Zmierzyłem ogiera krytycznym wzrokiem. Powierzanie takiej misji żółtodziobowi, który nie posiadał jeszcze dość zaufania, mogło zaważyć na losach stada. Kto wie? Ale nie przychodził mi do głowy żaden lepszy pomysł.
- Pochwalam. Ale masz być ostrożny i nie atakować, dopóki nikomu nie będzie działa się krzywda. Zrozumiałeś?-Samael kiwnął energicznie, zrzucił łbem i rzucił się w pogoń za mutantami, po chwili zwalniając i znikając nam z oczu. Upewniłem się, że teren jest czysty i dałem znak, że wracamy.
- Jak to?!-zdziwiła się samica beta. Przewróciłem oczami i odparłem spokojnie:
- Nic tu po nas.
- Przecież musimy coś z nimi zrobić.
- Tam może być ich 5, 10 albo 50. Nie będziemy ryzykować-powiedziałem z naciskiem ostatnie zdanie. Czarna wadera niechętnie ruszyła za mną. Przez moment zrobiło mi się jej żal. Straciła całą swoją rodzinę i została Betą po swojej zmarłej siostrze. Musiało to być dla niej ciężkie, ale odpowiadałem za całe stado-ona również.
~W jaskini narad~
- W kamiennych strażnikach?! Ośmieliły się zbliżyć do tego stopnia?-Duncanowi zadrżała warga.
- Trzeba je wytępić!-dodał Archer. Wszyscy zebrani nie byli w najlepszych nastrojach. Prawdę mówiąc, ta wczorajsza niepełna butelka nie mogła nam aż tak zaszkodzić...
- Posłałem już zwiadowcę by sprawdził, dokąd zdążają dwa z nich, nie wywołujmy paniki. Jeśli osiedliły się w tej pieczarze, wystarczy wykurzyć je i dobić...
- To one dobiją nas-przerwał mi Duncan. Ten basior zaczynał działać mi na nerwy.
- Mógłbyś wykrzesać odrobinę optymizmu?-zasugerowałem mu kąśliwie. Oczy wilka ciskały iskry gniewu. Widać było, że jest na granicy wytrzymałości.
- Jak mówiłem, wypędzimy je i po sprawie. Najlepiej jutro po naradzie.
- Do tego czasu wpełzną tu-znów odezwał się emerytowany samiec Beta. Teraz nie wytrzymałem. Wstałem nagle, a to samo uczynił Duncan. Podszedłem do niego tak blisko, że nasze nosy stykały się. Pokazałem mu wyraźnie zaostrzone pazury, na co on tylko zaśmiał się. Dałem mu mocno z liścia, a ona odpłacił się lewym sierpowym. Warknąłem, wbijając pazury w jego bark i zaczęła się walka. No i z narady zrobiła się bijatyka. Wokół nas wirowały różne postacie: Archer raz po raz dokładał nam ciosy, Ice chyba traciła głowę, a moja matka krzyczała:
- Przestańcie! Przestańcie!
Wtedy w progu pojawił się Samael. Wybałuszył na nas oczy i jakby ktoś wcisnął pauzę. Zszedłem z podrapanego i krwawiącego w kilku miejscach basiora. Ot, taka przyjacielska bijatyka...-przekazałem spojrzeniem ogierowi. Musiałem pokazać, kto tu rządzi-usprawiedliwiłem się w myślach.
- Mów, słuchamy.
<Samael? My tu nic nie robimy, tylko herbatkę popijamyXD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz