niedziela, 27 listopada 2016

Od Blood'a CD Kira

Błyskawicznie przeanalizowałem swój plan działania. Udając, że szczeniak wytrącił mnie z równowagi puściłem się skalnej półki, ale w locie zmieniłem trajektorię i pazurami uczepiłem się w niższej, ale dogodniejszej pozycji. Wyraz dziecięcego triumfu i radości zniknął z pyska młodego samca. Odsłoniłem kły w mściwym wyrazie i jednym zdecydowanym skokiem znalazłem się na górze odcinając młodemu drogę ucieczki. Nie na darmo trenowałem wspinanie się. Desperackim ruchem przeciwnik spróbował obronić się, rozcinając pazurami moje ucho. Postawiłem łapę tuż przed szczeniakiem. Przebrała się miarka-pomyślałem i w jednej chwili powaliłem wroga na nowo. Jego głowa i łapy zwisały już nad przepaścią. Nie było dla niego żadnej drogi ucieczki. Upadek z tej wysokości dla tak małego szczeniaka oznaczała przynajmniej ciężki kalectwo, jeżeli nie śmierć.
- Chcesz zginąć?-spytałem uśmiechając się pod nosem. W oczach szczeniaka pojawiła się determinacja i gniew, ale także gdzieś w kącie łzy. Nie miałem pojęcia, dlaczego się do tego posunąłem, ale gwałtownie przyciągnąłem go do siebie i uderzyłem mocno w głowę. Wzrok małego stał się mętny, łapy opadły w bezładzie na ziemię. Dysząc wpatrywałem się w pokonanego przeciwnika. Wciąż nie miałem dość, gdy nagle opadły mnie bezsilność i strach. Co ja mu zrobiłem?-spytałem się cicho w myślach. Bałem się podejść. Do trupa?-coś szepnęło mi z tyłu głowy. Przygryzłem wargę. Daj spokój. Szkodzi ci to?-warknął głos. Prychnąłem i odwróciłem się od charczącego szczenięcia. Sam tego chciał-pomyślałem twardo. W tym momencie do głowy przyszedł mi szatański pomysł. Pobiegłem szybko przedzierając się przez las i wparowałem do jaskini Reyna i Kali. Wybałuszając oczy dla lepszego efektu, mówiłem urywkami:
- Szczeniak...Skała...On...Nie...-nie musiałem kończyć, bo para zerwała się na równe nogi biegnąc we wskazanym kierunku. Gdy już znaleźli swą pociechę otrzymałem od nich szczere podziękowania i pyszną rybę w nagrodę. No i proszę, jeszcze na tym zyskałem-pomyślałem pałaszując karpia. Przy okazji dowiedziałem się jak ma na imię ten bezczelny cham, Kira. Po zapadnięciu zmierzchu ułożyłem się do snu w kącie rodzinnej jaskini.
~Nazajutrz~
Wstałem dzisiaj prawą nogą. Po śniadaniu wyszedłem z jaskini i zaczerpnąłem świeżego powietrza. Wtem tuż obok jak spod ziemi wyrósł Kira. Miał obandażowaną głowę i miejsca w których zadałem mu rany. Nie wyglądał na szczęśliwego. Na zewnątrz wyglądałem jak kamienny posąg, ale w środku raczyłem moją duszę słodką porcją zemsty.
<Kira? Tylko nie mordujXD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz