Otoczenie, w którym się znalazłem nie przypominało mi żadnego, dotychczas odwiedzonego przeze mnie miejsca. Podłoże było twarde, chropowate i czarne, gdzieniegdzie poprzedzielane białymi znakami. Dźwięk moich kopyt uderzających o dziwną powierzchnię rozchodził się głębokim echem i odbijał natrafiając na przeszkodę, którą były wysokie kamienne bryły. Każda miała inny kolor, zaś na samym dole znajdował się prostokątny otwór, a w nim bijąca chłodem ciemność. Ściany zdobione były podobnymi, ale mniejszymi prostokątami od ich podnóża, aż po niknący w mroku wieczora szczyt. Od czasu do czasu mijałem rownież dziwne przedmioty przypominające żółwie ze stali, do których wnętrza wypełnionego fotelami można było bez problemu zajrzeć. Generalnie krajobraz sprawiał wrażenie ponurego, tajemniczego i złowrogiego, lecz rownocześnie interesującego. Miałem wrażenie, że wszystkie te niecodzienne przedmioty były jakoś powiązane z dwunożnymi. W pewnym momencie usłyszałem charakterystyczny odgłos przypominający chrzęst piasku. Wydobywał się on z jednej z kamiennych brył. Pierwsza myśl kazała mi czym prędzej uciec, lecz została brutalnie stłumiona przez ciekawość, która podjudzała mnie do odnalezienia źrodła dźwięku. Oczywiście bez dłuższego zastanowienia zbliżyłem się do otworu. Nie musiałem wejść do środka, aby dostrzec wielkie, szczuropodobne stworzenie. To co brałem za chrzęszczący piach okazało się być miażdżonymi przez jego wielkie szczęki kośćmi. Dobitnie poczułem przebiegające mi po plecach ciarki. Stwór dzięki bogu mnie nie dojrzał, a co ciekawsze nie usłyszał stukotu moich kopyt. Dokładając wszelkich starań, aby pozostać niezauważonym powoli schowałem się za ścianą kryjówki monstrum. Odetchnąłem głęboko z ulgą, lecz w tym samym momencie ciszę rozdarł przeraźliwy ryk, a raczej wrzask. Obróciłem się w szybkim piruecie, aby dostrzec innego przedstawiciela krwiożerczego gatunku, który właśnie zmierzał w moją stronę. Biegnij! Usłyszałem w głowie piskliwy głosik. Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Bezzwłocznie ruszyłem pełnym galopem w kierunku przeciwnym do napastnika. Podłoże okazało się bardzo nieprzyjemne do biegu, ale wtedy nie miałem zbytnio wielu możliwości. Na szczęście czarna linia na horyzoncie powiększająca się z każdym foulé galopu okazała się być szerokim pasmem drzew, gdzie miałem nadzieję użyć swoich zdolności w celu zgubienia pościgu. Chcąc upewnić się, czy nadal stworzenie mnie goniło obróciłem łeb i spojrzałem za siebie. Serce zabiło mi mocniej na widok trzech zmutowanych szczurów o spienionych pyskach. Jednak mimo stresogennej sytuacji nie mogłem się powstrzymać, aby wykrzyczeć parę obelg w kierunku stworzeń.
- Podziwiajcie mój zad, myszki!
Zakończyłem tym swą wypowiedź i zarżałem szyderczo, po czym wydłużyłem nieco wykrok. Potwory puściły mimo uszu (jeśli w ogóle takowe posiadały) moje wyzwiska i wytrwale podążały za mną powrzaskując wściekle od czasu do czasu. Gdy w końcu dobiegłem do lasu dystans miedzy mną, a obławą przekraczał już piętnaście długości konia. Niestety nie zwolniłem ani trochę, przez co potknąłem się o wystający korzeń i wywaliłem jak długi na ziemię. Czym prędzej wstałem, gotów bronić się wszystkimi posiadanymi kończynami. Szczury dobiegły już do mnie, jednak zamiast rzucić mi się wspólnie do gardła otoczyły mnie i zaczęły krążyć. Poczułem jak adrenalina wypełnia całe moje ciało. Podjudzony jej przypływem uniosłem przednie nogi, zamachałem nimi wyzywająco i z impetem opuściłem je wydając przy tym głośne, lecz stłumione mchem tupnięcie. Moje uszy przylgnęły do spoconej biegiem szyi.
- No dalej! Chodźcie po mnie!
Zachęciłem przeciwników i aby potwierdzić swoje słowa wystrzeliłem zadnie nogi trafiając przy tym jednego ze szczurzych stworów w głowę. Pozostała dwójka rzuciła się na mnie wbijając się głęboko pazurkami. Wierzgałem jak opętany, upadałem na ziemię, po której się tarzałem, uderzałem o drzewa, zębami ściągałem napastników. Wszystko skutkowało, lecz niestety tylko na chwilę. Nie wiem jak długo trwał pojedynek, ale gdy zaczynałem już tracić nadzieję na wygraną do moich uszu dotarło długie, należące bez wątpienia do wilka, wycie.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz