Pytań miałam mnóstwo, ale w oczach wadery widziałam, że jej cierpliwość jest już na wyczerpaniu. Nie chciałam zajść za skórę nowo poznanej, więc podziękowałam serdecznie za wyczerpujące odpowiedzi i dodałam, że nic więcej wiedzieć nie muszę.
- Byłoby niezmiernie miło z twojej strony – zaczęłam również po chwili namysłu – gdybyś zaprowadziła mnie do Alfy. Poszłabym oczywiście sama, gdybym mogła, ale niestety nie znam drogi.
Dodałam szybko na wszelki wypadek. Claris kiwnęła spokojnie głową, po czym ruszyła w drogę. W duchu odetchnęłam z ulgą. Nie tylko ze względu na fakt, że wilczyca nie zniechęciła się moimi ciągłymi prośbami. Również dlatego, że z jakiegoś nieznanego mi powodu wreszcie poczułam się bezpieczna, co od blisko roku prawie nigdy mi się nie zdarzyło. Krótki postój na posiłek dodał mi wystarczająco sił, aby nadążyć za żwawym tempem narzuconym przez waderę. Szłyśmy w ciszy przerywanej od czasu do czasu dźwiękiem łamanej przez uciekającego w popłochu zająca gałązki, czy trzepotem zlatujących się do swoich gniazd ptaków. Brak wszelkiej konwersacji pomiędzy mną, a nowo poznaną towarzyszką był nieco krępujący. Parę razy chciałam ją rozpocząć, niestety żadne sensowne zdanie nie przychodziło mi do głowy. Miałam cichą nadzieję, że to samica znajdzie temat do rozmów…
<Claris? Sorki, że tak drętwo, zaraz powinnam się rozkręcić>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz