- E-Embry?-spytałam nieśmiało cienia podążającego gdzieś w dali obok mnie. Po chwili dotarło do mnie, że go tu nie ma. Ten rodzaj samotności nie był przyjemny. Nie miałam wyboru, więc kontynuowałam męczarnię. Zarośla zaczęły się przerzedzać i w ciemnościach dostrzegałam zarysy brunatnych łodyg paproci. W oddali coś szemrzało. To miejsce wygląda na znajome...Jakbym dawno tu nie była-postąpiłam jeszcze kilka kroków i pod moją łapą chlusnęła woda. W podświadomości przewinęło się to ukryte poczucie bezradności, rozpacz, obraz strużki krwi. Sięgała coraz dalej, a ja nie mogłam przed tym uciec. Ten ułamek sekundy rozdrapał ranę przeszłości i sprawił, że w oku zakręciła mi się łza. Jednak odepchnęłam ją od siebie szybko. Tego już nie ma. Nie mogę dać się stłamsić-w tej chwili obok mnie przewinął się nagle jakiś cień i przede mną, nad przeciwległym brzegiem strumyka jak spod ziemi wyrósł Kornor. Mimo mroku widziałam wyraźnie jego nabiegłe krwią oczy i miotający wściekle ogon.
- Aaaaaaaaaaaaaa!-mój krzyk poniósł się echem po dolinie. Zanim zdążyłam się poruszyć, wydarzenia toczyły się błyskawicznie, jakby chcąc się prześcignąć. Biała smuga pojawiła się tuż obok mnie i skoczyła z impetem na mutanta który wydał rozdzierający ryk. Odetchnęłam z ulgą i ruszyłam pomóc Embryemu. Szybkim ruchem złapałam za nogę gada i przegryzłam się niemal do kości, uskakując przed atakiem z jego strony. Basior walczył uporczywie trzymając się grzbietu jak na rodeo, a ja z całych sił nacierałam na kończyny i ogon. Po kilkunastu minutach Kornor ledwo mógł się trzymać na poobgryzanych nogach, a ogon wyglądał jak krwawa szmata. Ledwie mutant uniósł łeb odsłaniając podgardle, wbiłam kły w jego pierś i istota zamarła, osuwając się na ziemię. Embry zszedł z przeciwnika dysząc ciężko.
- Parszywy kundel-skomentował krótko. Uśmiechnęłam się i rzuciłam mu się na szyję, przytulając go. Kątem oka dojrzałam i jego zadowolenie.
THE END
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz