Echo skinęła na mnie lekko głową. Gest był bardzo wymowny, ale ucieczka nie wchodziła w rachubę. Zaprzeczyłbym tym czynem samemu sobie. W oczach tych świrów dostrzegłem groźny błysk. Krąg zacieśniał się powoli wokół wadery przytrzymującej w duszącym uścisku ich członka. Gorączkowo myślałem, jak ich powstrzymać. Mam!-postanowiłem wykorzystać swoją przewagę w postaci wzrostu i braku zainteresowania moją osobą. Przykucnąłem do ziemi i z całej siły wybiłem się w górę, wbijając duże pazurki głęboko w gardło najbliższego wilka. Przeciwnik wydał z siebie dziwny gulgot, charki, i zarzucił głową. Ledwo przytrzymałem się, i instynktownie zanurzyłem kły w odsłoniętej szyi wroga. Było to nie lada wysiłkiem. Wtedy basior przez chwilę zamarł w bezruchu, i nagle upadł, jak powalona wiatrem jabłonka, na ziemię. Pod nim rozprzestrzeniała się szybko ciemno-czerwona kałuża. Zszokowany patrzyłem na nieruchomą skorupę. Martwą. Nigdy nie sądziłem, że tak to będzie wyglądać. Życie, chodź piękne, jest tak kruche...-podszeptał mi ktoś w głowie. Niestety, wrogowie wykorzystali moją chwilę zamyślenia, i jeden z nich podkradł się cicho, i chwycił mnie za kark unosząc do góry.
- Ej! Puszczaj, ty d*bilu!-wrzasnąłem, szarpiąc się i wyrywając. Zabiję!-przysiągłem sobie w duchu. Tymczasem wilki całkowicie zasłoniły Echo. Miotałem się między bezsilnością i rozpaczą, rzucając przekleństwami na lewo i prawo. Ale płacz nie przychodził.
<Echo? Zastrzyk akcji>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz