piątek, 2 grudnia 2016

Od Hiro

Nie wiedziałam dlaczego, ale w tamtym momencie moje łapy naprzemiennie znikające w białym puchu i ukazujące się ponownie moim oczom były niesamowicie pasjonujące. Od dłuższego czasu szłam ze spuszczoną głowa obserwując to ciekawe zjawisko. Nie pamiętałam kiedy ostatnio cel mojej włóczęgi był dyktowany umysłem, a nie kończynami pracującymi nieustannie i bez sensu. W pewnym momencie resztki racjonalnego myślenia podpowiedziały mi, że schodzę w dół zbocza, oraz że wraz ze wzrostem liczby przebytych przeze mnie metrów, maleje siła jakiej muszę użyć do unoszenia łap nad śniegiem, aby móc się przemieszczać. Po pewnym czasie otaczające mnie dotychczas gęsto drzewa rozrzedziły się, zaś śnieg powoli zanikał ustępując miejsca na początku żółtej, a chwilę później zielonej trawie. Gdy ani drzew, ani śniegu nie byłam już w stanie dostrzec (kącikami oczu, gdyż łapy nieustannie były obiektem moich zainteresowań) te same resztki racjonalności rozkazały mi podnieść ciężki łeb i rozejrzeć się wokół. Posłusznie wykonałam polecenie. Moim oczom ukazała się niepojętych rozmiarów dolina, która zapewne wygladała pięknie w promieniach zachodzącego słońca. Niestety będąc w takim stanie, w jakim się znajdowałam nie umiałam docenić walorów estetycznych krajobrazu. Nagle moje zmęczone brakiem odpoczynku oczy cudem dostrzegły oddalony o przynajmniej 200 metrów obiekt. Był on o tyle ciekawy, że się poruszał. Nie wiedziałam co (napewno nie były to resztki racjonalnego myślenia) podpowiedziało mi, że to ranna kozica, którą dałabym radę z łatwością powalić. Czując już w pysku smak krwi kopytnego roślinożercy poczęłam skradać się w kierunku potencjalnej ofiary. Gdy jednak dotarłam na tyle blisko, aby zidentyfikować zwierze, okazało się, że nie było ani ranne, ani co gorsza nie było kozicą. Niewidzialny koń o imieniu Rozpacz kopnął mnie perfidnie prosto w klatkę piersiową. Znokautowana upadłam na wznak na brzuch, który odezwał się pełnym oburzenia, głośnym burknięciem. Nie wiedziałam czy wilk (owa domniemana przeze mnie wcześniej kozica) usłyszał właśnie zbuntowany żołądek, czy cichy jęk, jaki wydałam przy upadaniu, w każdym razie zauważył mnie. Niepewny ruszył w moim kierunku. Niestety moje ważące, już od jakiegoś czasu, tonę powieki opadły cieżko zasłaniając mi obraz i odbierając możliwość śledzenia biegu wydarzeń.
<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz