Przez całą drogę kopałem tego idiotę po pysku i ciskałem w niego przekleństwami. Pierwszy raz poznałem tak odpornego na moje przekleństwa basiora (Głuchy czy co?). Pod koniec już tylko mruczałem do siebie pod nosem, wiedząc że dalsze darcie sobie gardła nic nie da. Patrzyłem też na zrezygnowaną Echo, idącą między szarym i a brązowym wilkiem. Czułem się trochę winny temu, że i ją schwytali. Musimy zwiać zanim dotrzemy do obozowiska-pomyślałem. Ale w tej samej chwili mym oczom ukazał się widok jak z horroru. W dole rozciągało się szerokie, spore zabudowanie. Złożony z przeróżnych wielkości budynków i namiotów obóz nie sprawiał miłego wrażenia. Z dołu słychać było szczęk metali i szemrzenie rozpalonego ognia, szczekanie i krzyki. Rozszerzyłem oczy , a na moim pysku malowało się jedno wielkie ,,O". Byliśmy jeszcze dość daleko, lecz odległość między nami a tym miejscem malała. Weszliśmy między jutry z futra i płótna, a ludzie przyglądali nam się z niezdrową ciekawością, śmiejąc się bezczelnie. Poczułem, jak wściekłość wzbiera we mnie na nowo. Z całej siły walnąłem swojego wroga w żuchwę, aż zapiszczał i potrząsnął mną jak zabawką. W końcu po lawirowaniu między niezliczoną ilością namiotów stanęliśmy przed metalowymi drzwiami z czarno-pomarańczowym znakiem. Nie mogłem przeczytać napisu na nim. Wtedy Echo zaczęła rozpaczliwie wyrywać się wilkom i wyć w stronę doliny. Pojąłem, o co jej chodzi, i zacząłem również wyć jak najgłośniej. Nasze wycie zwróciło uwagę wszystkich, ale wadera została szybko uciszona, a mi jeden z nich wpakował do ust brudną szmatę. Nie będzie sobie pozwalał!-wyplułem materiał i wpatrując się w niego z mieszaniną wściekłości i jadowitej zemsty zawyłem znów bezczelnie o pomoc. Teraz jednak według nich miarka się przebrała. Brązowy trzepnął mnie mocno w głowę. Przed oczami pojawiły mi się czarne płaty, traciłem świadomość, odpływałem...Nie!-wrzasnąłem w głowie. Nie mogłem pozwolić na to, bym zemdlał. Muszę pomóc, pomóc nam. Świat kręcił się i ogarnął mnie lekki bezwład, gdy weszliśmy do sterylnego, krystalicznie biało-zielonego korytarza. Uderzył mnie ostry, nieprzyjemny zapach. Nie miałem pojęcia jak się uwolnimy. I musiałem to przyznać: porażka. Totalna porażka. Nie zdążyłem się jeszcze całkowicie zdołować, gdy któryś z nich otworzył drzwi i grupa wślizgnęła się do równie ohydnie białego pokoju. Ale nie był pusty. W jego kącie leżał stos klatek. Obok podniszczonego biurka na wielkim, puchowym legowisku leżał mieszaniec psa i kojota. Od razu znienawidziłem te jego puste, wredne spojrzenie. Na nasz widok wstał i uśmiechając się jadowicie rzekł:
- Och, witajcie! Widzę, że przyprowadziliście nowych przyjaciół! Czujcie się jak u siebie!-ostatnie zdanie było wyraźnie skierowane do nas. Echo zawrzała ze złości, lecz szary basior uciszył ją celnym nadepnięciem na łapę. Syknąłem cicho. Wtem z fotela wstał wysoki, otyły mężczyzna. Gdy się odwrócił, dostrzegłem siwą czachę i zapadnięte oczodoły. Zwrócił się do nas w niezrozumiałym języku, co mieszaniec przetłumaczył nam (Miałem wrażenie, że co najmniej połowę przerabia na naszą niekorzyść):
- Morgan, co tu widzisz? Goście? Odpraw resztę.-na tą wypowiedź odeszli wszyscy napastnicy oprócz brązowego, czarnego i szarego wilka.
- Ty d*pku!-krzyknąłem i resztką sił wyrwałem się z uścisku obcego. Upadłem na ziemię, ale mój kark zaczął krwawić. Syknąłem z bólu i rozejrzałem się. Improwizując warknąłem na dużego kojoto-psa. Nagle dotąd cichy facet złapał mnie wpół i wpakował bez pardonu klatki, mówiąc coś jeszcze do swojego psa. Dysząc ciężko, chciałem po raz kolejny rzucić się na nich. Krew krążyła coraz szybciej. Zdałem sobie sprawę, że to bez sensu. Myśl-uspokoiłem się i uruchomiłem szare komórki.
<Echo? Kolej na ciebieXd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz