordana. To trwało tylko chwilę, dla mnie minęła godzina. Ice powiedziała parę słów. Chciała żebym też to zrobił, ale od tego wydarzenia zdobyłem się wyłącznie na jakiś niewyraźny dźwięk. Gdy tylko wróciliśmy do jaskini moja partnerka wybuchnęła płaczem. Co ja robię? Skupiłem się na sobie i nie zauważyłem, że Ice też to przeżywa, to przecież był też jej syn. W tej sytuacji powiedzenie czekogolwiek nie poprawiło by naszych morale. Po prostu byłem przy niej.
Następne dni minęły szybko. Wszystko nadal kręciło się wokół jednej rzeczy. Mimo, że ból w sercu był wciąż obecny trzeba było wrócić do codziennych obowiązków. Nie można się zatracić w żałobie. Słońce jeszcze na dobre nie wzeszło, lecz ja już poszedłem na obchód stada. Wszystko okej. Na granicach czysto. Sprawdzenie zapasów. Jest. Wszyscy po za mną jeszcze smacznie spali. Postanowiłem więc zapolować. Śniadanie nie zaszkodzi biorąc pod uwagę, że nie pamiętam kiedy ostatnio jadłem. Stadko saren wybrało się na żer w promieniach poranka. Młoda, zwinna sztuka. Pobawimy się trochę. Ledwo wyskoczyłem z kryjówki, a ta już rozpoczęła ucieczkę. Była szybka, ale im dłużej biegłem tym bardziej skupiałem się na swoim obecnym zadaniu i zapomniałem i tym co było. Nie można żyć przeszłością, należy jednak o niej pamiętać. Smak świeżej krwi. Tak dawno go nie czułem. Gdy tylko zwierzę wyzionęło ducha stwierdziłem, że wcale nie jestem głodny i lepiej zaniosę sarnę moim dziewczyną. Tak też zrobiłem. Ice obudziła się pierwsza. Przeciągnęła się i uśmiechnęła słabo na mój widok.
< Ice? Małe streszczenie tego co było i coś dodatkowego ode mnie X) >
Było już późno, obie nasze córki już spały ale Jordana ciągle nie było. Zaginął. Ice postanowiła że nocne poszukiwania tylko mogą sprowadzić na nas kłopoty. Z ciężkim sercem wyczekiwaliśmy świtu.
Cały czas mając nadzieję, że mój syn się odnajdzie, gdy tylko promienie słońca oplotły horyzont, rozpoczęliśmy przygotowania do poszukiwań. Już mieliśmy wychodzić razem z częścią stada, gdy zobaczyłem, że Layla się obudziła. Biała wadera dała mi znak, że ona się tym zajmie. Powiedziała coś do niej czego nie usłyszałem zbyt zajęty odpędzaniem czarnych myśli. Usłyszałem jednak jak mała zaczęła krzyczeć na całe gardło. Pobiegłem do niej i przytuliłem szepcząc uspokajająco. Nie podziałało. Ostatecznie zdecydowaliśmy, że dziewczynki zostaną w domu.
Szukaliśmy wszędzie. Jordana nie było niegdzie widać, ale ja nie chciałem ustępować. Nie zostawie tak po prostu mojego syna. Wszyscy więc starali się jeszcze bardziej. W końcu, gdy już poraz kolejny przekraczałem tą samą łąkę kręcąc się po lesie, usłyszałem czyjś krzyk. Znaleźli go. Moje serce wywinęło koziołka z radości. A zaraz potem zamarło. Jordana wyłowili ze strumienia, był martwy. Mój syn nie żyje. Jeszcze nigdy nikogo nie straciłem. Moja poprzednia rodzina... Nie znałem jej więc nie było mi żal. Jednak teraz...
Przenieśliśmy jego ciało przed jaskinie. Całe stado się zebrało. Wpatrywałem się w nieruchomą, czarną kulkę. Ciągle nie docierało do mnie to co się stało.
Niech ten pogrzeb będzie ostatnim. Pochowaliśmy Jordana. To trwało tylko chwilę, dla mnie minęła godzina. Ice powiedziała parę słów. Chciała żebym też to zrobił, ale od tego wydarzenia zdobyłem się wyłącznie na jakiś niewyraźny dźwięk. Gdy tylko wróciliśmy do jaskini moja partnerka wybuchnęła płaczem. Co ja robię? Skupiłem się na sobie i nie zauważyłem, że Ice też to przeżywa, to przecież był też jej syn. W tej sytuacji powiedzenie czekogolwiek nie poprawiło by naszych morale. Po prostu byłem przy niej.
Następne dni minęły szybko. Wszystko nadal kręciło się wokół jednej rzeczy. Mimo, że ból w sercu był wciąż obecny trzeba było wrócić do codziennych obowiązków. Nie można się zatracić w żałobie. Słońce jeszcze na dobre nie wzeszło, lecz ja już poszedłem na obchód stada. Wszystko okej. Na granicach czysto. Sprawdzenie zapasów. Jest. Wszyscy po za mną jeszcze smacznie spali. Postanowiłem więc zapolować. Śniadanie nie zaszkodzi biorąc pod uwagę, że nie pamiętam kiedy ostatnio jadłem. Stadko saren wybrało się na żer w promieniach poranka. Młoda, zwinna sztuka. Pobawimy się trochę. Ledwo wyskoczyłem z kryjówki, a ta już rozpoczęła ucieczkę. Była szybka, ale im dłużej biegłem tym bardziej skupiałem się na swoim obecnym zadaniu i zapomniałem i tym co było. Nie można żyć przeszłością, należy jednak o niej pamiętać. Smak świeżej krwi. Tak dawno go nie czułem. Gdy tylko zwierzę wyzionęło ducha stwierdziłem, że wcale nie jestem głodny i lepiej zaniosę sarnę moim dziewczyną. Tak też zrobiłem. Ice obudziła się pierwsza. Przeciągnęła się i uśmiechnęła słabo na mój widok.
< Ice? Małe streszczenie tego co było i coś dodatkowego ode mnie X) >
Od Evelyn CD Layla
Obudziłam się w południe, co było dla mnie nie codzienne. A najbardziej z tego powodu że ja miałam pierwszy raz od dawna miły sen... I to bardzo było dziwne aż nie mogłam w to uwierzyć. Wstałem pełna energii i wybiegając z jaskini. Gdy weszłam do jaskini jadalnej wszyscy się odwrócili w moją stronę z kamiennymi twarzami, cóż odwzajemniłam im tym samym. Wiedziałam już że są wk*rzeni przez to że se smacznie pospałam aż do tej godzinny lecz cóż, co miałam na to poradzić? Przecież nie posiadam tak zwanego przez ludzi budzika żeby mnie miał o jakieś specjalnej godzinie budzić. Podeszłam powoli do mojego miejsca gdzie zawsze siadam, i nawet nie spoglądając na innych członków tylko zaczęłam zajadać nogę dzika. Po chwili reszta stada straciła już zainteresowanie moim spóźnieniem lecz przez cały posiłek czułam na sobie czyjeś spojrzenie, ale nie chciało mi się sprawdzać kto na mnie tak spoglądał. Byłam jedną z ostatnich osób które całkowicie się najadły, tego dnia na prawdę miałam wielki apetyt. Podniosłam łeb i ujrzałam że zostało tylko pięć osób wliczając mnie, a tymi okazały się Ice, Archer i ich dzieci. Więc cała rodzinka alf versus ja," ciekawe o co w tym razem chodzi" pomyślałam odchodząc od stołu. Ruszyłam w stronę wyjścia z jaskini lecz zostałam zatrzymana przez głos Ice brzmiący jak prośba o pomoc :
- Evelyn, musimy o czymś ważnym cię poinformować. Odwróciłam oczami w bok i gdy odwróciłam się w ich stronę jednocześnie powoli ruszając z powrotem do stołu. Zasiadłam na brzegu stołu blisko miejsca gdzie zasiadała rodzinna dowodzących. Skierowałam wzrok na Ice, lecz przyłapywałam się na tym że kątem lewego oka spoglądam na szaraka... Inaczej Archer'a.
- O co chodzi?- Zapytałam się ze stoickim spokojem. Po co mam się wkurzać, tylko tym że nie mogę wyjść z jaskini. Biała wilczyca spojrzała na mnie przyjaznym spojrzeniem.
- Chodzi o to że ja z Archer'em zdecydowałam że zrobimy sobie jedno dzienne wakacje aż do 6.00, i mamy prośbę o to czy mogłabyś zostać nianią Layli i Astelle na ten czas.- Odpowiedziała z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Cóż, byłam z tymi dwoma suczkami z kilka razy ale nie aż na cały dzień. Miałam przeczucie że wszystko będzie dobrze.
- Okej.- Odpowiedziałam minimalnie się uśmiechając. Naprawdę musiałam dzisiaj wstać prawą nogą... Na szczęście para alfa chyba nic nie zauważyła ale biała waderka, Layla spoglądała na mnie z zaciekawieniem.
- To wspaniale! Dobra, chodź Archer na nas już pora. Do zobaczenia moje kochane córeczki!- Pożegnała się z swoimi córkami,całując je w czoła a Archer nie miał dobrego dnia gdyż powiedział tylko " Do widzenia" i ruszył w ciszy za swoją partnerką. Gdy oba wilki znikły mi z pola widzenia a wtedy tylko my trzy zostałyśmy, podniosłam się i podeszłam do waderek.
- To co macie ochotę robić?- Zapytałam spoglądając na nie w oczekiwaniu na szybką odpowiedź.
< Layla, mam nadzieje że ci się podoba :3 >
- Evelyn, musimy o czymś ważnym cię poinformować. Odwróciłam oczami w bok i gdy odwróciłam się w ich stronę jednocześnie powoli ruszając z powrotem do stołu. Zasiadłam na brzegu stołu blisko miejsca gdzie zasiadała rodzinna dowodzących. Skierowałam wzrok na Ice, lecz przyłapywałam się na tym że kątem lewego oka spoglądam na szaraka... Inaczej Archer'a.
- O co chodzi?- Zapytałam się ze stoickim spokojem. Po co mam się wkurzać, tylko tym że nie mogę wyjść z jaskini. Biała wilczyca spojrzała na mnie przyjaznym spojrzeniem.
- Chodzi o to że ja z Archer'em zdecydowałam że zrobimy sobie jedno dzienne wakacje aż do 6.00, i mamy prośbę o to czy mogłabyś zostać nianią Layli i Astelle na ten czas.- Odpowiedziała z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Cóż, byłam z tymi dwoma suczkami z kilka razy ale nie aż na cały dzień. Miałam przeczucie że wszystko będzie dobrze.
- Okej.- Odpowiedziałam minimalnie się uśmiechając. Naprawdę musiałam dzisiaj wstać prawą nogą... Na szczęście para alfa chyba nic nie zauważyła ale biała waderka, Layla spoglądała na mnie z zaciekawieniem.
- To wspaniale! Dobra, chodź Archer na nas już pora. Do zobaczenia moje kochane córeczki!- Pożegnała się z swoimi córkami,całując je w czoła a Archer nie miał dobrego dnia gdyż powiedział tylko " Do widzenia" i ruszył w ciszy za swoją partnerką. Gdy oba wilki znikły mi z pola widzenia a wtedy tylko my trzy zostałyśmy, podniosłam się i podeszłam do waderek.
- To co macie ochotę robić?- Zapytałam spoglądając na nie w oczekiwaniu na szybką odpowiedź.
< Layla, mam nadzieje że ci się podoba :3 >
Od Duncana CD Ice, Sophie, Jetra, Echo
Do tej pory byłem tak uradowany tym, że nasze dzieci się odnalazły, iż nawet nie pomyślałem o zadaniu tego pytania.
- Kiedy już uciekłam, usłyszałam ciężarówkę. Okazało się, że ludzie złapali jakieś szczeniaki i chcieli na nich robić eksperymenty. Nie mogłam na to pozwolić, więc zaatakowałam ich i uwolniłam wasze dzieci, a potem z nimi uciekłam i trafiłam tu- Jetra nie wypowiedziała tych słów, tylko wyrzuciła je z siebie tak, że ledwo wszystko dało się zrozumieć. Jednak gdy tylko to usłyszałem, krew się we mnie zagotowała.
- A podobno oni też pochodzą z królestwa zwierząt. Bestie, potwory, nie zwierzęta!- zawołałem z gniewem oraz pogardą w głosie.
- A jak to się stało, że zostałyście złapane?- Sophie zadała kolejne pytanie, tym razem skierowane do naszych dzieci.
- Wybrałam się na spacer na obrzeża doliny- powiedziała spokojnie i bez emocji Claris.
- Ja zostałam złapana, kiedy szukałam Claris- odparła Echo.
- To znaczy, że to wszystko stało się na terenie stada?- spytała Ice. Echo i Claris przytaknęły.
- Musimy coś z tym zrobić. Jetra, pamiętasz, gdzie jest to laboratorium, prawda?- spytałem.
<Ice? Sophie? Jetra? Echo?>
- Kiedy już uciekłam, usłyszałam ciężarówkę. Okazało się, że ludzie złapali jakieś szczeniaki i chcieli na nich robić eksperymenty. Nie mogłam na to pozwolić, więc zaatakowałam ich i uwolniłam wasze dzieci, a potem z nimi uciekłam i trafiłam tu- Jetra nie wypowiedziała tych słów, tylko wyrzuciła je z siebie tak, że ledwo wszystko dało się zrozumieć. Jednak gdy tylko to usłyszałem, krew się we mnie zagotowała.
- A podobno oni też pochodzą z królestwa zwierząt. Bestie, potwory, nie zwierzęta!- zawołałem z gniewem oraz pogardą w głosie.
- A jak to się stało, że zostałyście złapane?- Sophie zadała kolejne pytanie, tym razem skierowane do naszych dzieci.
- Wybrałam się na spacer na obrzeża doliny- powiedziała spokojnie i bez emocji Claris.
- Ja zostałam złapana, kiedy szukałam Claris- odparła Echo.
- To znaczy, że to wszystko stało się na terenie stada?- spytała Ice. Echo i Claris przytaknęły.
- Musimy coś z tym zrobić. Jetra, pamiętasz, gdzie jest to laboratorium, prawda?- spytałem.
<Ice? Sophie? Jetra? Echo?>
środa, 21 września 2016
Od Ice CD Jetra, Echo, Claris, Duncan, Sophie
Zwróciłam pysk w stronę waderek, patrząc na nie ze zdziwieniem, a one natychmiast skuliły się jakby były coś winne. Uśmiechnęłam się do nich przyjaźnie i spojrzałam na zbulwersowaną Sophie, z gniewnym spojrzeniem utkwionym w nieznajomej, sierść aż jeżyła się jej na karku.
- Spokojnie, Sophie. Później to wyjaśnimy. Teraz mamy ważniejsze sprawy-rzuciłam jej stanowcze spojrzenie, mrugając porozumiewawczo, więc wadera niechętnie dała za wygraną i wróciła do Echo i Claris, jej partner został na miejscu. Biało-brązowa wilczyca grzebała łapą w ziemi, wyraźnie zdenerwowana i rozglądała się nieufnie po wszystkich pyskach. Pokręciłam głową z dezaprobatą i powiedziałam łagodnym, spokojnym tonem:
- Znajdujesz się na terenie Stada Białego Kruka którego jestem Alfą. Czy zechciałabyś do nas dołączyć?-po tej wypowiedzi wadera wyglądała na zszokowaną i całkowicie zmieniła spojrzenie na otoczenie, czego nie można było powiedzieć o samicy Beta. Chwilę rozważała tę decyzję, aż odparła:
- Czemu nie. Zgadzam się-uśmiechnęłam się do niej i cofnęłam parę kroków do tyłu.
- W takim razie chodźmy do jaskiń.-i pochód ruszył w stronę domu. Evelyn zajęła się Laylą i Astelle, które właściwie były już na tyle mądre by nie włóczyć się same. Szłam na przedzie wraz z Archerem, który nadal się nie odzywał i wyglądał na obrażonego, czego wręcz nie mogłam znieść. Czeka nas długa rozmowa, ale najpierw obowiązki. Po godzinie stanęliśmy pod skalną ścianą z otworem prowadzącym do pomieszczeń w których mieszkaliśmy.
- To tu mieszkamy-wyjaśnił Duncan. Archer odłączył się od nas kilka minut temu, potrzebował tej chwili samotności. Wmaszerowaliśmy do mojej jaskini Alf i usiedliśmy w następującej kolejności; Ja pośrodku, po mej lewej stronie samica Beta z dziećmi u boku, po prawej samiec Beta, a przed nami przyszła członkini. Zaczęłam więc od zebrania informacji o niej. Jetra została u nas ochroniarzem pary Alfa, uciekła z laboratorium. Nagle Sophie zadała jej pytanie:
- A właściwie, czemu Echo i Claris były z tobą?
<Jetra? Sophie? Duncan? Claris? Echo? Prawdziwy sąd z młoteczkiemXD
- Spokojnie, Sophie. Później to wyjaśnimy. Teraz mamy ważniejsze sprawy-rzuciłam jej stanowcze spojrzenie, mrugając porozumiewawczo, więc wadera niechętnie dała za wygraną i wróciła do Echo i Claris, jej partner został na miejscu. Biało-brązowa wilczyca grzebała łapą w ziemi, wyraźnie zdenerwowana i rozglądała się nieufnie po wszystkich pyskach. Pokręciłam głową z dezaprobatą i powiedziałam łagodnym, spokojnym tonem:
- Znajdujesz się na terenie Stada Białego Kruka którego jestem Alfą. Czy zechciałabyś do nas dołączyć?-po tej wypowiedzi wadera wyglądała na zszokowaną i całkowicie zmieniła spojrzenie na otoczenie, czego nie można było powiedzieć o samicy Beta. Chwilę rozważała tę decyzję, aż odparła:
- Czemu nie. Zgadzam się-uśmiechnęłam się do niej i cofnęłam parę kroków do tyłu.
- W takim razie chodźmy do jaskiń.-i pochód ruszył w stronę domu. Evelyn zajęła się Laylą i Astelle, które właściwie były już na tyle mądre by nie włóczyć się same. Szłam na przedzie wraz z Archerem, który nadal się nie odzywał i wyglądał na obrażonego, czego wręcz nie mogłam znieść. Czeka nas długa rozmowa, ale najpierw obowiązki. Po godzinie stanęliśmy pod skalną ścianą z otworem prowadzącym do pomieszczeń w których mieszkaliśmy.
- To tu mieszkamy-wyjaśnił Duncan. Archer odłączył się od nas kilka minut temu, potrzebował tej chwili samotności. Wmaszerowaliśmy do mojej jaskini Alf i usiedliśmy w następującej kolejności; Ja pośrodku, po mej lewej stronie samica Beta z dziećmi u boku, po prawej samiec Beta, a przed nami przyszła członkini. Zaczęłam więc od zebrania informacji o niej. Jetra została u nas ochroniarzem pary Alfa, uciekła z laboratorium. Nagle Sophie zadała jej pytanie:
- A właściwie, czemu Echo i Claris były z tobą?
<Jetra? Sophie? Duncan? Claris? Echo? Prawdziwy sąd z młoteczkiemXD
Od Evelyn CD Archer
Jakby to zależało ode mnie to załatwiłabym całą zgraję by potem tę trzy kurduple nie próbowały się zemścić za starucha i gimbusów, ale gdy spojrzałam kątem oka na szaraka ujrzałam jak dziwnie się patrzy na tę trzy krasnoludki. Nie jestem krwawego psychopaty który uwielbia jak komuś się flaki rozpruwa ale widać było na pierwszy rzut oka że było one w okropnym stanie fizycznym jak i psychicznym. Czułam w kościach że za to co zaraz miałam powiedzieć jest szansa dostanie w pysk od samca alfa, przez to że nie chcę splamić swej świętej duszyczki alfy dziecięcą krwią albo po prostu nie chcę zabijać żadnych młodych, nawet ludzkich. Z powodu utraty swego syna, byłego następcy alfa. Wciągnęłam dużo powietrza nawet nie wiedząc po co gdyż i tak moja odpowiedź pewnie nie będzie długo trwała, jeszcze do tego niektóre mięśnie najwięcej na plecach się spięły szykując się do szybkiego uniku.
- Moim zdaniem trzeba wyeliminować wszystkich ale cóż ty jesteś alfą a ja zwykłym szpiegiem i opiekunem szczeniąt.- Odparłam zbyt obojętnie jak na mnie, moim zdaniem powiedziałam to wszystko jakby chodziło tylko o jakiś głupi żart który mieliśmy zrobić nieznajomym. Odwróciłam pysk w stronę Archera który nawet nie raczył zwrócić się do mnie z odpowiedzią...Albo łapą skierowaną w mój pysk. Basior spoglądał nadal przed siebie z zagadkowym wyrazem pyska.
- Cóż nie jestem za tym pomysłem, ale na szczęście mam inny pomysł.Możemy spróbować ich stąd wygonić.- Mruknął po chwili namysłu. Chciałam skomentować ten bardzo lekkomyślny pomysł ale wiedząc że nie mam za dużo do gadania gdyż ten stojący szarak był tak przeze mnie nazywanym " Alfełkiem".
- No to ich wygońmy.- Powiedziałam z wyczuwalną na sto kilometrów obojętnością, a niby ostatnio chciałam się zmienić na lepsze... Wilk spojrzał z lekkim zdziwieniem na mnie lecz po chwili na jego pysku pojawił się wredny uśmieszek.
- Jak duchy w ludzkich horrorach?-Prychnął rzucając lekko przy tym głową do tyłu, jakiś odruch czy co? E,tam co mnie to w ogóle obchodzi.
- Jak duchy w ludzkich horrorach.- Mruknęłam lekko nie zadowolona z tego że szarak obraził mój plan tym właśnie wyrazem.
< Archer, nie miałam zielonego pomysłu co mogłabym ci odpisać, przepraszam ;==; >
- Moim zdaniem trzeba wyeliminować wszystkich ale cóż ty jesteś alfą a ja zwykłym szpiegiem i opiekunem szczeniąt.- Odparłam zbyt obojętnie jak na mnie, moim zdaniem powiedziałam to wszystko jakby chodziło tylko o jakiś głupi żart który mieliśmy zrobić nieznajomym. Odwróciłam pysk w stronę Archera który nawet nie raczył zwrócić się do mnie z odpowiedzią...Albo łapą skierowaną w mój pysk. Basior spoglądał nadal przed siebie z zagadkowym wyrazem pyska.
- Cóż nie jestem za tym pomysłem, ale na szczęście mam inny pomysł.Możemy spróbować ich stąd wygonić.- Mruknął po chwili namysłu. Chciałam skomentować ten bardzo lekkomyślny pomysł ale wiedząc że nie mam za dużo do gadania gdyż ten stojący szarak był tak przeze mnie nazywanym " Alfełkiem".
- No to ich wygońmy.- Powiedziałam z wyczuwalną na sto kilometrów obojętnością, a niby ostatnio chciałam się zmienić na lepsze... Wilk spojrzał z lekkim zdziwieniem na mnie lecz po chwili na jego pysku pojawił się wredny uśmieszek.
- Jak duchy w ludzkich horrorach?-Prychnął rzucając lekko przy tym głową do tyłu, jakiś odruch czy co? E,tam co mnie to w ogóle obchodzi.
- Jak duchy w ludzkich horrorach.- Mruknęłam lekko nie zadowolona z tego że szarak obraził mój plan tym właśnie wyrazem.
< Archer, nie miałam zielonego pomysłu co mogłabym ci odpisać, przepraszam ;==; >
Od Echo C.D Ice, Duncan, Claris, Jetra, Archer
UWAGA! Jest to odpis dla Ice, Jetry i... Znowu Jetry!
Spojrzałam na siostrę ze zdziwieniem. Jeszcze nigdy nie widziałam, że się o mnie martwiła. Myślałam, że umie tylko używać sarkazm, kiedy się do mnie odzywa. Jednak mimo to odsunęłam się od niej, bo nie chciałam być świadkiem tego, jak nagle powraca jej normalny charakter. Zamknęłam oczy i spróbowałam, zasnąć co w końcu się stało.
~*~
Otworzyłam oczy i prawie nie przytomna rozglądnęłam się. Dostrzegłam jakąś waderę, stojącą nade mną.
-Wszystko w porządku? - Spytała, szturchając mnie lekko. Spojrzałam na nią z ciekawością, przekrzywiając głowę.
-T-tak. - Powiedziałam w końcu niepewnie. Spojrzałam nagle jednak w bok, przypominając sobie o siostrze. Ona też siedziała patrząc na mnie z obojętnością. Czyli wszystko wraca do normy! Już chciałam iść przed siebie w stronę jaskiń o ile gdzieś tu były, ale kremowa wilczyca złapała mnie za skórę na karku tak jak mama. Zaczęła iść w stronę wyjścia z jaskini, ale ja zaczęłam się szarpać i pobiegłam do tyłu. Ona oczywiście zaczęła mnie gonić i w końcu złapała mnie, gdy trafiłam już na zapach alf. Zaczęła iść powoli przed siebie, chyba mnie rozumiejąc, ale wyskoczyła na nią... Ice! Przydusiła ją i zawyła, a po chwili pojawili się w krzakach, nasi rodzice. Sophie miała łzy w oczach. Pewnie się o nas, martwiła.
-No dalej, zabij mnie, może Ci się zrobi lżej na sercu... - Powiedziała, puszczając nas. Uderzyłam o twardą ziemię i zaskomlałam, gdyż łapa cały czas mnie bolała. Sophie po cichu, podeszła do mnie i zabrała mnie, razem z siostrą.
-Nie chcemy Cię zabić, ani nic z tych rzeczy. Chcemy tylko porozmawiać. - Odparła alfa i wypuściła ją, razem z innymi stając tak na około niej, że nie miałaby szansy na ucieczkę.
-Porozmawiać?! - Parsknęła mama, odkładając mnie i podchodząc trochę bliżej. - Porwała moje dzieci.
-Spokojnie Sophie, ja tyl... - Zaczęła Ice, ale ja jej przerwałam pewnie:
-Porwali nas przecież ludzie, prawda Claris?
Nagle jednak sama wystraszyłam się swoją odwagą i skuliłam się delikatnie, będąc gotowa na gniew ze strony pary alfa, za to, że przerwałam przywódczyni.
<Claris? Ice? Archer? Duncan? Jetra? XD>
Spojrzałam na siostrę ze zdziwieniem. Jeszcze nigdy nie widziałam, że się o mnie martwiła. Myślałam, że umie tylko używać sarkazm, kiedy się do mnie odzywa. Jednak mimo to odsunęłam się od niej, bo nie chciałam być świadkiem tego, jak nagle powraca jej normalny charakter. Zamknęłam oczy i spróbowałam, zasnąć co w końcu się stało.
~*~
Otworzyłam oczy i prawie nie przytomna rozglądnęłam się. Dostrzegłam jakąś waderę, stojącą nade mną.
-Wszystko w porządku? - Spytała, szturchając mnie lekko. Spojrzałam na nią z ciekawością, przekrzywiając głowę.
-T-tak. - Powiedziałam w końcu niepewnie. Spojrzałam nagle jednak w bok, przypominając sobie o siostrze. Ona też siedziała patrząc na mnie z obojętnością. Czyli wszystko wraca do normy! Już chciałam iść przed siebie w stronę jaskiń o ile gdzieś tu były, ale kremowa wilczyca złapała mnie za skórę na karku tak jak mama. Zaczęła iść w stronę wyjścia z jaskini, ale ja zaczęłam się szarpać i pobiegłam do tyłu. Ona oczywiście zaczęła mnie gonić i w końcu złapała mnie, gdy trafiłam już na zapach alf. Zaczęła iść powoli przed siebie, chyba mnie rozumiejąc, ale wyskoczyła na nią... Ice! Przydusiła ją i zawyła, a po chwili pojawili się w krzakach, nasi rodzice. Sophie miała łzy w oczach. Pewnie się o nas, martwiła.
-No dalej, zabij mnie, może Ci się zrobi lżej na sercu... - Powiedziała, puszczając nas. Uderzyłam o twardą ziemię i zaskomlałam, gdyż łapa cały czas mnie bolała. Sophie po cichu, podeszła do mnie i zabrała mnie, razem z siostrą.
-Nie chcemy Cię zabić, ani nic z tych rzeczy. Chcemy tylko porozmawiać. - Odparła alfa i wypuściła ją, razem z innymi stając tak na około niej, że nie miałaby szansy na ucieczkę.
-Porozmawiać?! - Parsknęła mama, odkładając mnie i podchodząc trochę bliżej. - Porwała moje dzieci.
-Spokojnie Sophie, ja tyl... - Zaczęła Ice, ale ja jej przerwałam pewnie:
-Porwali nas przecież ludzie, prawda Claris?
Nagle jednak sama wystraszyłam się swoją odwagą i skuliłam się delikatnie, będąc gotowa na gniew ze strony pary alfa, za to, że przerwałam przywódczyni.
<Claris? Ice? Archer? Duncan? Jetra? XD>
Od Jetry CD Ice, Sophie, Duncan, Claris, Echo
Nieprzyjaźnie spojrzałam na wilki, które mnie otoczyły. Śnieżno-biała wadera nadal trzymała moje ciało przy ziemi, a ja nieustannie czekałam, aż ze mnie zejdzie, albo mnie zabije na miejscu. Po dłuższej chwili opcja pierwsza stała się rzeczywista, jednak ja, wciąż nie mając do nich zaufania.
-No dalej, zabij mnie, może Ci się zrobi lżej na sercu...
Czwórka wilków nie miała najwidoczniej ochoty się ze mną "bawić" i jedna z białych samic próbując mnie trochę uspokoić, podeszła do mnie i spokojnie do mnie zagadała.
-Nie chcemy Cię zabić, ani nic z tych rzeczy. Chcemy tylko porozmawiać.
Szary basior nie był widocznie zainteresowany propozycją swojej partnerki i patrzył na mnie chłodnym wzrokiem.
<Ice? Sophie? Duncan? Claris? Echo?>
-No dalej, zabij mnie, może Ci się zrobi lżej na sercu...
Czwórka wilków nie miała najwidoczniej ochoty się ze mną "bawić" i jedna z białych samic próbując mnie trochę uspokoić, podeszła do mnie i spokojnie do mnie zagadała.
-Nie chcemy Cię zabić, ani nic z tych rzeczy. Chcemy tylko porozmawiać.
Szary basior nie był widocznie zainteresowany propozycją swojej partnerki i patrzył na mnie chłodnym wzrokiem.
<Ice? Sophie? Duncan? Claris? Echo?>
Od Ice CD Sophie, Duncan, Claris, Echo, Jetra
Zgodnie z postanowieniem postanowiliśmy spędzić całą noc na poszukiwaniach. Mój partner nie był zadowolony i wypominał mi to już parę razy, ale czego się nie robi dla przyjaciół...Wkroczyliśmy do ciemnego lasu. Wszystko w cieniu wydawało się straszniejsze, wyrazistsze, prawie zaczęłam drżeć. Zbliżał się środek nocy, ale ni widu, ni słychu, nigdzie ani śladu waderek. Westchnęłam i nie miałam już siły, by dalej szukać. Ułożyłam się pod niewielką jarzębiną i zasnęłam natychmiast, zapominając o zadaniu.
~Rano~
Otworzyłam oczy i spojrzałam na posiłek u moich łap, a następnie w chłodne oczy Archera. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, lecz on odwrócił głowę. Nadal był zły. Zjadłam bez zbędnych ceregieli i postanowiłam nie fundować mu więcej niespodzianek, aż nagle usłyszałam przedzieranie przez krzaki niedaleko, na polanie. Podkradliśmy się pod osłonę z liści, a tam ujrzeliśmy brązowo-białą waderę niosącą w pysku...Echo i Claris! Mój partner wyraźnie nie miał ochoty uganiać się za dzieciakami. Z poczuciem winy polizałam go szybko po pysku i wyskoczyłam z zarośli prosto na przypominającą psa waderę, a ona zdezorientowana zaczęła szybko rozglądać się w poszukiwaniu wyjścia. Warknęłam krótko, dając do zrozumienia, że nierozsądnie jest próbować ucieczki, i przygniatając jej łapę do ziemi, zawyłam po Sophie i Duncana. Usłyszałam za sobą szelest i z gąszczy wyłonił się Archer w markotnym nastroju, odsłaniając część kłów i patrząc na mnie z niezadowoleniem, drugim okiem pilnował brązowo-białej wilczycy. Po kilku minutach pojawiła się moja zdyszana przyjaciółka i samiec Beta. Na widok sceny podbiegli w naszym kierunku.
<Archer? Jetra? Claris? Echo? Duncan? Sophie? Zbiegowisko się tu robiXD>
~Rano~
Otworzyłam oczy i spojrzałam na posiłek u moich łap, a następnie w chłodne oczy Archera. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, lecz on odwrócił głowę. Nadal był zły. Zjadłam bez zbędnych ceregieli i postanowiłam nie fundować mu więcej niespodzianek, aż nagle usłyszałam przedzieranie przez krzaki niedaleko, na polanie. Podkradliśmy się pod osłonę z liści, a tam ujrzeliśmy brązowo-białą waderę niosącą w pysku...Echo i Claris! Mój partner wyraźnie nie miał ochoty uganiać się za dzieciakami. Z poczuciem winy polizałam go szybko po pysku i wyskoczyłam z zarośli prosto na przypominającą psa waderę, a ona zdezorientowana zaczęła szybko rozglądać się w poszukiwaniu wyjścia. Warknęłam krótko, dając do zrozumienia, że nierozsądnie jest próbować ucieczki, i przygniatając jej łapę do ziemi, zawyłam po Sophie i Duncana. Usłyszałam za sobą szelest i z gąszczy wyłonił się Archer w markotnym nastroju, odsłaniając część kłów i patrząc na mnie z niezadowoleniem, drugim okiem pilnował brązowo-białej wilczycy. Po kilku minutach pojawiła się moja zdyszana przyjaciółka i samiec Beta. Na widok sceny podbiegli w naszym kierunku.
<Archer? Jetra? Claris? Echo? Duncan? Sophie? Zbiegowisko się tu robiXD>
Minerwa zaszła w ciążę!
Minerwa
- Z kim: Demon
- Ilość szczeniąt: 2 (Dwie waderki)
- Data zajścia w ciążę: 21.09.2016
- Data narodzin: 28.09.2016
wtorek, 20 września 2016
Od Minerwy CD Demon
Spędziliśmy miło przedpołudnie, bawiąc się jak małe szczeniaki. Następnie coś sobie upolowaliśmy, wykonaliśmy kilka drobnych zadań od alf. Potem mogliśmy sobie jeszcze pozwolić na cudowny wieczorny spacer. Doszliśmy aż na obrzeża doliny, w pobliże City End. Widok tego, co stworzyli kiedyś ludzie i co, zapewne, było kiedyś piękne, a teraz wyglądało po prostu strasznie, był przygnębiający. Aby poprawić sobie humor udaliśmy się na koniec do Ogrodu Światłości. Potem udaliśmy się na spoczynek do naszej jaskini.
~~Kilka dni później~~
Tych cudownych kilkanaście dni upłynęło mi i Demonowi na wypełnianiu przeróżnych zadań oraz spędzaniu ze sobą każdej wolnej chwili. Nasza miłość rozkwitała niczym piękny, wiosenny kwiat. Któregoś dnia obudziłam się wcześniej niż Demon i postanowiłam upolować nam coś na śniadanie. Ledwo wstałam, a tak zakręciło mi się w głowie, że musiałam na chwilę usiąść. Uznałam to jednak za zwykły, nieszkodliwy zawrót głowy. Niczym nie zrażona ruszyłam więc przed siebie, niestety, przy wyjściu z jaskini dopadły mnie nudności, co spowodowało, że zwróciłam wszystko, co zjadłam poprzedniego wieczoru. W tym momencie połączyłam wszystkie fakty, przypomniałam sobie, jak dziwnie się ostatnio czułam i już wiedziałam, co mi jest. W tej samej chwili Demon obudził się, a widząc mnie przy wyjściu z jaskini, podszedł do mnie.
- Coś się stało? Ostatnio dziwnie się zachowujesz, jakbyś była chora, czy coś- powiedział.
- Demon, ja...chyba jestem w ciąży- wyrzuciłam to z siebie szybko, czekając na jego reakcję.
<Demon?>
~~Kilka dni później~~
Tych cudownych kilkanaście dni upłynęło mi i Demonowi na wypełnianiu przeróżnych zadań oraz spędzaniu ze sobą każdej wolnej chwili. Nasza miłość rozkwitała niczym piękny, wiosenny kwiat. Któregoś dnia obudziłam się wcześniej niż Demon i postanowiłam upolować nam coś na śniadanie. Ledwo wstałam, a tak zakręciło mi się w głowie, że musiałam na chwilę usiąść. Uznałam to jednak za zwykły, nieszkodliwy zawrót głowy. Niczym nie zrażona ruszyłam więc przed siebie, niestety, przy wyjściu z jaskini dopadły mnie nudności, co spowodowało, że zwróciłam wszystko, co zjadłam poprzedniego wieczoru. W tym momencie połączyłam wszystkie fakty, przypomniałam sobie, jak dziwnie się ostatnio czułam i już wiedziałam, co mi jest. W tej samej chwili Demon obudził się, a widząc mnie przy wyjściu z jaskini, podszedł do mnie.
- Coś się stało? Ostatnio dziwnie się zachowujesz, jakbyś była chora, czy coś- powiedział.
- Demon, ja...chyba jestem w ciąży- wyrzuciłam to z siebie szybko, czekając na jego reakcję.
<Demon?>
Od Duncana CD Sophie, Ice, Archer
Po całym dniu poszukiwań Ice zwołała zebranie na Polanie Początku. Dzieci jak zwykle miały zostać pod opieką Evelyn. Wtedy też ja i Sophie ze zgrozą odkryliśmy, że w całym tym zamieszaniu związanym ze zniknięciem Claris nie zauważyliśmy, że Echo też gdzieś wcięło. Mieliśmy nadzieję, że jest w pobliżu lub tylko się bawi. Zaczęliśmy ją wołać, szukać, ale to wszystko na nic. Razem z Sophie wpadliśmy na zebranie jako ostatni i czym prędzej powiadomiliśmy parę alfa o zniknięciu naszego kolejnego szczeniaka. Teraz to już naprawdę nie były przelewki. Jedyne, co nam pozostało, to szukać ich i liczyć, że się znajdą.
~~Parę godzin później~~
Tych kilka godzin było dla mnie i Sophie prawdziwą udręką. A każda kolejna przynosiła tylko rozczarowanie i jeszcze więcej cierpienia.
- Dlaczego nas to spotkało?- powiedziała Sophie, po czym wtuliła się we mnie. Poczułem, jak jej łzy moczą moje futro.
- Nie wiem, ale przysięgam, że ten, kto jest za to odpowiedzialny, będzie cierpiał. Już ja tego dopilnuję- powiedziałem. Po chwili podeszła do nas Ice.
- Bardzo mi przykro, ale muszę zakończyć poszukiwania na dziś. Stado musi odpocząć- powiedziała. Ja i Sophie pokiwaliśmy ze zrozumieniem głowami.
- Ty tez powinnaś odpocząć- powiedziałem do Sophie.
- Nie mogłabym spać nie wiedząc, co się stało z moimi dziećmi i gdzie są- odparła.
- To tak, jak ja- odpowiedziałem. Wszyscy więc wrócili do swoich jaskiń. Zostaliśmy tylko ja, Sophie i para alfa, która zadeklarowała, że pomoże nam w nocnych poszukiwaniach.
<Ice? Sophie? Archer?>
~~Parę godzin później~~
Tych kilka godzin było dla mnie i Sophie prawdziwą udręką. A każda kolejna przynosiła tylko rozczarowanie i jeszcze więcej cierpienia.
- Dlaczego nas to spotkało?- powiedziała Sophie, po czym wtuliła się we mnie. Poczułem, jak jej łzy moczą moje futro.
- Nie wiem, ale przysięgam, że ten, kto jest za to odpowiedzialny, będzie cierpiał. Już ja tego dopilnuję- powiedziałem. Po chwili podeszła do nas Ice.
- Bardzo mi przykro, ale muszę zakończyć poszukiwania na dziś. Stado musi odpocząć- powiedziała. Ja i Sophie pokiwaliśmy ze zrozumieniem głowami.
- Ty tez powinnaś odpocząć- powiedziałem do Sophie.
- Nie mogłabym spać nie wiedząc, co się stało z moimi dziećmi i gdzie są- odparła.
- To tak, jak ja- odpowiedziałem. Wszyscy więc wrócili do swoich jaskiń. Zostaliśmy tylko ja, Sophie i para alfa, która zadeklarowała, że pomoże nam w nocnych poszukiwaniach.
<Ice? Sophie? Archer?>
niedziela, 18 września 2016
Przedłużenie konkursu
W związku z niewystarczającą liczbą prac i moim ,,nie chce mi się"XD konkurs na symbole stadne zostaje przedłużony do 29 września. W związku z tym wyniki ukażą się 30 września. Dziękuję za uwagę i proszę o przysyłanie swoich prac, by konkurs miał z czego żyć:)XD
~Wasza Alfa Ice
~Wasza Alfa Ice
Od Jetry CD Echo, Claris
Zimne, bezlitosne i nie posiadające uczuć ani serc istoty - ludzie. Ich miłość to jedynie sztuczne odczucie, którego żaden z nich nie jest w stanie w pełni zasmakować.
Ucieczka z labolatorium nie trwała nawet minuty, jednak w pewnej chwili zauważyłam, że nie jestem sobą. Wolność. Urodziłam się i wychowałam w niewoli, w niewoli umarła moja matka... Po raz pierwszy wyszłam z ludzkiego cienia.
Stałam kilkanaście metrów od budynku, gdy z niedaleka usłyszałam parkujące auto i głosy.
-Denis, mamy dwa szczeniaki! Niewiele straciliśmy po tamtej zdziczałej suce!
Byłam wściekła jak nikt. Moje pazury zaczęły gwałtownie drapać ziemę, z mojego gardła wydobyły się dźwięki warczenia i czegoś w rodzaju syku grzechotnika. Nie dosyć, że dalej próbują robić eksperymenty na wilkach, to jeszcze chcą je przeprowadzać na szczeniętach!!! Wystrzeliłam jak strzała, wzbijając w powietrze pył. Mimo iż nie chciałam tam wracać, to nikt nie zasługiwał na bycie ludzkim niewolnikiem. Mój skok zza krzaków był tak niespodziewany, że jeden z ludzi Denisa upuścił klatkę ze szczeniętami, a ona otworzyła się po zderzeniu z ziemą. Złapałam delikatnie w biegu dwie waderki i pognałam w stronę gór z nadzieją, że znajdę tam jakieś bezpieczniejsze miejsce.
Zatrzymałam się przy potężnym dębie, by trochę odsapnąć i sprawdzić czy waderki są całe.
-Wszystko w porządku? - spytałam, gdy się ocknęły.
<Echo? Claris?>
Ucieczka z labolatorium nie trwała nawet minuty, jednak w pewnej chwili zauważyłam, że nie jestem sobą. Wolność. Urodziłam się i wychowałam w niewoli, w niewoli umarła moja matka... Po raz pierwszy wyszłam z ludzkiego cienia.
Stałam kilkanaście metrów od budynku, gdy z niedaleka usłyszałam parkujące auto i głosy.
-Denis, mamy dwa szczeniaki! Niewiele straciliśmy po tamtej zdziczałej suce!
Byłam wściekła jak nikt. Moje pazury zaczęły gwałtownie drapać ziemę, z mojego gardła wydobyły się dźwięki warczenia i czegoś w rodzaju syku grzechotnika. Nie dosyć, że dalej próbują robić eksperymenty na wilkach, to jeszcze chcą je przeprowadzać na szczeniętach!!! Wystrzeliłam jak strzała, wzbijając w powietrze pył. Mimo iż nie chciałam tam wracać, to nikt nie zasługiwał na bycie ludzkim niewolnikiem. Mój skok zza krzaków był tak niespodziewany, że jeden z ludzi Denisa upuścił klatkę ze szczeniętami, a ona otworzyła się po zderzeniu z ziemą. Złapałam delikatnie w biegu dwie waderki i pognałam w stronę gór z nadzieją, że znajdę tam jakieś bezpieczniejsze miejsce.
Zatrzymałam się przy potężnym dębie, by trochę odsapnąć i sprawdzić czy waderki są całe.
-Wszystko w porządku? - spytałam, gdy się ocknęły.
<Echo? Claris?>
sobota, 17 września 2016
Od Demona Cd Minerwa
Wspaniale się złorzyło, że moja partnerka nie musiała iść
na polowanie, ponieważ oznaczało to, że ja i Minerwa będziemy mieli
więcej czasu tylko i wyłącznie dla siebie. Długo myśleliśmy nad
miejscem, które wybierzemy do spędzenia dnia. Chciałem iść na spacer do
lasu, Fortuna chciała iść nad tęczowy wodospad, ale wspólnie uznaliśmy,
że te miejsca nie są już tak ciekawe. Postanowiliśmy iść w pewne miejsce
na Polanę początku, znaleźć jalieś ciche miejsce i cieszyć się spojem.
Doszliśmy do tego miejsca, znaleźliśmy w pewnym zakątku
polany długą nieco żółtą trawę, więc ułorzyliśmy się w niej. Po jakimś
czasie Minerwie znudziło się to leżenie i przytulanie się do mnie, więc
wstała ułorzyła mi się na plecach, była wyraźnie robawiona. Skoro ona
chciała się bawić postanowiłem zrobić to samo. Zrzuciłem ją z siebie, a
ona ponownie na mnie wskoczyła. Jednak tym razem byłem na to
przygotowany, więc poturlaliśmy się nieco dalej.
<Minerwa?>
czwartek, 15 września 2016
Od Reyna CD Kala
- Z chęcią- odparłem, po czym każde z nas udało się do swojego domu. Rodziców nie było, ale zaraz gdy wrócili opowiedziałem im o przygodzie, która spotkała mnie i Kalę. Bardzo się tym przejęli. Zauważyłem to, mimo że starali się to ukryć. Potem udaliśmy się na kolację. Mi rodzice koniecznie chcieli jeszcze porozmawiać z matką Kali. Ona chyba miała podobny zamiar, bo gdy moi rodzice nie zdążyli się jeszcze porządnie rozejrzeć, Ana już nas znalazła. Usiedli obok siebie. Bardziej niż jedzeniem interesowali się rozmową m.in. o bezpieczeństwie członków stada. Czyli innym słowy, rozmawiali o tym, co nas spotkało. Ja zaś wdałem się w rozmowę z Kalą.
- Czasami są tacy denerwujący i nadopiekuńczy- powiedziałem, wskazując na moich rodziców.
- Moja mama też taka jest czasem- odparła suczka.
- To chyba taka rodzicielska przypadłość- dodała.
- Jeśli ja będę miał dzieci, na pewno nie będę w stosunku do nich taki nadopiekuńczy. Na pewno- powiedziałem poważnie.
- Łatwo mówić, jeszcze wiele rzeczy może się zdarzyć, zanim dorośniemy. I możesz zmienić zdanie- odpowiedziała Kala.
- Może i zmienię, ale jak na razie się na to nie zanosi- odparłem. Po kolacji część członków stada została na jakimś zebraniu dotyczącym spraw doliny, a to oznaczało, że zajmie się nami Evelyn. To z kolei znaczyło, że mamy jeszcze trochę czasu na zabawę.
- To co tym razem? Znów berek? Może chowany?- zacząłem rzucać propozycjami.
<Kala?>
- Czasami są tacy denerwujący i nadopiekuńczy- powiedziałem, wskazując na moich rodziców.
- Moja mama też taka jest czasem- odparła suczka.
- To chyba taka rodzicielska przypadłość- dodała.
- Jeśli ja będę miał dzieci, na pewno nie będę w stosunku do nich taki nadopiekuńczy. Na pewno- powiedziałem poważnie.
- Łatwo mówić, jeszcze wiele rzeczy może się zdarzyć, zanim dorośniemy. I możesz zmienić zdanie- odpowiedziała Kala.
- Może i zmienię, ale jak na razie się na to nie zanosi- odparłem. Po kolacji część członków stada została na jakimś zebraniu dotyczącym spraw doliny, a to oznaczało, że zajmie się nami Evelyn. To z kolei znaczyło, że mamy jeszcze trochę czasu na zabawę.
- To co tym razem? Znów berek? Może chowany?- zacząłem rzucać propozycjami.
<Kala?>
Od Minerwy CD Demon
Rozejrzałam się po jaskini i napotkałam spojrzenie mojego partnera.
- Długo już nie śpisz?- spytałam.
- Nie, obudziłem się dopiero niedawno- odparł, po czym oboje wstaliśmy. Nic do roboty nie mieliśmy, więc nie pozostało nic innego, jak udać się na śniadanie. W jadalni panowało już niemałe poruszenie, niektórzy członkowie stada z zapałem o czymś rozmawiali, inni siedzieli nieco z boku, a jeszcze innych w ogóle nie było widać. Zapewne nie przyszli, ale to nic dziwnego, w końcu nie ma obowiązku wspólnego jedzenie śniadań ani nic w tym stylu. Ja i Demon usiedliśmy obok Evelyn, która jak zawsze wyglądała, jakby całą noc nie spała.
~~Po śniadaniu~~
Po posiłku podeszła do mnie Sophie.
- Sprawdziłam spiżarnię, dziś nie musimy iść na łowy- powiedziała, po czym pożegnałyśmy się. Byłam bardzo szczęśliwa, bo to oznaczało, że razem z Demonem będziemy mogli spędzić razem cały dzień.
- To co robimy?- spytałam.
<Demon?>
- Długo już nie śpisz?- spytałam.
- Nie, obudziłem się dopiero niedawno- odparł, po czym oboje wstaliśmy. Nic do roboty nie mieliśmy, więc nie pozostało nic innego, jak udać się na śniadanie. W jadalni panowało już niemałe poruszenie, niektórzy członkowie stada z zapałem o czymś rozmawiali, inni siedzieli nieco z boku, a jeszcze innych w ogóle nie było widać. Zapewne nie przyszli, ale to nic dziwnego, w końcu nie ma obowiązku wspólnego jedzenie śniadań ani nic w tym stylu. Ja i Demon usiedliśmy obok Evelyn, która jak zawsze wyglądała, jakby całą noc nie spała.
~~Po śniadaniu~~
Po posiłku podeszła do mnie Sophie.
- Sprawdziłam spiżarnię, dziś nie musimy iść na łowy- powiedziała, po czym pożegnałyśmy się. Byłam bardzo szczęśliwa, bo to oznaczało, że razem z Demonem będziemy mogli spędzić razem cały dzień.
- To co robimy?- spytałam.
<Demon?>
Od Kali CD Reyn
- Kim kolwiek oni byli zapewne mieli złe zamiary. - zauwarzył Reyn
- Masz racje. - odpowiedziałam - Lepiej stąd chodźmy bo jeszcze tu wrócą.
- Masz racje, ale najpierw znajdźmy naszych rodziców nie chce żeby się niepotrzebnie martwili. - zagadnął Reyn, w sumie miał racje, więc ruszyłam za nim w stronę jaskini członków stada. Droga była bardzo przyjemna. Nasłuchiwaliśmy śpiewu ptaków, szelestu liści i szumu strumyka. Przez lekko żółte korony drzew prześwitywało słońce. W końcu byliśmy już niedaleko jaskiń, kiedy niezauwarzyłam, że na naszej drodze jest jakieś płytkie i niewielki oczko wodne. Wdepnęłam do niego, a woda, która była już chłodna zmoczyła moje łapy.
- Ech mam całe łapy mokre! - powoedziałam z lekkim rzalem w głosie.
- Spoko to tylko trochę wody... - powiedział Reyn, włorzył łapę do wody i zaczął mnie oczlapywać, a ja jego. Kiedy skończyliśmy zabawę clali mokrzy postanowiliśmy wrócić do domów.
- Umówimy się na jutro? - zapytałam Reyna
<Reyn?>
- Masz racje. - odpowiedziałam - Lepiej stąd chodźmy bo jeszcze tu wrócą.
- Masz racje, ale najpierw znajdźmy naszych rodziców nie chce żeby się niepotrzebnie martwili. - zagadnął Reyn, w sumie miał racje, więc ruszyłam za nim w stronę jaskini członków stada. Droga była bardzo przyjemna. Nasłuchiwaliśmy śpiewu ptaków, szelestu liści i szumu strumyka. Przez lekko żółte korony drzew prześwitywało słońce. W końcu byliśmy już niedaleko jaskiń, kiedy niezauwarzyłam, że na naszej drodze jest jakieś płytkie i niewielki oczko wodne. Wdepnęłam do niego, a woda, która była już chłodna zmoczyła moje łapy.
- Ech mam całe łapy mokre! - powoedziałam z lekkim rzalem w głosie.
- Spoko to tylko trochę wody... - powiedział Reyn, włorzył łapę do wody i zaczął mnie oczlapywać, a ja jego. Kiedy skończyliśmy zabawę clali mokrzy postanowiliśmy wrócić do domów.
- Umówimy się na jutro? - zapytałam Reyna
<Reyn?>
Od Demona CD Minerwa
Nasza pierwsza noc w naszej wspólnej jaskini przeviegła dość spokojnie.
Obudziłem się chyba pierwszy. Rozejżałem się, a moja partnerka leżała do
mnie przytulona. Muszę się do tego powoli przyzwyczajać. Wyjrzałem z
jaskini i zobaczyłem, że dzisiejsza pogoda jest bardzo ładna, a na
niebie widnieje wielokolorowe pasmo - tęcza. Aż chciało się wyjść z
jaskini na spacer, ale nie mogłem zostawić samej Minerwy, a tym bardziej
jej obudzić. Postanowiłem, więc wrócić do łóżka i spróbować usnąć lub
poczekać, aż biała się obudzi. Ledwo ułorzyłem się obok wadery, kiedy
otworzyła swe niebieskie piękne oczy.
<Minerwa?>
<Minerwa?>
środa, 14 września 2016
Od Minerwy CD Demon
Byłam taka szczęśliwa i spełniona! Miałam dom, kochającego partnera, czego chcieć więcej? Chyba tylko głupi by tego nie docenił, a ja nie byłam głupia i dziękowałam losowi za szczęście, którym mnie obdarzył. Jednak moja energiczna natura zaczęła o sobie przypominać i powoli zaczynało mnie nudzić to zwykłe siedzenie i podziwianie widoków, które i tak znam już praktycznie jak własną kieszeń.
- Może coś w stylu wyścigu?- zapytałam.
- To znaczy?
- Takie zawody. Kto szybciej i wyżej wespnie się po skałach.
- Dobry pomysł. Tylko nie po tych mokrych, bo nie chcemy się pozabijać- powiedział Demon.
- No ma się rozumieć- odparłam, po czym rozpoczęliśmy wyścig. Tym razem wygrał mój partner. Dotarł na samą górę, podczas gdy ja utknęłam pod czymś w rodzaju ściany. Jednak Demon cofnął się i pomógł mi wejść do góry. Pierwszy raz ujrzałam Tęczowy Wodospad z tej perspektywy. Wiele razy widziałam go z dołu, ale nigdy nie z góry. Mogliśmy podziwiać też część doliny. Widok był cudowny. Zapatrzona, zrobiłam nierozważny krok w przód i poślizgnęłam się, ale znowu pomógł mi Demon.
- Już drugi raz w przeciągu 10 minut mi pomagasz- powiedziałam.
- Może lepiej odsuńmy się od krawędzi.
- Zgoda- powiedziałam i odeszliśmy kawałek dalej, ale nadal podziwialiśmy widoki. W końcu jednak niechętnie zaczęliśmy się zbierać.
- Musimy jeszcze przenieść moje rzeczy do twojej jaskini- powiedziałam do mojego partnera, gdy schodziliśmy.
- Naszej- poprawił mnie.
- No tak, naszej. Nadal nie mogę się przyzwyczaić- powiedziałam. W końcu dotarliśmy do mojej jaskini.
- I pomyśleć, że wchodzę do niej po raz ostatni- powiedziałam.
- Masz żal?
- Nie. Była moją bezpieczną oazą, samotną przystanią i domem w jednym, ale teraz mam ciebie- odparłam.
- Zbyt wiele rzeczy nie masz- powiedział Demon widząc, że biorę ze sobą tylko książkę.
- Więcej mi nie trzeba- odparłam i poszliśmy do naszej jaskini. Pierwszą wspólną noc spędziliśmy na rozmowie, ale w końcu zmorzył nas sen.
<Demon?>
- Może coś w stylu wyścigu?- zapytałam.
- To znaczy?
- Takie zawody. Kto szybciej i wyżej wespnie się po skałach.
- Dobry pomysł. Tylko nie po tych mokrych, bo nie chcemy się pozabijać- powiedział Demon.
- No ma się rozumieć- odparłam, po czym rozpoczęliśmy wyścig. Tym razem wygrał mój partner. Dotarł na samą górę, podczas gdy ja utknęłam pod czymś w rodzaju ściany. Jednak Demon cofnął się i pomógł mi wejść do góry. Pierwszy raz ujrzałam Tęczowy Wodospad z tej perspektywy. Wiele razy widziałam go z dołu, ale nigdy nie z góry. Mogliśmy podziwiać też część doliny. Widok był cudowny. Zapatrzona, zrobiłam nierozważny krok w przód i poślizgnęłam się, ale znowu pomógł mi Demon.
- Już drugi raz w przeciągu 10 minut mi pomagasz- powiedziałam.
- Może lepiej odsuńmy się od krawędzi.
- Zgoda- powiedziałam i odeszliśmy kawałek dalej, ale nadal podziwialiśmy widoki. W końcu jednak niechętnie zaczęliśmy się zbierać.
- Musimy jeszcze przenieść moje rzeczy do twojej jaskini- powiedziałam do mojego partnera, gdy schodziliśmy.
- Naszej- poprawił mnie.
- No tak, naszej. Nadal nie mogę się przyzwyczaić- powiedziałam. W końcu dotarliśmy do mojej jaskini.
- I pomyśleć, że wchodzę do niej po raz ostatni- powiedziałam.
- Masz żal?
- Nie. Była moją bezpieczną oazą, samotną przystanią i domem w jednym, ale teraz mam ciebie- odparłam.
- Zbyt wiele rzeczy nie masz- powiedział Demon widząc, że biorę ze sobą tylko książkę.
- Więcej mi nie trzeba- odparłam i poszliśmy do naszej jaskini. Pierwszą wspólną noc spędziliśmy na rozmowie, ale w końcu zmorzył nas sen.
<Demon?>
Od Reyna CD Kala
Siedzieliśmy jak na szpilkach. Nie wiem, jak Kala, ale ja byłem pewien, że nas znajdą. W końcu nie odeszliśmy aż tak daleko. Jednak gdy siedzieliśmy już w tych krzakach dość długi czas zacząłem mieć nadzieję, że być może nas nie znajdą. Zaciekawiony, ale i przede wszystkim wystraszony, wyjrzałem lekko zza zarośli, żeby ocenić sytuację. Na górce, kilka metrów od nas stały dwa mniejsze, szare wilki. -Czarny pewnie został na dole- pomyślałem.
- Dobra, ty sprawdź tu, a ja pójdę tam- powiedział jeden z szarych. Wskazał drugiemu jakieś miejsce po drugiej stronie górki, sam zaś skierował się w naszą stronę. Czym prędzej znów schowałem się za krzakami. Razem z Kalą spojrzeliśmy po sobie wystraszeni. - Musisz się wziąć w garść, Reyn. Jeśli pokażesz, że się nie boisz, obojgu wam będzie raźniej- usłyszałem głos w swojej głowie. Uśmiechnąłem się więc do Kali, chcąc odpędzić złe myśli, a ona odpowiedziała mi tym samym, miłym gestem. Mogliśmy tylko czekać, aż nas znajdą. Nagle usłyszeliśmy krzyk jakiejś wadery.
- Czego się obijacie?! Nie macie nic ciekawszego do roboty?! Zaraz znajdę wam zajęcie!- krzyczała. Głos dobiegał z miejsca, gdzie spotkaliśmy wilki. Potem nastąpiła dłuższa chwila ciszy. Zapewne ktoś coś mówił, ale normalnym tonem, nie krzycząc, więc nie mogliśmy tego słyszeć.
- Wracamy!- usłyszeliśmy po chwili głos Czarnego. Czyżbyśmy byli uratowani? Cudownie ocaleni? Nie należy jednak chwalić dnia przed zachodem słońca. Dla pewności i naszego bezpieczeństwa postanowiliśmy odczekać dłuższą chwilę, zanim wyjdziemy z naszej kryjówki.
- Chyba już poszli- powiedziała Kala, po czym ostrożnie wyszliśmy z krzaków. Istotnie, nikogo nie było w pobliżu. Spojrzałem w dół wzniesienia, gdzie trafiliśmy na nieznane wilki. Tam też już nikogo nie było.
- Uff, poleźli- powiedziała Kala.
- Kim oni są? I czego chcieli?- zapytałem i spojrzałem na suczkę, choć i tak nie oczekiwałem od niej odpowiedzi.
- Wiem tyle, co i ty- Kala wzruszyła ramionami.
<Kala?>
- Dobra, ty sprawdź tu, a ja pójdę tam- powiedział jeden z szarych. Wskazał drugiemu jakieś miejsce po drugiej stronie górki, sam zaś skierował się w naszą stronę. Czym prędzej znów schowałem się za krzakami. Razem z Kalą spojrzeliśmy po sobie wystraszeni. - Musisz się wziąć w garść, Reyn. Jeśli pokażesz, że się nie boisz, obojgu wam będzie raźniej- usłyszałem głos w swojej głowie. Uśmiechnąłem się więc do Kali, chcąc odpędzić złe myśli, a ona odpowiedziała mi tym samym, miłym gestem. Mogliśmy tylko czekać, aż nas znajdą. Nagle usłyszeliśmy krzyk jakiejś wadery.
- Czego się obijacie?! Nie macie nic ciekawszego do roboty?! Zaraz znajdę wam zajęcie!- krzyczała. Głos dobiegał z miejsca, gdzie spotkaliśmy wilki. Potem nastąpiła dłuższa chwila ciszy. Zapewne ktoś coś mówił, ale normalnym tonem, nie krzycząc, więc nie mogliśmy tego słyszeć.
- Wracamy!- usłyszeliśmy po chwili głos Czarnego. Czyżbyśmy byli uratowani? Cudownie ocaleni? Nie należy jednak chwalić dnia przed zachodem słońca. Dla pewności i naszego bezpieczeństwa postanowiliśmy odczekać dłuższą chwilę, zanim wyjdziemy z naszej kryjówki.
- Chyba już poszli- powiedziała Kala, po czym ostrożnie wyszliśmy z krzaków. Istotnie, nikogo nie było w pobliżu. Spojrzałem w dół wzniesienia, gdzie trafiliśmy na nieznane wilki. Tam też już nikogo nie było.
- Uff, poleźli- powiedziała Kala.
- Kim oni są? I czego chcieli?- zapytałem i spojrzałem na suczkę, choć i tak nie oczekiwałem od niej odpowiedzi.
- Wiem tyle, co i ty- Kala wzruszyła ramionami.
<Kala?>
wtorek, 13 września 2016
Od Demona CD Minerwa
- Dziękujemy za troskę Ice. Układa nam się świetnie. - powiedziała Minerwa pogodnie do Ice
- To wspaniale. To ja was zostawie samych. - powiedziała Ice
Biała odeszła. Ja i moja partnerka wciąż staliśmy w otoczeniu kilku członków stada.
- Może wymkniemy się tyłem? - szepnąłem do Minerwy
- Świetny pomysł. - odpowiedziała
Wstaliśmy z ziemi i poszliśmy nad tęczowy wodospad. Szliśmy w milczeniu. Co jakiś czas się żartobliwie szturchaliśmy. Doszliśmy do pięknej zasłony wodnej. Połorzyliśmy się na miękkiej trawy i podziwialiśmy widoki.
<Minerwa?>
Od Kali CD Reyn
- Może się wymkniemy dyskretnie? - zapytałam
- Okej. - powiedział basiorek i zaczął powoli iść do tyłu, poszłam w jego ślady. Kiedy po paru minutach staliśmy już na górce, z której się sturlaliśmy zaczeliśmy rozmowę.
- Ale z nich głupki! Nawet nie zauważyli, kiedy się wycofaliśmy! - powiedział podekscytowany basiorek
- Masz racje... Cicho! - powiedziałam, ponieważ w tym momenci usłyszłam krzyk czarnego wilka.
- Gdzie oni są?! Jak mogliście nie zauwarzyć jak uciekali? Szybko! Węszcie może ich znajdziemy.
Wilki jak na polecenie zaczeli szukać mnie i Reyna. Szybko wskoczyliśmy do pobliskich krzaków, ponieważ na ucieczke było już za późno. Siedziałam cicho jak mysz pod miotłom. Nie ważyłam się ani ruszyć ani wyjść zza krzaków.
<Reyn?>
- Okej. - powiedział basiorek i zaczął powoli iść do tyłu, poszłam w jego ślady. Kiedy po paru minutach staliśmy już na górce, z której się sturlaliśmy zaczeliśmy rozmowę.
- Ale z nich głupki! Nawet nie zauważyli, kiedy się wycofaliśmy! - powiedział podekscytowany basiorek
- Masz racje... Cicho! - powiedziałam, ponieważ w tym momenci usłyszłam krzyk czarnego wilka.
- Gdzie oni są?! Jak mogliście nie zauwarzyć jak uciekali? Szybko! Węszcie może ich znajdziemy.
Wilki jak na polecenie zaczeli szukać mnie i Reyna. Szybko wskoczyliśmy do pobliskich krzaków, ponieważ na ucieczke było już za późno. Siedziałam cicho jak mysz pod miotłom. Nie ważyłam się ani ruszyć ani wyjść zza krzaków.
<Reyn?>
Od Reyna CD Kala
- Kim jesteście?- zapytałem. Czarny basior zaśmiał się.
- To raczej my was powinniśmy o to spytać, mały- powiedział jeden z mniejszych, szczerząc kły w złośliwym uśmiechu. Czarny zrobił krok w naszą stronę, a wtedy zawarczałem.
- No, no, no, patrzcie, jaki odważny. Byłby z ciebie dobry wojownik, jeśli tylko przeszedłbyś odpowiednie szkolenie. Dla ciebie też znajdzie się coś do roboty, prawda, chłopcy?- powiedział Czarny, a dwa szare wilki znów zaśmiały się.
- Ok, dość już żartów. Muszę zapytać, chociaż i tak znam odpowiedź na moje pytanie. Należycie do Stada Białego Kruka?
- Ta...- zaczęła Kala, ale wtedy ja głośno i stanowczo jej przerwałem.
- Nie- powiedziałem, posyłając ukradkiem suczce znaczące spojrzenie. Nie wiem czemu, jak ani skąd wzięło się to uczucie, ale czułem, że lepiej dla nas będzie, jeśli skłamiemy. Kala nie potrzebowała słów, żeby zrozumieć, o co mi chodzi.
- Nie? Doprawdy?- spytał podejrzliwie Czarny.
- Nie- powiedziała Kala równie pewnie i stanowczo, co ja wcześniej.
- Kłamcy! Niby jak inaczej mielibyście się tu znaleźć, hę?!- wykrzyknął jeden z mniejszych basiorów.
- Zgubiliśmy się. Nawet nie wiemy, co to jest to Stado Białego Kruka- powiedziałem. Byłem zdziwiony, jak łatwo jest mi kłamać. Do tej pory brzydziłem się kłamstwem.
- To stado, które bezprawnie przygarnęło sobie NASZE tereny- odparł czarny wilk.
- Musimy się naradzić- dodał, patrząc na swoich towarzyszy. Odeszli kawałek dalej i zaczęli dyskutować. Mówili bardzo cicho, nic nie słyszeliśmy.
- Hajfa kazała zabić każdego napotkanego po drodze!- krzyknął oburzony jeden z szarych i spojrzał na nas wzrokiem węża, który patrzy na swoją ofiarę. Czarny coś mu zaczął mówić, chyba próbował go uspokoić. Wrócili do dyskusji.
- Aż mi ciarki przeszły po plecach, gdy na nas spojrzał. A tobie?- powiedziała Kala.
- Mi też. Słuchaj, to ostatnia szansa. Zostajemy, czy próbujemy uciec?- zapytałem.
<Kala?>
- To raczej my was powinniśmy o to spytać, mały- powiedział jeden z mniejszych, szczerząc kły w złośliwym uśmiechu. Czarny zrobił krok w naszą stronę, a wtedy zawarczałem.
- No, no, no, patrzcie, jaki odważny. Byłby z ciebie dobry wojownik, jeśli tylko przeszedłbyś odpowiednie szkolenie. Dla ciebie też znajdzie się coś do roboty, prawda, chłopcy?- powiedział Czarny, a dwa szare wilki znów zaśmiały się.
- Ok, dość już żartów. Muszę zapytać, chociaż i tak znam odpowiedź na moje pytanie. Należycie do Stada Białego Kruka?
- Ta...- zaczęła Kala, ale wtedy ja głośno i stanowczo jej przerwałem.
- Nie- powiedziałem, posyłając ukradkiem suczce znaczące spojrzenie. Nie wiem czemu, jak ani skąd wzięło się to uczucie, ale czułem, że lepiej dla nas będzie, jeśli skłamiemy. Kala nie potrzebowała słów, żeby zrozumieć, o co mi chodzi.
- Nie? Doprawdy?- spytał podejrzliwie Czarny.
- Nie- powiedziała Kala równie pewnie i stanowczo, co ja wcześniej.
- Kłamcy! Niby jak inaczej mielibyście się tu znaleźć, hę?!- wykrzyknął jeden z mniejszych basiorów.
- Zgubiliśmy się. Nawet nie wiemy, co to jest to Stado Białego Kruka- powiedziałem. Byłem zdziwiony, jak łatwo jest mi kłamać. Do tej pory brzydziłem się kłamstwem.
- To stado, które bezprawnie przygarnęło sobie NASZE tereny- odparł czarny wilk.
- Musimy się naradzić- dodał, patrząc na swoich towarzyszy. Odeszli kawałek dalej i zaczęli dyskutować. Mówili bardzo cicho, nic nie słyszeliśmy.
- Hajfa kazała zabić każdego napotkanego po drodze!- krzyknął oburzony jeden z szarych i spojrzał na nas wzrokiem węża, który patrzy na swoją ofiarę. Czarny coś mu zaczął mówić, chyba próbował go uspokoić. Wrócili do dyskusji.
- Aż mi ciarki przeszły po plecach, gdy na nas spojrzał. A tobie?- powiedziała Kala.
- Mi też. Słuchaj, to ostatnia szansa. Zostajemy, czy próbujemy uciec?- zapytałem.
<Kala?>
Od Rayi C.D Tailgate
Spojrzałam z oburzeniem na basiora, wychodząc z krzaków. Nie dosyć, że bolała mnie noga to jeszcze czułam, jak w nie, których miejscach mnie szczypie. I to na pewno było od malin.
Powoli, utykając skierowałam się do wyjścia z lasu od razu idąc do medyka.
-To do nie widzenia. - Mruknęłam.
~Rok później~
Wyszłam ze swojej nowej jaskini. Dosyć polubiłam Tailgate i prawie zapomniałam o tamtym wydarzeniu z mutantem, przez ostatni rok spotykałam się dosyć często z wilkiem. Mieliśmy dosyć podobny charakter i zostaliśmy przyjaciółmi, jednak cały czas opisywałam dwuletniego jako szalonego, chamskiego, samotnika. Choć w sumie, tak samo opisywałam siebie, tylko nie dodając drugiego słowa. Nagle w zamyśleniu wpadłam na kogoś. Wstałam i burknęłam cicho przekleństwo pod nosem, ale zobaczyłam, że to tylko Tailgate, więc uśmiechnęłam się lekko.
<Taaail?>
Powoli, utykając skierowałam się do wyjścia z lasu od razu idąc do medyka.
-To do nie widzenia. - Mruknęłam.
~Rok później~
Wyszłam ze swojej nowej jaskini. Dosyć polubiłam Tailgate i prawie zapomniałam o tamtym wydarzeniu z mutantem, przez ostatni rok spotykałam się dosyć często z wilkiem. Mieliśmy dosyć podobny charakter i zostaliśmy przyjaciółmi, jednak cały czas opisywałam dwuletniego jako szalonego, chamskiego, samotnika. Choć w sumie, tak samo opisywałam siebie, tylko nie dodając drugiego słowa. Nagle w zamyśleniu wpadłam na kogoś. Wstałam i burknęłam cicho przekleństwo pod nosem, ale zobaczyłam, że to tylko Tailgate, więc uśmiechnęłam się lekko.
<Taaail?>
poniedziałek, 12 września 2016
Od Kali CD Reyn
- Co teraz robimy? - zapytałam Reyna
- Może zabawa w berka? - zapytał
- Nie wiem jak tobie, ale znudziła mi się ta zabawa. - odpowiedziałam nieco nie chętnym głosem
- Mnie też, a może spacer w lesie?
- Świetny pomysł! - odparłam uradowana
- Może zabawa w berka? - zapytał
- Nie wiem jak tobie, ale znudziła mi się ta zabawa. - odpowiedziałam nieco nie chętnym głosem
- Mnie też, a może spacer w lesie?
- Świetny pomysł! - odparłam uradowana
Ja Reyn szliśmy główną ścieszką. Rozmawialiśmy ze sobą, żartowaliśmy i śmialiśm się.
- O Reyn zobacz maliny. - powiedziałam i wskazałam łapą na krzak pełen ciemno różowych owoców. Ja i Reyn zabraliśmy się do konsumowania. Po posiłku chwilę siedzieliśmy na drodze. Potem od tyłu skoczył na mnie Reyn i zaczeliśmy turlać się z górki. Podczas toczenia się przestaliśmy się "bić". U podnuża górki wylądowaliśmy obok siebie na brzuchach. Popatrzeliśmy na siebie i zaczeliśmy się śmiać.
- Echem. - usłyszeliśmy ciche chrząchnięcie, po czym poderwaliśmy się na łapy i zobaczyliśmy, że stoimy tuż przed trzema nieznanymi nam wikami. Dwa miejsze były szare, z kolei jeden największy był czarny. Wszystkie osobniki były basiorami.
- O Reyn zobacz maliny. - powiedziałam i wskazałam łapą na krzak pełen ciemno różowych owoców. Ja i Reyn zabraliśmy się do konsumowania. Po posiłku chwilę siedzieliśmy na drodze. Potem od tyłu skoczył na mnie Reyn i zaczeliśmy turlać się z górki. Podczas toczenia się przestaliśmy się "bić". U podnuża górki wylądowaliśmy obok siebie na brzuchach. Popatrzeliśmy na siebie i zaczeliśmy się śmiać.
- Echem. - usłyszeliśmy ciche chrząchnięcie, po czym poderwaliśmy się na łapy i zobaczyliśmy, że stoimy tuż przed trzema nieznanymi nam wikami. Dwa miejsze były szare, z kolei jeden największy był czarny. Wszystkie osobniki były basiorami.
<Reyn?> Co się z nami stanie, kim są te basiory?
niedziela, 11 września 2016
Od Ice CD Minerwa, Demon
- Jak mogłabym nie pozwolić-odparłam, widząc, że jest to im pisane. Demon i Minerwa spojrzeli po sobie, ich oczy błyszczały i z wdzięcznością spoglądały ku mnie. Uśmiechnęłam się i dałam im znak, że mogą odejść. Dzień minął mi szybko i bezproblemowo, postanowiłam jeszcze odszukać parę i sprawdzić, jak się czują. Znalazłam ich na polanie z grupką członków stada. Widocznie to wydarzenie wywołało duże poruszenie...Przedarłam się przez tłum i spytałam się ich:
- Jak wam się układa?
<Minerwa? Demon? Na nic więcej się nie zdobędęXD>
- Jak wam się układa?
<Minerwa? Demon? Na nic więcej się nie zdobędęXD>
Od Minerwy CD Demon (do Ice)
Potrzebowałam chwili, żeby zrozumieć, o co zapytał mnie Demon. Byłam zaskoczona, ale po chwili namysłu sama przed sobą musiałam przyznać, że to, co nas łączy, to coś więcej niż zwykła przyjaźń. Nie mogłam więc odpowiedzieć inaczej.
- Tak- odparłam.
- Naprawdę? Nawet nie wiesz, jak się cieszę- powiedział Demon i przytulił mnie, a ja po raz pierwszy od bardzo dawna nie czułam się już samotna na tym świecie. Oczywiście dom, bezpieczeństwo i wiele innych rzeczy zyskałam już, gdy dołączyłam do SBK, ale teraz, oprócz tego, zyskałam też miłość.
- Musimy czym prędzej udać się do alf- powiedziałam i liznęłam go po pyszczku. Poszliśmy zatem do ich jaskini. Gdy przyszliśmy, Ice wraz z Archerem i dziećmi wrócili właśnie chyba z jakiejś rodzinnej wycieczki.
- Witaj Ice, chcielibyśmy cię o coś zapytać- powiedziałam.
- Znowu coś się stało?- spytała zaniepokojona.
- Stało się, stało, ale nic złego. Chcielibyśmy się ciebie zapytać, czy możemy zostać parą?- spytał Demon.
<Ice?>
- Tak- odparłam.
- Naprawdę? Nawet nie wiesz, jak się cieszę- powiedział Demon i przytulił mnie, a ja po raz pierwszy od bardzo dawna nie czułam się już samotna na tym świecie. Oczywiście dom, bezpieczeństwo i wiele innych rzeczy zyskałam już, gdy dołączyłam do SBK, ale teraz, oprócz tego, zyskałam też miłość.
- Musimy czym prędzej udać się do alf- powiedziałam i liznęłam go po pyszczku. Poszliśmy zatem do ich jaskini. Gdy przyszliśmy, Ice wraz z Archerem i dziećmi wrócili właśnie chyba z jakiejś rodzinnej wycieczki.
- Witaj Ice, chcielibyśmy cię o coś zapytać- powiedziałam.
- Znowu coś się stało?- spytała zaniepokojona.
- Stało się, stało, ale nic złego. Chcielibyśmy się ciebie zapytać, czy możemy zostać parą?- spytał Demon.
<Ice?>
Od Demona CD Minerwa
Cały dzień nie widziałem Minerwy (Nie licząc rana). Znalazłem ją dopiero późnym wieczorem, wtedy zaproponowałem jej nocny spacer. Podczas przechadzki zapuściliśmy się nad Tęczowy wodospad. Tam usiadłem obok wadery. Jej oczy, futro, cała ona wydaje się być w nocy jeszcze piękniejsza. Nie mogę dusić tego w sobie dłużej muszę jej to powiedzieć. Spojrzałem w piękne oczy Minerwy, a następnie przeniosłem wzrok na jej błyszczące w blasku księżyca futro.
- Piękną mamy noc. - powiedziałem pogodnym tonem
- Taaak jest piękna. - odpowiedziała biała wilczyca. Wydawała się trochę znudzona naszą rozmową. Niewytrzymam już dłużej kryjąc moje uczucia do Minerwy w głębi serca ja ją kocham. Nie mam pojęcia czy ona odwzajemnia te uczucie, ale cóż raz się żyje.
- Minerwa, muszę ci coś powiedzieć. - Tak? - zapytała z zaciekawieniem
-Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją partnerką?
- Piękną mamy noc. - powiedziałem pogodnym tonem
- Taaak jest piękna. - odpowiedziała biała wilczyca. Wydawała się trochę znudzona naszą rozmową. Niewytrzymam już dłużej kryjąc moje uczucia do Minerwy w głębi serca ja ją kocham. Nie mam pojęcia czy ona odwzajemnia te uczucie, ale cóż raz się żyje.
- Minerwa, muszę ci coś powiedzieć. - Tak? - zapytała z zaciekawieniem
-Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją partnerką?
<Minerwa?>
sobota, 10 września 2016
Od Minerwy CD Demon
- No cóż, jutro pewnie jak zwykle czeka nas wiele obowiązków, ale...tu jest tak pięknie!- zawołałam, spojrzałam jeszcze raz na gwieździste niebo i przepadłam. Wiedziałam już, że na pewno nie zamierzam się stamtąd nigdzie ruszyć. Ja i Demon usiedliśmy koło siebie i zauroczeni podziwialiśmy gwiazdy. Nagle Demon zawył, długo i głośno, a ja, niewiele myśląc, dołączyłam się.
~~Następnego dnia~~
Obudziłam się dość wcześnie rano, bo słońce uparcie nie dawało mi spać. Gdy otworzyłam oczy, bardzo się zdziwiłam. To nie była moja jaskinia. Ba! Spałam na dworze! Wstałam i rozejrzałam się, a potem wszystko sobie przypomniałam. Ja i Demon podziwialiśmy nocne niebo i byliśmy tak zmęczeni, że zasnęliśmy na dworze. -Czyli nawet nie potrzebna nam była ta jaskinia, którą znalazł Demon. Zrobiliśmy sobie taki kemping, nocowanie pod gwiazdami- pomyślałam. Demon jeszcze spał, więc postanowiłam odwdzięczyć mu się za wczorajszy prezent w ten sam sposób. Udałam się szybko nad jezioro, gdzie złowiłam parę ryb, a potem wróciłam. Demon właśnie się obudził.
- Gdzie byłaś?- zapytał.
- Załatwiłam nam jedzenie- odparłam. Demon podziękował, a potem zjedliśmy sobie w spokoju śniadanie, rozmawiając o wszystkim i o niczym.
- No dobra, chyba już niestety czas wracać- powiedział Demon, a do mnie dopiero dotarło, jak to będzie wyglądało, kiedy wrócimy razem po całej nocy spędzonej w lesie.
<Demon? W tym momencie skończyła mi się wena:3>
~~Następnego dnia~~
Obudziłam się dość wcześnie rano, bo słońce uparcie nie dawało mi spać. Gdy otworzyłam oczy, bardzo się zdziwiłam. To nie była moja jaskinia. Ba! Spałam na dworze! Wstałam i rozejrzałam się, a potem wszystko sobie przypomniałam. Ja i Demon podziwialiśmy nocne niebo i byliśmy tak zmęczeni, że zasnęliśmy na dworze. -Czyli nawet nie potrzebna nam była ta jaskinia, którą znalazł Demon. Zrobiliśmy sobie taki kemping, nocowanie pod gwiazdami- pomyślałam. Demon jeszcze spał, więc postanowiłam odwdzięczyć mu się za wczorajszy prezent w ten sam sposób. Udałam się szybko nad jezioro, gdzie złowiłam parę ryb, a potem wróciłam. Demon właśnie się obudził.
- Gdzie byłaś?- zapytał.
- Załatwiłam nam jedzenie- odparłam. Demon podziękował, a potem zjedliśmy sobie w spokoju śniadanie, rozmawiając o wszystkim i o niczym.
- No dobra, chyba już niestety czas wracać- powiedział Demon, a do mnie dopiero dotarło, jak to będzie wyglądało, kiedy wrócimy razem po całej nocy spędzonej w lesie.
<Demon? W tym momencie skończyła mi się wena:3>
Od Reyna CD Kala
- Nic się nie stało. Mam na imię Reyn- odparłem, również wstając. Zmierzyłem szybko suczkę ciekawskim spojrzeniem. Była dalmatyńczykiem, to zauważyłby każdy. Na oko była chyba w moim wieku.
- Może chciałabyś się w coś pobawić?- spytałem, mając ogromną nadzieję, że Kala się zgodzi. W końcu miałem już dość tej nudy.
- Z chęcią. Może w berka?
- Zgoda- odparłem. Chciałem szybko dotknąć suczki, żeby została berkiem, ale ona mnie ubiegła. Zaczęliśmy się gonić. Biegaliśmy tak dość długo wokół kamieni, aż w końcu dało o sobie znać zmęczenie. Usiedliśmy więc pod największą skałą, żeby odpocząć.
- Uwielbiam grę w berka, a ty?
- Ja też- odparła Kala.
- To może teraz, odpoczywając, pogramy w zgadywanki?- spytałem, a suczka zgodziła się na moją propozycję.
- Dobra, co to jest: białe w czarne cętki?- powiedziałem.
- To łatwe, ja- zaśmiała się Kala.
- Teraz moja kolej. Suczka rozejrzała się uważnie dookoła.
- Co by tu tobie dać do zgadnięcia- zastanawiała się.
<Kala?>
- Może chciałabyś się w coś pobawić?- spytałem, mając ogromną nadzieję, że Kala się zgodzi. W końcu miałem już dość tej nudy.
- Z chęcią. Może w berka?
- Zgoda- odparłem. Chciałem szybko dotknąć suczki, żeby została berkiem, ale ona mnie ubiegła. Zaczęliśmy się gonić. Biegaliśmy tak dość długo wokół kamieni, aż w końcu dało o sobie znać zmęczenie. Usiedliśmy więc pod największą skałą, żeby odpocząć.
- Uwielbiam grę w berka, a ty?
- Ja też- odparła Kala.
- To może teraz, odpoczywając, pogramy w zgadywanki?- spytałem, a suczka zgodziła się na moją propozycję.
- Dobra, co to jest: białe w czarne cętki?- powiedziałem.
- To łatwe, ja- zaśmiała się Kala.
- Teraz moja kolej. Suczka rozejrzała się uważnie dookoła.
- Co by tu tobie dać do zgadnięcia- zastanawiała się.
<Kala?>
Od Kali CD Reyn
Tego dnia byłam bardzo samotna. Moja mama cały dzień spędziła na polowaniu, a wszyscy, których znam byli pilnowani przez ochroniaży. Kiedy spędzałam w jaskini samotne godziny w jaskini zaczęło mi się nudzić. Postanowiłam wymknąć się z jaskini.
Szłam przez las, oczywiście byłam bardzo ostrożna. Nie chciałam, aby ciś mi się przytrafiło. Po kilku minutach wyszłam z z laski na jakąś dotąd nie znaną mi część polany początku. Widząc piękny krajobraz zamyśliłam się, przez co potknęłam się o kamień, sturlałam się z pagórka i wylądowałam na czymś czarnym i miękkim. Okazało się, że to jakiś basiorek. Widząc go czym prędzej z niego.
- Przepraszam nie widziałam cię. Jestem Kala.
- Przepraszam nie widziałam cię. Jestem Kala.
<Reyn?>
Od Demona CD Minerwa
Ja i Minerwa postanowiliśmy znaleźć jakieś miejsce na upolowanie czegoś. W końcu nasze sarny zostały zabrane przez kogoś innego. W końcu wpadłem na trop jakiś królików. Postanowiłem nie mówić o tym waderze, ponieważ chciałem zrobić jej miłą niespodziankę.
- Eee może tu zostaniesz? Sprawdzę coś. - powiedziałem do Minerwy. Wilczyca nie zabardzo chciała zostać, ale bez słowa położyła się na mchu.
- Eee może tu zostaniesz? Sprawdzę coś. - powiedziałem do Minerwy. Wilczyca nie zabardzo chciała zostać, ale bez słowa położyła się na mchu.
Kilka minut później wróciłem z królikami do Minerwy. Wręczyłem jej jednego z zwierząt, a ta wyglądała na mile zaskoczoną.
- Demon... Nie musiałeś. - powiedziała wyraźnie uradowana i zabrała się za jedzenie. Położyłem się obok nuej i również zacząłem konsumęcje. Po kilku minutach zjedliśmy króliki.
- Piękną mamy dziś noc. - powiedziałem patrząc na granatowe niebo
- Tak piękną. - piwiedziała
- Może zostaniemy tu na noc? Tam jest jaskinia. - wskazałem na małą grotę w podblirzu.
- Demon... Nie musiałeś. - powiedziała wyraźnie uradowana i zabrała się za jedzenie. Położyłem się obok nuej i również zacząłem konsumęcje. Po kilku minutach zjedliśmy króliki.
- Piękną mamy dziś noc. - powiedziałem patrząc na granatowe niebo
- Tak piękną. - piwiedziała
- Może zostaniemy tu na noc? Tam jest jaskinia. - wskazałem na małą grotę w podblirzu.
<Minerwa?>
Od Alien CD Tailgate + Quest 5
Po kilku godzinach okrutnie męczącego polowania z resztą stada mam czas wolny. Ale co by zrobić? Na odpoczynek nie ma czasu. Położę się w nocy, wtedy będę mogła odwiedzić moją magiczną krainę snów.
Rozmarzyłam się trochę i nie zauwarzyłam gdzie niesie mnie droga. Szłam pięknymi terenami. Cieszę się, że mogłam je odwiedzić. Szczególnie tą piękną polankę w lesie. Na samą mysł o niej zamknęłam oczy i poczułam całą sobą jak leże na niej. Nie widząc nic oprócz mojej wyobraźni potknęłam się o kamień i sturlałam się z jakiegoś pagórka. W zasadzie niezbyt mnie to bolało. Po prostu otrzepałam się z kurzu i wstałam. Spacerowałam dalej w końcu doszłam do bardzo ciekawego miejsca. Skały wyglądały na bardzo wysokie, z mojego punkyu widzenia te skały wyglądały jagby czegoś strzegły.
Za miast patrzeć w górę spojrzałam teraz na podnurze góry, albowiem do mojego ucha dobiegły jakieś ryki i psiki. Spostrzegłam Kornora skaczącego pod skałą. Ale on nie był jedynym obiektem, który obdarzyłam zainteresowaniem, ponieważ na skale ledwo utrzymywała się mała waderka!
Postanowiłam podejść bliżej aby muc przypatrzeć się lepiej zaistniałej sytuacji. Młode wisiało na skale ledwie się utrzymywało, próbowało się wspinać, ale to tylko znacznie pogarszało jej sytuację. Jeszcze pare minut, a spadnie na ziemie prosto w łapy mutanta.
Musiałam coś zrobić nie mogłam pozwolić, aby coś się stało malutkiej. Gorączkowo myslałam co zrobić w tej sytuacji. Postanowiłam wyjść z kryjówki, aby waderka nie musiała dłużej czekać na pomoc.
Wyszłam z kryjówki, miałam zamiar podkraść się na mutanta od tyłu, zranić go, a następnie zabrać waderkę. Jak postanowiłam tak zrobiłam. Drapnęłam Kornora w grzbiet, a kiedy odwrócił się w moją stronę i stałam z nim twarzą w twarz drapnęłam go w oko.
Potwór zaryczał przeraźliwie głośno. I zaczął ocierać sobie łapą poważnie ranne oko. W tym czasie podbiegłam do skały. Wspiełam się na nią. Chwyciłam waderkę w pysk, zeskoczyłam ze skał i pobiegłam do pobliskich krzaków, aby ukryć małą.
Kiedy młoda wilczyca została ustawiona w bezpieczne miejsce. Ja postanowiłam dokończyć walkę z mutantem. Na mój widok Kornor przybrał pozycję bojową i zaczął warczeć złowrogo.
Po kilku sekundach rozpoczęła się zawzięta walka na śmierć i życie. Mutant drapnął mnie w łapę. Ja starałam się bronić, więc usiłowałam go powalić i zadać mu cios w brzuch. Nie było to jednak takie łatwe. I nagle zorientowałam się, że ja leże na ziemi, a nademną stał mutant z wyrazem triumfu w oczach, a na jego pysku zagościł szyderczy uśmiech. Mutant otworzył paszcze i ujrzałam jego białe, długie zembiska. Próbowałam się wyrwać mutantowi, wziąć małą i uciec z nią do jej rodziców. Bałam się czy to mój koniec? Ostre kły mutanta byłu kilka centymetrów od mojej szyji. Szykowałam się na najgorsze. Nagle coś przemknęło mi przed oczami i mutant został powalony. Okazało się, że moim wybawcą był Tailgate.
Postanowiłam mu pomuc w walcze. We dwoje mieliśmy większe szanse. Już po pięciu minutach Kornkr leżał na ziemi, w kałuży krwi na ziemi. Ja i Tailgate oddychaliśmy głośno przez chwilę, po czym żuciłam się Tailgatowi na szyję i dziękowałam mu za ratunek.- Dziękuję ci Tailgate, dziękuję! - cały czas dziękowałam Tailgate
- A można wiedzieć dlaczego cię zaatakował mutant? - zapytał
- Ten Kornor - zaczęłam wskazując łapą na mutanta - chciał dopaść małą waderkę.
- A gdzie ta wadera? - zapytał
- O tam. - wskazałam na krzaki, w których ukryłam małą. Wraz z Tailgate podeszliśmy do krzaków, rozsneliśmy zarośla i okazało się, że tam jej nie ma!
- Ona uciekła! - powiedziałam
- Nie przejmuj się. Na pewno poszła do rodziców. - powiedział wilk
- A można wiedzieć dlaczego cię zaatakował mutant? - zapytał
- Ten Kornor - zaczęłam wskazując łapą na mutanta - chciał dopaść małą waderkę.
- A gdzie ta wadera? - zapytał
- O tam. - wskazałam na krzaki, w których ukryłam małą. Wraz z Tailgate podeszliśmy do krzaków, rozsneliśmy zarośla i okazało się, że tam jej nie ma!
- Ona uciekła! - powiedziałam
- Nie przejmuj się. Na pewno poszła do rodziców. - powiedział wilk
Zakończyłam, więc dyskusje i poszłam z Tailgate do jaskini, ale wciąż myślałam kim może być ta mała waderka?
<Tailgate?>
piątek, 9 września 2016
Od Minerwy CD Demon
- O, witajcie, co tu robicie?- spytała Ice.
- Chcieliśmy tylko donieść, że prawdopodobnie na terenie naszego stada jest jakiś obcy wilk- odparłam.
- Nie prawdopodobnie, tylko na pewno. Czuliśmy jego zapach, ale był zbyt słaby, żeby go wytropić- poprawił mnie Demon. Ice westchnęła.
- Ostatnio dzieje się tu coraz więcej złego- powiedziała smutno.
- Być może zyskamy nowego członka?- spytałam optymistycznie, chcąc poprawić tym samym humor nam wszystkim.
- Być może- odparła Ice, chociaż ani ona, ani ja, ani Demon nie uwierzyliśmy w to.
- A gdzie to było?- spytała alfa. Wytłumaczyliśmy więc jej co, gdzie i jak.
- Ok, idźcie odpocząć, a ja wyślę tam zwiadowców- odparła Ice. Pożegnaliśmy się więc, a Demon zaczął oddalać się w stronę swojej jaskini.
- Już idziesz? Myślałam, że gdzieś jeszcze razem pójdziemy- powiedziałam, nie ukrywając rozczarowania.
- Ja myślałem, że nie masz już ochoty na moje towarzystwo- odparł.
- To przez to moje głupie zachowanie nad jeziorem? Słuchaj, naprawdę przepraszam. Nie wiem, co mnie wtedy tak zdenerwowała, że potraktowałam cię tak oschle- powiedziałam.
- No, nie wiem czy ci wybaczę- powiedział z sarkazmem. Uśmiechnęłam się więc, szczęśliwa, że Demon już się na mnie nie gniewa.
<Demon?>
- Chcieliśmy tylko donieść, że prawdopodobnie na terenie naszego stada jest jakiś obcy wilk- odparłam.
- Nie prawdopodobnie, tylko na pewno. Czuliśmy jego zapach, ale był zbyt słaby, żeby go wytropić- poprawił mnie Demon. Ice westchnęła.
- Ostatnio dzieje się tu coraz więcej złego- powiedziała smutno.
- Być może zyskamy nowego członka?- spytałam optymistycznie, chcąc poprawić tym samym humor nam wszystkim.
- Być może- odparła Ice, chociaż ani ona, ani ja, ani Demon nie uwierzyliśmy w to.
- A gdzie to było?- spytała alfa. Wytłumaczyliśmy więc jej co, gdzie i jak.
- Ok, idźcie odpocząć, a ja wyślę tam zwiadowców- odparła Ice. Pożegnaliśmy się więc, a Demon zaczął oddalać się w stronę swojej jaskini.
- Już idziesz? Myślałam, że gdzieś jeszcze razem pójdziemy- powiedziałam, nie ukrywając rozczarowania.
- Ja myślałem, że nie masz już ochoty na moje towarzystwo- odparł.
- To przez to moje głupie zachowanie nad jeziorem? Słuchaj, naprawdę przepraszam. Nie wiem, co mnie wtedy tak zdenerwowała, że potraktowałam cię tak oschle- powiedziałam.
- No, nie wiem czy ci wybaczę- powiedział z sarkazmem. Uśmiechnęłam się więc, szczęśliwa, że Demon już się na mnie nie gniewa.
<Demon?>
Od Claris CD Echo
Nie wiedziałam ile czasu minęło, zanim się ocknęłam. Wiedziałam jedynie, że jestem w białej klatce, w furgonetce. Gdzieś jedziemy. I to tyle. Rozejrzałam się wokół. Napotkałam wzrok równie przerażonej jak ja małej wadery, mojej siostry, Echo.
- Gdzie my jesteśmy?- powiedziała ledwo dosłyszalnym głosem i w tym samym momencie zaczęła zwijać się z bólu. Szybko do niej podeszłam. Jej prawa przednia łapa cała była w bandażach.
- Co ci się stało?- zapytałam, wskazując na opatrunek.
- Co mi się stało?- odpowiedziała pytaniem na pytanie, nadal skomląc z bólu. Spojrzała tam, gdzie ja, czyli na swoją łapę.
- Ach to...zaraz, chyba mnie postrzelili- powiedziała Echo.
- Postrzelili!- warknęłam wściekła. Wyznaję zasadę, że tylko JA MAM PRAWO DOKUCZAĆ MOJEMU RODZEŃSTWU, a każdy inny, kto się tego dopuści, zginie marnie. Na początku byłam tak wściekła, że z całej siły przywaliłam w kraty w wejściu. Nie liczyłam zbytnio, że w ten sposób się stąd wydostaniemy, ale miałam cichą nadzieję, że się uda.
- Dobrze, że przynajmniej cię opatrzyli- dodałam już nieco spokojniej, wracając do Echo.
- Mocno boli? Dasz sobie radę?- dodałam. Moja siostra była wyraźnie mocno zaskoczona taką troską z mojej strony.
- Tak. Więc ty pewnie też nie wiesz, gdzie jesteśmy, dokąd jedziemy i po co?- spytała Echo.
- Niestety nie- powiedziałam i opuściłam głowę. Byłam wściekła, ale też trochę się bałam, choć nie chciałam dać tego po sobie poznać.
<Echo?>
- Gdzie my jesteśmy?- powiedziała ledwo dosłyszalnym głosem i w tym samym momencie zaczęła zwijać się z bólu. Szybko do niej podeszłam. Jej prawa przednia łapa cała była w bandażach.
- Co ci się stało?- zapytałam, wskazując na opatrunek.
- Co mi się stało?- odpowiedziała pytaniem na pytanie, nadal skomląc z bólu. Spojrzała tam, gdzie ja, czyli na swoją łapę.
- Ach to...zaraz, chyba mnie postrzelili- powiedziała Echo.
- Postrzelili!- warknęłam wściekła. Wyznaję zasadę, że tylko JA MAM PRAWO DOKUCZAĆ MOJEMU RODZEŃSTWU, a każdy inny, kto się tego dopuści, zginie marnie. Na początku byłam tak wściekła, że z całej siły przywaliłam w kraty w wejściu. Nie liczyłam zbytnio, że w ten sposób się stąd wydostaniemy, ale miałam cichą nadzieję, że się uda.
- Dobrze, że przynajmniej cię opatrzyli- dodałam już nieco spokojniej, wracając do Echo.
- Mocno boli? Dasz sobie radę?- dodałam. Moja siostra była wyraźnie mocno zaskoczona taką troską z mojej strony.
- Tak. Więc ty pewnie też nie wiesz, gdzie jesteśmy, dokąd jedziemy i po co?- spytała Echo.
- Niestety nie- powiedziałam i opuściłam głowę. Byłam wściekła, ale też trochę się bałam, choć nie chciałam dać tego po sobie poznać.
<Echo?>
Od Ice CD Sophie, Claris, Duncan, Archer
Na początku zdębiałam i automatycznie podniosłam się razem z moim partnerem. Po chwili zorientowałam się, o co chodzi; niemalże dorosła Claris (prawie to duża różnica) wymknęła się rankiem i od tamtej pory nikt jej nie widział. Moje córki były trochę zaniepokojone, ale raczej nie bardzo się przejmowały. Bo faktem było, iż córka Bet to niepokorna indywidualistka. Jednakże ostatnio w dolinie działo się wiele złych rzeczy i nie była ona do końca bezpieczna. Poleciłam ochroniarzom pary Beta przeszukać zachodnią część doliny (przy okazji wypomniałam im, że ich rola polega także na pilnowaniu potomstwa BetXD) Rodzice waderki udali się na wschodnią część doliny, Evelyn i Nina na południową, a ja z Archerem na północną. Weszliśmy w rzadki las iglasty, węsząc dookoła. Na razie nie wyczuwaliśmy nic, co mogłoby wskazywać na czyjąś obecność. Tyle śmierci nadeszło...Alisha, Jordan, Barricade! Co się tu dzieje?
- Hm?-Arch jakby czytał w moich myślach.
- Zastanawiam się...Czemu ostatnio nawiedza nas tyle śmierci? Tyle łez? Czy to koniec?-mówiłam naprawdę serio.-Czy nasze potomstwo nie dożyje jutra? Czy ostatnie miejsce na ziemi zawali się pod ścianą nieszczęścia?
- Nie możemy na to pozwolić. Wiesz o tym tak dobrze jak ja, że nie poddamy się. Przeżyjemy-powiedział z uśmiechem. Na tę chwilę nadzieja powróciła. Tak będzie. Ja się nie poddam. My się nie poddamy-pomyślałam, przytulając mego partnera. Doszliśmy do granicy doliny. Wkroczyliśmy do jakiegoś wąskiego korytarza skalnego. Nagle za zakrętem ukazały nam się...Skrzyżowane strzały! Archer podszedł pierwszy. Pod nimi leżały insygnia: PKH. Takie same jak na futrze Alishy. What? Co to ma znaczyć? Przyglądałam się z niedowierzaniem znakom.
- Może lepiej chodźmy stąd-szepnęłam do partnera. Czułam, że tu się dzieje coś dziwnego. Nagle rozległy się jakieś kroki. Przerażona nie mogłam wykonać jakiegokolwiek ruchu. Z zaułka wyłoniła się twarz dumnej, jadowicie uśmiechniętej wilczycy. Za nią pojawił się zastęp złożony z czterech wilków. Na przedzie szedł szaro-czarny basior trzymający w pysku szarą waderkę. Warknęłam znacząco, świdrując ją wzrokiem. Miałam co do niej złe przeczucia.
<Claris? Archer? Może na scenie pojawią się Sophie lub Duncan?>
- Hm?-Arch jakby czytał w moich myślach.
- Zastanawiam się...Czemu ostatnio nawiedza nas tyle śmierci? Tyle łez? Czy to koniec?-mówiłam naprawdę serio.-Czy nasze potomstwo nie dożyje jutra? Czy ostatnie miejsce na ziemi zawali się pod ścianą nieszczęścia?
- Nie możemy na to pozwolić. Wiesz o tym tak dobrze jak ja, że nie poddamy się. Przeżyjemy-powiedział z uśmiechem. Na tę chwilę nadzieja powróciła. Tak będzie. Ja się nie poddam. My się nie poddamy-pomyślałam, przytulając mego partnera. Doszliśmy do granicy doliny. Wkroczyliśmy do jakiegoś wąskiego korytarza skalnego. Nagle za zakrętem ukazały nam się...Skrzyżowane strzały! Archer podszedł pierwszy. Pod nimi leżały insygnia: PKH. Takie same jak na futrze Alishy. What? Co to ma znaczyć? Przyglądałam się z niedowierzaniem znakom.
- Może lepiej chodźmy stąd-szepnęłam do partnera. Czułam, że tu się dzieje coś dziwnego. Nagle rozległy się jakieś kroki. Przerażona nie mogłam wykonać jakiegokolwiek ruchu. Z zaułka wyłoniła się twarz dumnej, jadowicie uśmiechniętej wilczycy. Za nią pojawił się zastęp złożony z czterech wilków. Na przedzie szedł szaro-czarny basior trzymający w pysku szarą waderkę. Warknęłam znacząco, świdrując ją wzrokiem. Miałam co do niej złe przeczucia.
<Claris? Archer? Może na scenie pojawią się Sophie lub Duncan?>
Od Demona CD Minerwa
Ja i Minerwa byliśmy lekko zaniepokojeni tym, że w pobliżu czaił się jakiś wilk. Ja i Minerwa w drodze do jaskini alf się bardzo zagadaliśmy. Po drodzę odwiedziliśmy kilka pięknych miejsc, w których białe futro Minerwy było jeszcze piękniejsze niż zwykle. Kiedy okazało się, że już dawno powinniśmy być w jaskini alf przyspieszyliśmy kroku. Minerwa była trochę z przodu. Wydawało mi się, że wolałbaby znaleźć się już w jaskini alf niż włuczyć się ze mną po lesie. Nie dziwię jej się. Nad jeziorem już była zła. Zanim się obejrzałem staliśmy już u progu jaskini alf.
- Chodz. Wejdźmy do środka. - powiedziała Minerwa spokojnym tonem
- Lepiej nie. Założę się, że Ice nie ma pojęcia o tym, że się znamy i nie wiem jak zareaguje na to, że byliśmy razem w lesie... - urwałem, ponieważ przy wejściu do jaskini pojawiła się sylwetka alfy. Nie było już odwrotu musiałem wejść.
- Chodz. Wejdźmy do środka. - powiedziała Minerwa spokojnym tonem
- Lepiej nie. Założę się, że Ice nie ma pojęcia o tym, że się znamy i nie wiem jak zareaguje na to, że byliśmy razem w lesie... - urwałem, ponieważ przy wejściu do jaskini pojawiła się sylwetka alfy. Nie było już odwrotu musiałem wejść.
<Minerwa?>
Od Alien CD Tailgate
Wraz z Tailgatem wędrowaliśmy po rozległych terenach naszego wspaniałego stada. Spacerowaliśmy sobie. Byliś.y też bardziej zajęci żartowaniem i plotkowaniem niż podziwianiem krajobrazów.
- Opowiesz mi o coś o sobie? - zapytałam mojego towarzysza
Tailgate kiedy isłyszał moje pytanie przewrócił teatralnie oczami, a następnie zaczoł mówić.
- Urodziłem się tu w stadzie wraz z moim rodzeństwem. Siostrami Arcee i Viky oraz dwoma braćmi Embrym i Syriuszem. - zakończył już otwożyłam pyszczek, aby coś powiedzieć, ale szybszy był Tailgate - Teraz ty opowiedz mi coś o sobie Alien.
- Ech... no dobrze. Urodziłam się w stadzie zdala od tych ziem. Byłam jedynaczką. No i sobie żyłam w tym stadzie, ale nie byłam tam szczęśliwa, więc uciekłam. - pominęłam pewną bardzo istotną rzecz na temat mojej ucieczki, ponieważ nie lubie o tym mówić. To jest mój sekret i Tailgate pozna go gdy przyjdzie czas...
- Opowiesz mi o coś o sobie? - zapytałam mojego towarzysza
Tailgate kiedy isłyszał moje pytanie przewrócił teatralnie oczami, a następnie zaczoł mówić.
- Urodziłem się tu w stadzie wraz z moim rodzeństwem. Siostrami Arcee i Viky oraz dwoma braćmi Embrym i Syriuszem. - zakończył już otwożyłam pyszczek, aby coś powiedzieć, ale szybszy był Tailgate - Teraz ty opowiedz mi coś o sobie Alien.
- Ech... no dobrze. Urodziłam się w stadzie zdala od tych ziem. Byłam jedynaczką. No i sobie żyłam w tym stadzie, ale nie byłam tam szczęśliwa, więc uciekłam. - pominęłam pewną bardzo istotną rzecz na temat mojej ucieczki, ponieważ nie lubie o tym mówić. To jest mój sekret i Tailgate pozna go gdy przyjdzie czas...
<Tailgate?>
Od Echo C.D Claris
Węszyłam w krzakach, ruszając raz po raz głową, bo zawsze mogłam zobaczyć Claris. Mimo, że nie za bardzo ją lubiłam, była moją siostrą i razem z Evelyn i rodzeństwem, musiałam ją szukać. Nagle usłyszałam szelest i spojrzałam w tamtą stronę, myślałam, że może zguba się znalazła, ale to byli tylko nasi rodzice.
-Gdzie są nasze córki?
-One... Nina poszła szukać swojej jaskini. W końcu ma dwa lata. A Claris... Zniknęła. - Odpowiedziała speszona puma. Spojrzałam na nią, a później na tatę i mamę. Wyglądali tak groźnie, że aż odsunęłam się o kilka kroków. Przecież ona nic nie zrobiła! To ta mała zrzęda wymknęła się ranem, nikt jej nie powiedział, że lubi uciekać.
-Zniknęła?! Duncan, Evelyn, szukajcie jej!
Sophie ruszyła szybko w stronę jaskini mojej koleżanki Layli, a także pary alfa. Po cichu ruszyłam za nią, ale zobaczyłam jak na polanie siedzi Duncan.
-Czyli muszę go okrążyć... - Szepnęłam i zaczęła iść w las, nagle jednak potknęłam się o korzeń i zaczęłam turlać się z górki, nagle przeleciałam przez krzaki i zobaczyłam kilku ludzi.
-Patrzcie! Szczeniak! Denis, będzie zadowolony. - Uśmiechnął się i zaczął do mnie podchodzić, cofnęłam się o kilka kroków, ale jeden z ludzi strzelił we mnie i straciłam równowagę. Potknęłam się, a jeden z mężczyzn złapał mnie w klatkę. Nagle zobaczyłam czarne obłoczki i straciłam przytomność.
<Ktoś?>
-Gdzie są nasze córki?
-One... Nina poszła szukać swojej jaskini. W końcu ma dwa lata. A Claris... Zniknęła. - Odpowiedziała speszona puma. Spojrzałam na nią, a później na tatę i mamę. Wyglądali tak groźnie, że aż odsunęłam się o kilka kroków. Przecież ona nic nie zrobiła! To ta mała zrzęda wymknęła się ranem, nikt jej nie powiedział, że lubi uciekać.
-Zniknęła?! Duncan, Evelyn, szukajcie jej!
Sophie ruszyła szybko w stronę jaskini mojej koleżanki Layli, a także pary alfa. Po cichu ruszyłam za nią, ale zobaczyłam jak na polanie siedzi Duncan.
-Czyli muszę go okrążyć... - Szepnęłam i zaczęła iść w las, nagle jednak potknęłam się o korzeń i zaczęłam turlać się z górki, nagle przeleciałam przez krzaki i zobaczyłam kilku ludzi.
-Patrzcie! Szczeniak! Denis, będzie zadowolony. - Uśmiechnął się i zaczął do mnie podchodzić, cofnęłam się o kilka kroków, ale jeden z ludzi strzelił we mnie i straciłam równowagę. Potknęłam się, a jeden z mężczyzn złapał mnie w klatkę. Nagle zobaczyłam czarne obłoczki i straciłam przytomność.
<Ktoś?>
Od Sophie C.D Ice (C.D Duncana)
-Tak. - Mruknęłam ze zmrużonymi oczami patrząc na zachodzące słońce. Jego promienie wpadały do jaskini, dzięki czemu wyglądała pięknie. - Moglibyśmy jeszcze jutro zabrać je nad wodę, ale martwię się o Claris. Jest ponura i nas nie słucha...
Spojrzałam na własne łapy.
-Ona już taka jest, nic tego nie zmieni.
-Racja, ale może czasem wpakować się w kłopoty.
-Nie bądźmy złej myśli, wszystko się ułoży. No, a co powiesz na spacer? - Uśmiechnął się. - Przyprowadzimy szczenięta do Evelyn, dawno już nie byliśmy razem.
Ja tylko się na to uśmiechnęłam i pokiwałam głową, minął już może z rok od naszej ostatniej samotnej wycieczki. Przypomniało mi się jak na początku naszej znajomości, nie lubiliśmy się, ale szybko znaleźliśmy w sobie bratnią duszę. Zabraliśmy z nami Echo, Reyna, Asami i Ninę. Zaprowadziliśmy ich do pumy i razem wybraliśmy się na małą wycieczkę po terenach Stada Białego Kruka.
~~Z godzinę później~~
Siedzieliśmy przy Ostatnim Klifie, był tutaj najlepszy widok na gwiazdy. Woda szumiała z wiatrem, a trawa falowała razem z nią.
-Pamiętasz ten dzień kiedy się poznaliśmy?
-Tak, jakby był wczoraj... Bawiliśmy się w berka. - Zaśmiał się. - To ty przełamałaś mur, który wokół siebie stworzyłem. A myślałem, że nigdy nie znajdę rodziny.
-A co powiesz na berka? Wiem, może jesteśmy na niego za starzy, ale nikomu trochę zabawy nie zaszkodzi.
~~Jutro~~
Wróciliśmy od razu kierując się do jaskini Evelyn, ale spotkaliśmy ją już przed nią. Szukała czegoś w krzakach i w drzewach, wydawała się być poddenerwowana. Gdy nas zauważyła, aż podskoczyła. Obok niej węszyły nasze dzieci, oprócz... Claris!
-Gdzie są nasze córka? - Duncan wydawał się być wystraszony.
-One... Nina poszła szukać swojej jaskini. W końcu ma dwa lata. A Claris...Zniknęła.
-Zniknęła?! - Wykrzyknęłam ze złością i strachem, nie wiedziałam jak o tym myśleć. - Duncan, Evelyn, szukajcie jej.
Patrzyli na mnie przez chwilę, ale gdy napotkali mój wzrok, ruszyli do pracy. Skierowałam się od razu do Ice, która siedziała w jaskini razem z Archerem, Laylą oraz Astelle. Cała rodzina od razu spojrzała na mnie pytająco.
-Claris zniknęła.
<Ice?>
Spojrzałam na własne łapy.
-Ona już taka jest, nic tego nie zmieni.
-Racja, ale może czasem wpakować się w kłopoty.
-Nie bądźmy złej myśli, wszystko się ułoży. No, a co powiesz na spacer? - Uśmiechnął się. - Przyprowadzimy szczenięta do Evelyn, dawno już nie byliśmy razem.
Ja tylko się na to uśmiechnęłam i pokiwałam głową, minął już może z rok od naszej ostatniej samotnej wycieczki. Przypomniało mi się jak na początku naszej znajomości, nie lubiliśmy się, ale szybko znaleźliśmy w sobie bratnią duszę. Zabraliśmy z nami Echo, Reyna, Asami i Ninę. Zaprowadziliśmy ich do pumy i razem wybraliśmy się na małą wycieczkę po terenach Stada Białego Kruka.
~~Z godzinę później~~
Siedzieliśmy przy Ostatnim Klifie, był tutaj najlepszy widok na gwiazdy. Woda szumiała z wiatrem, a trawa falowała razem z nią.
-Pamiętasz ten dzień kiedy się poznaliśmy?
-Tak, jakby był wczoraj... Bawiliśmy się w berka. - Zaśmiał się. - To ty przełamałaś mur, który wokół siebie stworzyłem. A myślałem, że nigdy nie znajdę rodziny.
-A co powiesz na berka? Wiem, może jesteśmy na niego za starzy, ale nikomu trochę zabawy nie zaszkodzi.
~~Jutro~~
Wróciliśmy od razu kierując się do jaskini Evelyn, ale spotkaliśmy ją już przed nią. Szukała czegoś w krzakach i w drzewach, wydawała się być poddenerwowana. Gdy nas zauważyła, aż podskoczyła. Obok niej węszyły nasze dzieci, oprócz... Claris!
-Gdzie są nasze córka? - Duncan wydawał się być wystraszony.
-One... Nina poszła szukać swojej jaskini. W końcu ma dwa lata. A Claris...Zniknęła.
-Zniknęła?! - Wykrzyknęłam ze złością i strachem, nie wiedziałam jak o tym myśleć. - Duncan, Evelyn, szukajcie jej.
Patrzyli na mnie przez chwilę, ale gdy napotkali mój wzrok, ruszyli do pracy. Skierowałam się od razu do Ice, która siedziała w jaskini razem z Archerem, Laylą oraz Astelle. Cała rodzina od razu spojrzała na mnie pytająco.
-Claris zniknęła.
<Ice?>
czwartek, 8 września 2016
Od Claris
Tego dnia, jak zwykle, "uciekłam" z domu najwcześniej jak mogłam. Ruszyłam przed siebie. Nie miałam ochoty na nikogo przypadkiem wpaść, więc skierowałam się w miej uczęszczanie miejsca, na skraj doliny. Szłam tak sobie lasem, aż nagle na drogę wyskoczył mi królik i wyzywająco spojrzał na mnie. O nie, ta zniewaga krwi wymaga!- pomyślałam sobie, a mój instynkt łowiecki dał o sobie znać. Ruszyłam więc w te pędy za moją ofiarą. Skupiłam swój wzrok tylko na niej. Tak skupiona na polowaniu, wybiegłam na jakąś polanę, usłyszałam hałas i...stanęłam jak wryta, tak jak moja ofiara. Przez jedną milisekundę byłam sparaliżowana, ale zaraz potem i ja i królik NATYCHMIAST wbiegliśmy w najbliższą kępę krzaków. Modliłam się tylko, żebym stała się niewidzialna, niesłyszalna, niewyczuwalna. Zerknęłam zza krzaków. Na środku polany stały 2 furgonetki, a wokół nich kręcili się uzbrojeni ludzie. Chyba o czymś rozmawiali. Wytężyłam słuch, ale i tak nie wszytsko słyszałam.
- Nie złapaliśmy.....tylko...jedno....młode- powiedział jeden z nich, wysoki i czarnoskóry, miał, tak jak wszyscy hełm i mundur.
- Musimy coś w końcu złapać! Denis coraz bardziej się denerwuje, co ja mu mam powiedzieć?!- wrzasnął inny, biały, dużo niższy i grubszy. Zrobił to tak głośno, że doskonale wszystko usłyszałam. Chyba był kimś w rodzaju ich szefa.
- W końcu....znajdziemy....gdzieś...są.....ukrywają....znajdziemy- znów niewiele słyszałam, a jeszcze mniej rozumiałam. Zaczęli się pakować, a to oznaczało, że już stąd znikają. Uff...Interesowało mie tylko, czy jest coś w tych stających między ciężarówkami klatkach, a jeśli tak, to co. Jednak za nic w świecie nie odważyłabym się tego sprawdzić. Naprawdę ucieszyłam się, że już ich więcej nie zobaczę.
- Dokąd idziesz, Davo?!- wrzasnął ktoś.
- Gdzieś w tych krzakach zostawiłem mój szczęśliwy scyzoryk!- odkrzyknął jakiś głos. Słyszałam go wyraźnie. Zbyt wyraźnie. Był stanowczo za blisko. Zanim zdążyłam się zorientować, zrobić cokolwiek, krzaki zostały rozsunięte, a z góry patrzył na mnie człowiek. Natychmiast zerwałam się na równe nogi. Uciekać, czy walczyć? Oba rozwiązania nie wydają się najlepsze, przecież oni mają broń!- zdążyłam jedynie pomyśleć. W tym samym czasie mężczyzna krzyknął do swoich towarzysz:
- Mam tu jeszcze jednego!
Po czym wycelował we mnie i usłyszałam strzał. Wyskoczyłam z krzaków jak poparzona. Szczerze mówiąc, nie bolało aż tak bardzo. Myślałam, że będzie gorzej. Spojrzałam na moją ranę. Spodziewałam się strumienia krwi, a tam tylko coś w stylu strzykawki zakończonej kolorowymi piórkami. Zobaczyłam, że w moją stronę biegną inni ludzie, więc rzuciłam się do ucieczki. Nie zdążyłam jednak za daleko ubiec, bo jeden z nich zamachnął się długim metalowym kijem i włożył mi na szyję obroże z drutu, który znajdował się na jego końcu. Zaczęłam się wyrywać, ale inny z nich dotknął mnie następnym kijem i poraził mnie lekko prąd. Poza tym walka stawała się dla mnie coraz trudniejsza, bo miałam wrażenie, że odpływam, zasypiam mimo tego, że nie chcę. W końcu opadłam z sił na tyle, że bez zbędnych protestów pozwoliłam się wpakować do jednej z klatek, schowanych już w furgonetce. Była dość duża. Upadłam na coś, kogoś miękkiego. Zanim totalnie odpłynęłam, zdołałam jedynie zauważyć, że moim współwięźniem jest jakiś szczeniak.
<Jakiś szczeniak?>
- Nie złapaliśmy.....tylko...jedno....młode- powiedział jeden z nich, wysoki i czarnoskóry, miał, tak jak wszyscy hełm i mundur.
- Musimy coś w końcu złapać! Denis coraz bardziej się denerwuje, co ja mu mam powiedzieć?!- wrzasnął inny, biały, dużo niższy i grubszy. Zrobił to tak głośno, że doskonale wszystko usłyszałam. Chyba był kimś w rodzaju ich szefa.
- W końcu....znajdziemy....gdzieś...są.....ukrywają....znajdziemy- znów niewiele słyszałam, a jeszcze mniej rozumiałam. Zaczęli się pakować, a to oznaczało, że już stąd znikają. Uff...Interesowało mie tylko, czy jest coś w tych stających między ciężarówkami klatkach, a jeśli tak, to co. Jednak za nic w świecie nie odważyłabym się tego sprawdzić. Naprawdę ucieszyłam się, że już ich więcej nie zobaczę.
- Dokąd idziesz, Davo?!- wrzasnął ktoś.
- Gdzieś w tych krzakach zostawiłem mój szczęśliwy scyzoryk!- odkrzyknął jakiś głos. Słyszałam go wyraźnie. Zbyt wyraźnie. Był stanowczo za blisko. Zanim zdążyłam się zorientować, zrobić cokolwiek, krzaki zostały rozsunięte, a z góry patrzył na mnie człowiek. Natychmiast zerwałam się na równe nogi. Uciekać, czy walczyć? Oba rozwiązania nie wydają się najlepsze, przecież oni mają broń!- zdążyłam jedynie pomyśleć. W tym samym czasie mężczyzna krzyknął do swoich towarzysz:
- Mam tu jeszcze jednego!
Po czym wycelował we mnie i usłyszałam strzał. Wyskoczyłam z krzaków jak poparzona. Szczerze mówiąc, nie bolało aż tak bardzo. Myślałam, że będzie gorzej. Spojrzałam na moją ranę. Spodziewałam się strumienia krwi, a tam tylko coś w stylu strzykawki zakończonej kolorowymi piórkami. Zobaczyłam, że w moją stronę biegną inni ludzie, więc rzuciłam się do ucieczki. Nie zdążyłam jednak za daleko ubiec, bo jeden z nich zamachnął się długim metalowym kijem i włożył mi na szyję obroże z drutu, który znajdował się na jego końcu. Zaczęłam się wyrywać, ale inny z nich dotknął mnie następnym kijem i poraził mnie lekko prąd. Poza tym walka stawała się dla mnie coraz trudniejsza, bo miałam wrażenie, że odpływam, zasypiam mimo tego, że nie chcę. W końcu opadłam z sił na tyle, że bez zbędnych protestów pozwoliłam się wpakować do jednej z klatek, schowanych już w furgonetce. Była dość duża. Upadłam na coś, kogoś miękkiego. Zanim totalnie odpłynęłam, zdołałam jedynie zauważyć, że moim współwięźniem jest jakiś szczeniak.
<Jakiś szczeniak?>
Od Minerwy CD Demon
Naszym oczom ukazał się wspaniały widok. Słońce unosiło się wysoko nad jeziorem, a jego promienie wnikały w głąb wielkiego turkusu. Odwróciłam głowę w stronę Demona, chcąc coś mu powiedzieć i nasze spojrzenia się spotkały. Przez kilka przyjemnych sekund patrzyliśmy sobie w oczy, a świat zdawał się stopniowo zwalniać, aby w końcu stanąć w miejscu. Demon złapał mnie za łapę, a moje serce stanęło. Po chwili jednak mnie puścił i oboje odwróciliśmy od siebie wzrok lekko zmieszani tym, co przed chwilą zaszło. Panowała niewygodna cisza.
- To...o czym teraz porozmawiamy?- zapytał po chwili Demon, patrząc znów w moją stronę.
- Nil melius quam cum ratione tacere- odparłam. Wilk spojrzał na mnie pytająco.
- Nie ma nic lepszego nad rozsądne milczenie- wyjaśniłam chłodno, po czym bez słowa minęłam mojego towarzysza i weszłam do wody do kostek. Przez chwilę, nie wiem czemu, byłam zła. Na siebie, na Demona, czy może na komara, który uparcie brzęczał nad moją głową? No cóż, niewątpliwie chwilę temu poczułam...coś. Niewątpliwie też bardzo chciałam znaleźć w końcu kogoś, komu mogłabym w końcu w pełnie zaufać, ale...to nie jest łatwe.
- O co chodzi?- spytał Demon, podchodząc do mnie.
- Est mihi cura futura. Martwi mnie troska o przyszłość- poniekąd skłamałam, a poniekąd powiedziałam jednak prawdę.
- Ale wybacz moje zachowanie- powiedziałam, odzyskując znów swój optymizm.
- To dokąd teraz? Może byśmy coś zjedli...- w tej samej chwili do nas obojga dotarła ta sama myśl: Sarny! Pobiegliśmy więc na miejsce, gdzie je upolowaliśmy, jednak ich tam nie było.
- Pewnie ktoś ze stada je znalazł i zabrał- powiedział Demon, ale oboje nie byliśmy do końca przekonani. Wciągnęliśmy głęboko powietrze.
- Jakiś obcy wilk- powiedział Demon.
-Tak, ale zapach jest słabo wyczuwalny, więc nie damy rady go odnaleźć. Musiał tu przybyć dużo wcześniej, pewnie zaraz po nas- powiedziałam.
- Albo, co gorsza, obserwował nas- dodał po cichu Demon. Ustaliliśmy, że musimy komuś o tym powiedzieć. Jednak w drodze znów się zagadaliśmy.
<Demon?>
- To...o czym teraz porozmawiamy?- zapytał po chwili Demon, patrząc znów w moją stronę.
- Nil melius quam cum ratione tacere- odparłam. Wilk spojrzał na mnie pytająco.
- Nie ma nic lepszego nad rozsądne milczenie- wyjaśniłam chłodno, po czym bez słowa minęłam mojego towarzysza i weszłam do wody do kostek. Przez chwilę, nie wiem czemu, byłam zła. Na siebie, na Demona, czy może na komara, który uparcie brzęczał nad moją głową? No cóż, niewątpliwie chwilę temu poczułam...coś. Niewątpliwie też bardzo chciałam znaleźć w końcu kogoś, komu mogłabym w końcu w pełnie zaufać, ale...to nie jest łatwe.
- O co chodzi?- spytał Demon, podchodząc do mnie.
- Est mihi cura futura. Martwi mnie troska o przyszłość- poniekąd skłamałam, a poniekąd powiedziałam jednak prawdę.
- Ale wybacz moje zachowanie- powiedziałam, odzyskując znów swój optymizm.
- To dokąd teraz? Może byśmy coś zjedli...- w tej samej chwili do nas obojga dotarła ta sama myśl: Sarny! Pobiegliśmy więc na miejsce, gdzie je upolowaliśmy, jednak ich tam nie było.
- Pewnie ktoś ze stada je znalazł i zabrał- powiedział Demon, ale oboje nie byliśmy do końca przekonani. Wciągnęliśmy głęboko powietrze.
- Jakiś obcy wilk- powiedział Demon.
-Tak, ale zapach jest słabo wyczuwalny, więc nie damy rady go odnaleźć. Musiał tu przybyć dużo wcześniej, pewnie zaraz po nas- powiedziałam.
- Albo, co gorsza, obserwował nas- dodał po cichu Demon. Ustaliliśmy, że musimy komuś o tym powiedzieć. Jednak w drodze znów się zagadaliśmy.
<Demon?>
Od Archera CD Evelyn
Miał to być przyjemny poranek. Tylko ja i samotność, którą ostatnio poważnie zaniedbywałem i już domagała się uwagi. Niestety ten piękny czas zaplanowany przeze mnie nie zostanie zrealizowany. Już miałem usiąść na brzegu jeziora i zatracić się w rozmyślaniu kiedy zauważyłem, że mam towarzystwo. Piaskowo-brązowy kot wpatrywał się we mnie przenikliwym wzrokiem.
-O Alfełek się znalazł.- powiedziała uśmiechając się jadowicie.
-Ciebie też miło widzieć Evelyn.- odparłem chłodno. Ta Kicia od samego początku mnie irytuje. Ev prychnęła i odwróciła łeb w drugą stronę.
-Nie masz żadnych ważnych spraw na głowie?- burknęła kotka.
-Mogę o to samo zapytać Ciebie.- postanowiłem ją zignorować. Jakaś byle puma nie zepsuje mi tego dnia. Odwracając się do niej ogonem położyłem się na brzegu z łapami w wodzie. Przymykając oczy zatonąłem w tysiącach myśli przepływających mi przez głowę jak rzeka. Nagle usłyszałem za sobą jakiś dziwny, głuchy dźwięk, którego nie potrafiłem rozpoznać. Spojrzałem tak, Evelyn zrobiła to samo czyli to nie ona jest źródłem tego hałasu. W górskich dolinach raczej nie walą się blachy (bo w sumie to byłoby najbliższe temu dźwiękowi) więc zaniepokojony postanowiłem to sprawdzić. Przeszedłem właśnie obok kotki.
-Nie myśl, że będziesz się bawił samemu.- mruknęła i poczłapała za mną. Ma rację. Najpewniej to ludzie, a to oznacza niebezpieczeństwo, ale i też dobrą zabawę. Aż do granicy było spokojnie, nawet żadnego ptaka ani wiewiórki. Nie było też żadnych zapachów po za tymi leśnymi. Dopiero gdy znaleźliśmy się po za terenami. Silny odór ludzi, potu, krwi... I kału dochodził z jednego miejsca. Aż było widać zapachową ścieżkę tam prowadzącą. Tę trasę pokonaliśmy już biegiem. Był to mały brudny obóz. Jeden staruszek, dwóch nastolatków, chłopak i dziewczyna oraz trójka dzieci. Widać było, że nie bardzo sobie radzą. Nad małym ogniskiem smażyły się jakieś bulwy i chyba polny szczur. Aż żal było ich atakować, jednak jak każdy przedstawiciel homo sapiens mieli ze sobą broń. Mogli nas znaleźć i kogoś zabić, a do tego dopuścić nie mogłem.
Zabicie tej najstarszej trójki- nie ma sprawy, ale dzieci nie zabijam. Z drugiej strony te maluchy są na tyle duże by wiedzieć jak trzymać strzelbę.
-Co z nimi robimy?- spytałem się mojej kociej towarzyszki. Ev poruszyła wąsami myśląc.
< Evelyn? Dawno nie pisaliśmy X) >
-O Alfełek się znalazł.- powiedziała uśmiechając się jadowicie.
-Ciebie też miło widzieć Evelyn.- odparłem chłodno. Ta Kicia od samego początku mnie irytuje. Ev prychnęła i odwróciła łeb w drugą stronę.
-Nie masz żadnych ważnych spraw na głowie?- burknęła kotka.
-Mogę o to samo zapytać Ciebie.- postanowiłem ją zignorować. Jakaś byle puma nie zepsuje mi tego dnia. Odwracając się do niej ogonem położyłem się na brzegu z łapami w wodzie. Przymykając oczy zatonąłem w tysiącach myśli przepływających mi przez głowę jak rzeka. Nagle usłyszałem za sobą jakiś dziwny, głuchy dźwięk, którego nie potrafiłem rozpoznać. Spojrzałem tak, Evelyn zrobiła to samo czyli to nie ona jest źródłem tego hałasu. W górskich dolinach raczej nie walą się blachy (bo w sumie to byłoby najbliższe temu dźwiękowi) więc zaniepokojony postanowiłem to sprawdzić. Przeszedłem właśnie obok kotki.
-Nie myśl, że będziesz się bawił samemu.- mruknęła i poczłapała za mną. Ma rację. Najpewniej to ludzie, a to oznacza niebezpieczeństwo, ale i też dobrą zabawę. Aż do granicy było spokojnie, nawet żadnego ptaka ani wiewiórki. Nie było też żadnych zapachów po za tymi leśnymi. Dopiero gdy znaleźliśmy się po za terenami. Silny odór ludzi, potu, krwi... I kału dochodził z jednego miejsca. Aż było widać zapachową ścieżkę tam prowadzącą. Tę trasę pokonaliśmy już biegiem. Był to mały brudny obóz. Jeden staruszek, dwóch nastolatków, chłopak i dziewczyna oraz trójka dzieci. Widać było, że nie bardzo sobie radzą. Nad małym ogniskiem smażyły się jakieś bulwy i chyba polny szczur. Aż żal było ich atakować, jednak jak każdy przedstawiciel homo sapiens mieli ze sobą broń. Mogli nas znaleźć i kogoś zabić, a do tego dopuścić nie mogłem.
Zabicie tej najstarszej trójki- nie ma sprawy, ale dzieci nie zabijam. Z drugiej strony te maluchy są na tyle duże by wiedzieć jak trzymać strzelbę.
-Co z nimi robimy?- spytałem się mojej kociej towarzyszki. Ev poruszyła wąsami myśląc.
< Evelyn? Dawno nie pisaliśmy X) >
Od Demona CD Minerwa
Jeleń szybko uciekł, a ja i Minerwa staliśmy jak słupy soli patrząc w krzak. Uważnie opserwowaliśmy zarośla i czekaliśmy co z niego wyjdzie. A co jeśli tam czaji się mutant? W każydym razie szybko dostałem odpowiedź na moje pytanie, ponieważ zza krzaków wyskoczył... królik? Kiedy zobaczyliśmy czego się przestraszyliśmy zaczęliśmy się śmiać, a następnie poszliśmy w głąb lasu. Była piękna pogoda, więc postanowiłem zabrać Minerwę nad jezioro lsiniących wód, aby podziwiać zachód słońca. Pod czas drogi nad wodę Minerwa opowiedziała mi swoja historie, a ja opowiedziałem jej swoją ( co prawda Minerwy była ciekawsza). Po jakimś czasie spędzonym na pogaduchach doszliśmy nad jezioro i wtedy...
<Minerwa?>
wtorek, 6 września 2016
Od Layli CD Embry
Uśmiechnęłam się do siebie. Moje łapy opadały z cichym szelestem na miękki mech, gdy truchtałam przez nasycony zielonym blaskiem, przyjemnie chłodny w upalny dzień, szemrzący las. Świergot ptaków towarzyszył mi przez cały czas, tak samo jak Embry z tyłu z koszem ziół. Odkąd stał się dorosły, mogłam z nim chodzić, dokąd chciałam, chociaż czułam się jakoś...dziwnie w jego towarzystwie. Traktował mnie jak młodą damę, ale i przyjaciółkę. Teraz chodził własnymi ścieżkami, wydawałoby się, że nasze stosunki od szczenięctwa się nie zmieniły, ale jednak. Tylko te dawne spojrzenia utrzymywały więź, chodź ze smutkiem stwierdziłam, że ma ważniejsze sprawy niż ja i nasza przyjaźń. Co niby mogę dla niego znaczyć? Zwolniłam kroku, i westchnęłam, spuszczając łeb. Będzie mi brakować tamtych lat...
- A!-wdepnęłam w coś mokrego, muł rzeczny, zagapiłam się. Odskoczyłam i przez chwilkę, ułamek sekundy, cała scena powtórzyła się, a krew podpełzła do moich łap. Odskoczyłam jak poparzona, i pognałam przez las, chcąc uciec przed wspomnieniami. Słyszałam nawoływania Embryeg, gdy przedzierałam się przez kolczaste jeżyny i zarośla, targające moją sierść. Oddychając ciężko, sturlałam się na małą polankę. Podniosłam się, nie otwierając oczu. Stałam przez chwilę, próbując złapać puszczone luzem lejce rozumu. Powoli otworzyłam oczy, zatrzymując wzrok na starym dębie. Nagle tuż za mną rozległ się trzask gałązek. Obróciłam się szybko i westchnęłam cicho z ulgą, spoglądając na przestraszoną twarz Embryego, całego potarganego i drżącego.
- Nic ci nie jest?-podbiegł do mnie. Kilka zadrapań...
- Nie...-odparłam uspokoajająco. Embry przybrał wyraz troski i znów obrałam dobry kierunek, nie mówiąc już nic i skupiając się na drodze. Byliśmy coraz bliżej granicy doliny, kiedy zatrzymałam się raptownie. Moje ucho wyłowiło jakiś szmer, coś jak oddech bestii...Napięcie rosło. Niespodziewanie drogę zagrodził nam ogromny Kostren, wydając donośne odgłosy podobne do świńskiego rżenia. Groźnie błyskając oczami, uderzał tylnymi kopytami na oślep. Wydałam okrzyk przerażenia, jakby ktoś próbował dotknąć mnie rozżarzonym żelazem, w ostatniej chwili umykając spod rozpędzonego kopyta.
- Layla!-wrzasnął Embry i odciągnął mnie na bok, stając między mną a mutantem. Nigdy nie widziałam go tak zdeterminowanego. Błyskawicznie skoczył mu na kark, a ten zrzucił go na drzewo. Walka była dość krótka, bo basior szybkim ruchem dostał się do jego serca. Z zapartym tchem patrzyłam, jak wilk schodzi z martwego, nieruchomego ciała. Patrzyłam na niego z lękiem, trochę z nieufnością. Wiedziałam że musiał to zrobić ale jakoś...Nie wiem. Podeszłam do niego i ustaliliśmy jeszcze jutrzejszy obiad. Wróciłam szybko do jaskini i zasnęłam, nie mówiąc nic rodzicom.
~Późnym ranem~
Mama zgodziła się, żebym nocowała u Katrin i Jacoba. Gospodarze ucieszyli się na mój widok. Głównie chciałam poprzebywać z rodziną Embryego, ale też zobaczyć, czy nasza przyjaźń ma jakiejkolwiek szanse. Najpierw zjedliśmy obiad złożony z wody, udźca jelenia, kuropatw i przysmaku z zająca. Później przyszedł czas wolny i wybiegliśmy na dwór. Pobawiłam się z basiorem i innymi w berka. Zmęczona usiadłam obok na kamieniu, inni tego nie zauważyli, więc zaśpiewałam coś (Bacząc na to, by nikt nie podsłuchiwałXD):
Mam ciebie tylko w głowie
I to wystarczy mi
Na prawdziwą wojnę, nie zamierzam iść
Ciebie mam tylko w głowie
Mój zmyślony świat
Nie chcę iść na tą wojnę jeszcze raz
Umilkłam, widząc podchodzącego do mnie srebrnobiałego basiora.
- Co robimy? Jakieś wcyieczki? Plany?
<Embry? Może być End City albo do wąwozu czy ogrodu:3>
- Nic ci nie jest?-podbiegł do mnie. Kilka zadrapań...
- Nie...-odparłam uspokoajająco. Embry przybrał wyraz troski i znów obrałam dobry kierunek, nie mówiąc już nic i skupiając się na drodze. Byliśmy coraz bliżej granicy doliny, kiedy zatrzymałam się raptownie. Moje ucho wyłowiło jakiś szmer, coś jak oddech bestii...Napięcie rosło. Niespodziewanie drogę zagrodził nam ogromny Kostren, wydając donośne odgłosy podobne do świńskiego rżenia. Groźnie błyskając oczami, uderzał tylnymi kopytami na oślep. Wydałam okrzyk przerażenia, jakby ktoś próbował dotknąć mnie rozżarzonym żelazem, w ostatniej chwili umykając spod rozpędzonego kopyta.
- Layla!-wrzasnął Embry i odciągnął mnie na bok, stając między mną a mutantem. Nigdy nie widziałam go tak zdeterminowanego. Błyskawicznie skoczył mu na kark, a ten zrzucił go na drzewo. Walka była dość krótka, bo basior szybkim ruchem dostał się do jego serca. Z zapartym tchem patrzyłam, jak wilk schodzi z martwego, nieruchomego ciała. Patrzyłam na niego z lękiem, trochę z nieufnością. Wiedziałam że musiał to zrobić ale jakoś...Nie wiem. Podeszłam do niego i ustaliliśmy jeszcze jutrzejszy obiad. Wróciłam szybko do jaskini i zasnęłam, nie mówiąc nic rodzicom.
~Późnym ranem~
Mama zgodziła się, żebym nocowała u Katrin i Jacoba. Gospodarze ucieszyli się na mój widok. Głównie chciałam poprzebywać z rodziną Embryego, ale też zobaczyć, czy nasza przyjaźń ma jakiejkolwiek szanse. Najpierw zjedliśmy obiad złożony z wody, udźca jelenia, kuropatw i przysmaku z zająca. Później przyszedł czas wolny i wybiegliśmy na dwór. Pobawiłam się z basiorem i innymi w berka. Zmęczona usiadłam obok na kamieniu, inni tego nie zauważyli, więc zaśpiewałam coś (Bacząc na to, by nikt nie podsłuchiwałXD):
Mam ciebie tylko w głowie
I to wystarczy mi
Na prawdziwą wojnę, nie zamierzam iść
Ciebie mam tylko w głowie
Mój zmyślony świat
Nie chcę iść na tą wojnę jeszcze raz
Umilkłam, widząc podchodzącego do mnie srebrnobiałego basiora.
- Co robimy? Jakieś wcyieczki? Plany?
<Embry? Może być End City albo do wąwozu czy ogrodu:3>
Subskrybuj:
Posty (Atom)