Obudziły mnie jakieś hałasy, więc uchyliłam lekko oczy, żeby zlokalizować ich źródło. Mój partner, Demon, starał się właśnie jak najciszej wtoczyć do naszej jaskini średniej wielkości jelenia, idealnego dla naszej dwójki.
- Już się nie męcz, obudziłam się- powiedziałam, wstając, podchodząc do niego i pomagając mu.
- A niech to, a liczyłem, że uda mi się zrobić ci niespodziankę- powiedział trochę niezadowolony.
- I zrobiłeś.
- Ale myślałem, że zaskoczę cię, kiedy już wszystko przygotuję- dodał. Nic nie odpowiedziałam. Zajęliśmy się przygotowaniem śniadanie, które zamierzaliśmy zjeść we dwoje. Wtem, zupełnie niespodzianie, odwiedziła nas Prim. Bardzo się z tego powodu ucieszyliśmy i oczywiście zaprosiliśmy na śniadanie. Zjedliśmy je w prawie takim samym składzie, jak kiedyś, brakowało jedynie Delli. Jednak ona miała teraz ręce pełne roboty jako zwiadowczyni, gdyż ostatnimi czasy na terenie doliny działy się dziwne rzeczy. Po śniadaniu trochę jeszcze rozmawialiśmy, potem Prim musiała pójść.
- Może przejdziemy się na spacer?- zasugerował Demon, a ja ochoczo się zgodziłam. Wyszliśmy na zewnątrz. Demon zatrząsł się z zimna, na mnie zaś niska temperatura nie zrobiła żadnej różnicy. W końcu urodziłam się we Włoszech. Podobno kiedyś było to niezwykle ciepłe miejsce, zimy były łagodne. Jednak ludzka działalność dała o sobie znać i od dobrych kilkuset lat zimy były coraz mroźniejsze. W porównaniu z tym, zima w Dolinie Silver była tak naprawdę latem. Szliśmy wolnym krokiem, promienie słońca odbijały się w śniegu, co robiło niesamowite wrażenie. Wszędzie dookoła było biało, świat wydawał się taki piękny, cudowny!
- Życie jest piękne- powiedziałam, biorąc głęboki wdech.
- Jesteśmy razem już tak długo, a ty cały czas mnie zadziwiasz. Jest zimno, starzejemy się, w stadzie są jakieś kłopoty, a ty wyciągasz takie optymistyczne wnioski.
- Mi nie jest zimno. A ma się tyle lat, na ile się czuje. W związku z tym, ja jestem młodą, dwuletnią waderą, a ty starym, zrzędliwym basiorem- odparłam.
- Jak nasz emerytowany samiec beta?- Demon zaśmiał się. Ja też.
- To nie jest zabawne. Stracił partnerkę i dwoje dzieci- powiedziałam.
- Nina odeszła...
- Co nie zmienia faktu, że ją stracił. Bo raczej już nie wróci- odpowiedziałam, a między nami zaległa cisza. Demon chyba myślał nad tym, co powiedziałam. Ja zaś podziwiałam piękno świata i śmiałam się w duchu z ludzi, którzy zamiast spróbować go naprawić, niszczyli jeszcze bardziej. Najmądrzejsze istoty, stojące na samym szczycie łańcucha pokarmowego itd. itp. Tymczasem większość zła, wiele zniszczeń, chorób, to właśnie ich sprawka. I mutanty... Wtem moje przemyślenia przerwały dziwne dźwięki. Zarówno ja, jak i Demon, podskoczyliśmy i zaczęliśmy się gorączkowo rozglądać. Byliśmy w okolicy bagien. Skierowaliśmy się w stronę, z której dochodziły hałasy. Powietrze wypełnił nieprzyjemny smród. Doszliśmy do jakiejś skały. Za nią znaleźliśmy resztki czyjegoś posiłku. Sądząc po pozostałościach, musiał to być kiedyś sporej wielkości jeleń. Demon podszedł bliżej, aby dokładniej wszystko zbadać. Mnie zaś wmurowało i nie mogłam się ruszyć. Mój partner sprawdzał teren, po czym odwrócił się w moją stronę. Na chwilę zastygł z wyrazem przerażenia na pysku.
- Za tobą!- krzyknął, a ja odwróciłam się i ujrzałam najdziwniejszego, najobrzydliwszego mutanta, jakiego kiedykolwiek widziałam. Miał ogromne oczy, mnóstwo długich kłów. Podobnego widziała chyba kiedyś Alien. Przynajmniej tak słyszałam. Został nazwany Kaban. Rzucił się w moją stronę, a ja zrobiłam zgrabny unik. Demon rzucił się mi na pomoc. Walczyliśmy, angażując wszystkie siły. Gryźliśmy i drapaliśmy na wszystkie strony, zadawaliśmy jak najwięcej ran, starając się jednocześnie unikać ciosów mutanta. Udało mi się wskoczyć na grzbiet mojego partnera, a z niego na Kabana. To dawało ogromną przewagę. Demon atakował od dołu, ja od góry. Mutant coraz bardziej słabł. Nagle zmobilizował wszystkie swoje siły i mocno wstrząsnął grzbietem, próbując mnie zrzucić. Udało mu się to, bo nie przewidywałam, że ma jeszcze tyle siły. Spadłam i wylądowałam u łap tego stwora. On przyszykował się do ataku, zrobiłam kolejny unik, ale tym razem nie do końca udany. Kaban nie trafił mnie w szyję, ale w przednią łapę. Mocno ugryzł. Przerażenia, które w tamtym momencie poczułam, nie da się opisać słowami. Poczułam się, jakby ktoś właśnie podpisał wyrok śmierci. Mojej śmierci. W końcu każdy wie, co powoduje ugryzienie mutanta. Leżałam i nie byłam w stanie się podnieść. Tępym wzrokiem obserwowałam moją ranę, z której obficie lała się krew. Usłyszałam ryk wściekłości. Spojrzałam na walkę, którą nadal toczyli między sobą Kaban i mój partner. To właśnie on się tak zezłościł. Mutant, widząc, że jest na przegranej pozycji, rzucił się do ucieczki. Było to dziwne, bo te stwory nie potrafią myśleć i zazwyczaj walczą do końca. Demon stracił zainteresowanie Kabanem i podbiegł w moją stronę. To była ostatnia rzecz, jaką zapamiętałam.
~~~~Nieokreślony czas później~~~~
Zaczęłam się powoli budzić. Nie wiedziałam, gdzie jestem. Ani jak długo tutaj przebywam. Umarłam? Nie, to niemożliwe. Gdybym nie żyła, nie czułabym bólu. A łapa boli mnie aż nazbyt wyraźnie- pomyślałam, otwierając oczy. Byłam w jakiejś jaskini.
- W końcu się obudziłaś!- zawołał Demon, podchodząc do mnie.
- Mama się obudziła!- usłyszałam głos Prim, która także do mnie podeszła.
- Powiem Delli, czeka na zewnątrz. I niech zawoła Reyna- dodała i wybiegła z jaskini.
- Co się stało?- zapytałam.
- Zostałaś ugryziona przez mutanta- powiedział po chwili Demon. O nic więcej nie zdążyłam już zapytać, gdyż do jaskini wbiegły moje obie córki, a za nimi wszedł Reyn. Odkąd odeszli emerytowany samiec alfa i Asami, był jedyną osobą zajmującą się leczeniem innych. Zmienił mi bandaże, trochę porozmawiałam z innymi.
- Właściwie, to czemu...- zaczęłam.
- ...nie zmieniłaś się w mutanta?- dokończył za mnie Reyn.
- Właśnie, dlaczego tak się stało?- zapytała Della.
- Nie wiem- Reyn wzruszył ramionami.
- Widocznie ślina nie wszystkich mutantów tak działa. To by jednak zmieniło nasze podstawowe założenia dotyczące mutantów.
- To bardzo dobrze, że te "podstawowe założenia dotyczące mutantów" okazały się fałszywe. Dzięki temu żyjesz i nie zmieniłaś się w jednego z tych stworów- powiedział Demon.
- Ale to dość dziwne. Trzeba się będzie jeszcze nad tym zastanowić- dodałam.
- Dokładnie, ale zostaw to nam. Ty musisz na razie jak najwięcej odpoczywać. W związku z tym, wszyscy się żegnamy i wychodzimy- powiedział Reyn. Pożegnałam się z bliskimi. Oni wyszli, a ja poszłam spać.
~~~~Kilka tygodni później~~~~
Dziś już mogłam wyjść z jaskini medyka i wrócić do własnej. Jedynie w razie jakichkolwiek nieprawidłowości miałam zgłosić się do Reyna.
- Poczekaj, pomogę ci- powiedział Demon, gdy wychodziliśmy z jaskini.
- Nie potrzebuję twojej pomocy!- zawołałam, wyszarpując mu się.
- I w ogóle, po co wy tu wszyscy przyszliście? Sama dałabym sobie radę wrócić do domu- powiedziałam.
- Martwiliśmy się o ciebie, mamo- odparła Prim. Prychnęłam z irytacją, nie mogąc znaleźć nic sensownego do powiedzenia.
- Ostatnio zachowujesz się jakoś dziwnie. Jesteś strasznie pobudzona i agresywna- powiedział Demon.
- Coś ci nie pasuje?!- warknęłam w jego stronę.
- Nie, wszystko gra! Nie licząc tego, że mojej partnerce odbija, jest super!- krzyknął.
- U mnie tak samo! Nie licząc tego, że zostałam zaatakowana i ugryziona przez mutanta, jest super!
- Mamo, tato, dajcie spokój- Della próbowała załagodzić sytuację.
- To wy mi dajcie spokój- odparłam. Resztę drogi do jaskini przeszliśmy w ciszy.