Przewróciłem się na bok i zastrzygłem niespokojnie uchem. Coś nie dawało mi spać. Może to nowe otoczenie? Nie, nie. Rzeczywiście dobiegał mnie cichy tupot łap. Czyli ktoś postanowił się wymknąć-pomyślałem. Wstałem i podążyłem za odgłosami. Wyszedłem z jaskiń, ale wciąż nie mogłem dostrzec napastnika. Po zmroku widziałem gorzej niż inni członkowie, więc uruchomiłem inne zmysły. Naprowadzał mnie każdy najmniejszy szmer, wytężałem wzrok aż do bólu, trzymając nos przy ziemi. W pewnych momentach gubiłem ślad, ale podążałem wytrwale. Poznałem, że zbliżam się do okolicy kopalni. Przykucnąłem między krzakami i wtedy ujrzałem, kim był obcy. Tej sylwetki nie dało się pomylić; Kira. Wlazł do dziury i zniknął. Rozszarpałbym go na strzępy przy pierwszej okazji, gdyby nie miał alibi w postaci rodziny i wieku. Chrzanić na stado, ale jego łapa więcej tu nie postanie-był ktoś, kto mógł to zrobić. Szkoda tylko, że dodatkowo był wyniosłym imbecylem.
~W jaskini Alf~
Pochyliłem się nad szarym basiorem i szarpnąłem go za ucho.
- Ej!-poderwał się nagle i rzucił na mnie, zanim zdążyłem usunąć mu się z drogi. Mimo to, byłem znacznie silniejszy i zepchnąłem go jednym ruchem.
- Przestraszyłeś się?-spytałem, odsłaniając w uśmiechu kły.
- Nie masz nic lepszego do roboty?-spytał mój brat rozdrażniony.
- Och, oczywiście. Chętnie napiłbym się szczenięcej krwi-zaśmiałem się. Szkoda, że nie widzi swojej twarzy-przyszło mi do głowy. Heav westchnął jak męczennik i odparł:
- Dobra, idziemy-niedługo potem biegłem na czele kolumny złożonej z samca Alfa i rodziców tego bachora. Zeszliśmy do podziemi kopalni. Zeschnięta krew-z rozkoszą wciągnąłem jej zapach.
- Hej, czekaj!-nie docierały już do mnie krzyki reszty. Pobiegłem za wonią zwycięstwa, upojenia, i po kilkunastu minutach znalazłem się naprzeciw wąskiego korytarzyka. Zacząłem zaciekle drapać jego ściany, tym samym powoli powodując osuwanie się kamiennych odłamków na dno tunelu. Krwi!-wrzeszczał wciąż głos. Gdy znalazłem się w szerszej części, bez wahania podbiegłem do małego, skulonego w kącie kształtu. Kira odwrócił głowę i wlepił we mnie zaskoczone spojrzenie.
- Synku!-usłyszałem jakby z oddali głos matki szczeniaka. Wadera wpadła do pieczary, a młody zerwał się z posłania i wymknął się spod moich szczęk. Wydawało się, że chce uciec od rodziców.
- Kira. wracamy.-powiedział łagodnie Reyn i podszedł do niego, ale on wrzasnął:
- Nie będziesz mi mówił, co mam robić!-w tym momencie poczułem, jakby coś we mnie pękło. Myślałem to samo.
- Kira, posłuchaj. Nie możesz podejmować decyzji sam za siebie. Dopóki nie dorośniesz, to rodzice są za ciebie odpowiedzialni.-powiedział uczonym tonem Heaven. To zdławiło wszystkie moje wcześniejsze uczucia.
<Kira? Mierzysz się z władzą?XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz