Ból sprawił, że na chwilę zapomniałem, co się wokół dzieje. Gdy doszedłem do siebie, jedyne, co ujrzałem, to stojącego nade mną, rozwścieczonego Blood'a. Normalny wilk (tym bardziej szczeniak) już dawno tak by się przestraszył, że:
1. Zszedłby na zawał.
2. Zaczął błagać o litość.
3. Zamilkł, modląc się w duchu o cud.
Normalny wilk, nie ja. No, w końcu coś się dzieje. Zabawimy się- pomyślałem. Muszę przyznać, że mnie samego też już zaczęło denerwować moje szczeniackie zachowanie. Teraz w końcu pokażę, na co mnie stać!- dodałem w myślach. Wiedziałem jednak, że nie będzie to łatwe. Blood miał przewagę pod każdym względem, jednak, jak powiedział kiedyś mój ojciec: "Prawdziwie silny jesteś wtedy, gd potrafisz swoje słabości zmienić w siłę". Nie czułem strachu. Niczego nie żałowałem. Nie wiedzieć czemu, cieszyłem się. Mogę zginąć, wkurzyłem niezrównoważonego psychicznie basiora i jestem z tego zadowolony? W dodatku gadam w myślach sam do siebie. Sam chyba też straciłem piątą klepkę. Może szaleństwo jest zaraźliwe? Chociaż, tak naprawdę, to od samego początku chciałem do czegoś takiego doprowadzić- podczas gdy tak rozmyślałem, Blood zaczął się uspokajać. Chyba zaczęło do niego docierać, co właśnie zrobił. Wyraz jego pyska z wściekłego zaczął zmieniać się na zmieszany. Moje rany zaczynały coraz bardziej mi dokuczać, ale mogłem pozwolić, by jakieś tam drobne zadrapania pozbawiły mnie tak dobrej zabawy. Mimo, że bolało bardzo mocno, zmusiłem się, aby to zignorować. Szybko oceniłem sytuację, swoje szanse i zdecydowałem, co powinienem zrobić. Blood był już nieco spokojniejszy, ale nadal się nade mną pochylał. Wykorzystałem to. Szybko, zanim wilk zdążył zareagować, podniosłem się i skoczyłem na niego. Jedną łapą drapnąłem go w okolicach oka. Jednocześnie drugą łapą i zębami zraniłem go w szyję. Dość lekko, bo moje kły nie były jeszcze zbyt ostre. Jednak dużo ostrzejsze, niż kilkutygodniowego szczeniaka, którym byłem w czasie naszej pierwszej walki. Zawył z bólu i zaskoczenia. Ja natomiast, korzystając z elementu zaskoczenia, odbiegłem jak najdalej. Skierowałem się w stronę usypanej z gruzu górki i zacząłem szybko po niej wspinać. Po chwili słyszałem już za sobą Blood'a.
- Teraz to już cię zabiję, szczylu mały!- zawołał wściekle. Wykorzystałem to, że jestem mniejszy i lżejszy, dzięki czemu łatwiej mi było wspinać się po niestabilnym gruncie. Blood jednak był już niebezpiecznie blisko, zepchnąłem więc kilka kamienie, które wywołały mini-lawinę. Basior skupił się na utrzymaniu równowagi. Ja w tym czasie wspiąłem się na górę. Okazało się, że po drugiej stronie jest inne pomieszczenie, więc zacząłem schodzić w dół. Gdy już tam dotarłem, rozglądałem się za kolejnym wyjściem. Nic jednak nie było! Nagle usłyszałem za sobą warczenie. Odwróciłem się i ujrzałem stojącego na szczycie górki Blood'a. Uśmiechał się z zadowoleniem.
- Teraz już mi nie uciekniesz- powiedział i zaczął powoli schodzić w dół. Rozejrzałem się raz jeszcze. Ściany były wysokie i gładkie, więc o wspinaczce nie było mowy. Wtem ujrzałem w oddali moje wybawienie. Wejście do małego, wąskiego korytarzyka. Był wręcz idealny! Blood nie mógłby się tam zmieścić. Zacząłem biec w tamtą stronę.
- Dokąd tak pędzisz, przecież i tak już mi nie uciekniesz- wilk zaśmiał się, ale przestał w chwili, gdy zauważył mój cel.
- Nawet o tym nie myśl!- krzyknął i ruszył za mną. Złość dodała mu skrzydeł i po paru chwilach czułem już jego oddech na swoich plecach. Wtem moje ciało przeszył ból, który od ogona rozbiegł się po całym ciele. Chwile potem leżałem już na podłodze. Obejrzałem się do tyłu. Za mną stał Blood i trzymał łapę na moim ogonie. Musiał mnie nieźle ciachnąć, sądząc po czerwonej plamie, która rozlała się wokół. Niewiele myśląc, z całą moją siłą wgryzłem się w jego łapę. Poskutkowało. Na chwilę mnie puścił, a ja znów rzuciłem się do przodu. Wilk jednak nie dał za wygraną. Znów zamachnął się łapą i trafił mnie w poraniony bok. Odrzuciło mnie to na bok. Nie wiem, jakim cudem udało mi się wstać i dobiec do tunelu. Wpadłem do niego w ostatniej chwili. Blood próbował też tam wejść, ale mógł się tam zmieścić tylko w połowie. Odetchnąłem z ulgą i zacząłem kierować się do przodu. Zdawałem sobie sprawę w jak krytycznej i bezsensownej sytuacji się znalazłem. W dodatku na własne życzenie. Blood nie mógł znać całego tego miejsca na pamięć, to było niemożliwe. Wiedział o nim jednak więcej niż ja. W dodatku nie miałem zielonego pojęcia, gdzie jestem i którędy do wyjścia. Jednak nadal nie żałowałem swojego zachowania. Wręcz przeciwnie, zaczynało mi się to coraz bardziej podobać. Zabawa dopiero się zaczyna- pomyślałem. Tymczasem jednak skupiłem się na tunelu. Wydawał mi się podejrzany. Był o wiele mniejszy od pozostałych. Nie mógłby się tu zmieścić żaden człowiek (chyba, że na kolanach, ale i tak byłoby ciężko) ani wózek. W dodatku wyglądał na dużo świeższy, niż pozostałe. Właściwie, to był całkiem nowy. Naprawdę podejrzane- pomyślałem. Zaraz jednak po tym przestałem zaprzątać sobie głowę tunelem, bo odezwały się rany, jakich doznałem. Starałem się iść mimo bólu, jednak nie było to łatwe. Wiedziałem, że nie mogę pozwolić sobie choćby na sekundkę postoju. Postanowiłem więc, że będę, jak najszybciej się da, posuwał do przodu. Jednak i tak szedłem tak wolno, że właściwie cały czas stałem w miejscu.
<Blood? Kira to chyba samobójca>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz