Otworzyłam powoli oko, a zaraz potem drugie. Było mi okropnie zimno. Zerknęłam w stronę wyjścia z jaskini i zobaczyłam oblodzone wejście. Zmarszczyłam nos i wstałam, przeciągając się. Nie czekając aż się w pełni obudzę, wyszłam pół przytomna z jaskini. Wszystko było pokryte cienką warstwą puchu, a w większości miejsc bez śniegu, był lód. Wystawiłam łapę przed siebie, a zaraz potem drugą, trzecią i byłam już cała na dworze. Mróz szczypał mnie w nos, a resztę ciała chroniło gęste futro. Moją matką była w końcu wilczyca polarna! Była... Potrząsnęłam głową, chcąc pozbyć się ponurych myśli.
I dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że moje łapy nie zapadają się w śnieg. Był całkowicie twardy, niczym kamień. Oh, jeszcze takiego mrozu nie widziałam. Postawiłam kolejne pewne kroki, aż zaczęłam iść przed siebie, kiedy potknęłam się i zaczęłam jechać przed siebie. Drzewa migotały mi przed oczami, bo jechałam z dużą szybkością. I pac! Wpadłam na zaspę tak mocno, że aż mnie łapy zaczęły poleć od uderzenia. Zatrzymałam się.
Moje oczy powędrowały raz na lewo, raz na prawo. Na około nie było drzew i to miejsce, wydawało mi się dziwnie znajome. Ale przez wszędzie leżący śnieg, nie wiedziałam co to za miejsce. Nagle coś z oddali krzyknęło:
-Hey! Co ty tam robisz, na środku jeziora?!
Lśniących wód? Całe zamarzło przez ten mróz. Zaśmiałam się głośno, nie dowierzając swojej głupocie. Zaczęłam kopać łapami w śniegu, aż zobaczyłam warstwę lodu, a pod nią wodę. Podniosłam głowę i zobaczyłam z oddali, jakiegoś zapewne członka stada.
-Dużo opowiadać! - Odkrzyknęłam i otrzepałam się ze śniegu, kierując się do nieznajomego. - Jestem Echo.
<Nieznajomy ktosiu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz