wtorek, 15 listopada 2016

Od Mikaeli - "Biały i Czarny potwór"(Haloweenowy event)

Ranek - zwykły, nudny, zimny ranek. Ale dlaczego wszyscy są tak podekscytowani? Co w tym poranku jest takiego niezwykłego? Trochę może się opanujcie? Teraz nadszedł czas na śniadanie, które niemal zawsze jadłam sama, gdzieś pod drzewem. No ale że dziś jest tak wyjątkowo to zmieniłam plany i zjadłam w gronie bliskich. Gdy wszyscy pałaszowali swój posiłek, ja zastanawiałam się co dziś może być za święto, wydarzenie, uroczystość - jak zwał, tak zwał. Na tą myśl odpowiedź dał mi Heawen, pytając się o plany na Haloween. A co to niby za różnica, że Haloween jest dziś? Równie dobrze mógłby być za tydzień, czy miesiąc. Co w tym takiego nadzwyczajnego? Zwykłe, ludzkie święto z dalekich stron.
Po śniadaniu wyszłam jak co dzień na trening. Na tym starym boisku przy City End, gdzie żyli ludzie. Było niemal całkiem jedną wielką ruiną, ale nadal był do czegoś przydatny. Otaczał go płot z drutem kolczastym, ale jako że był stary, miał mnóstwo dziur i nie sztuką było się dostać do środka. Tam zaczęłam się wdrapywać na pionowo postawioną drabinkę, by później skoczyć na szczebel poziomej i tak do końca aż się skończyły. Była tam jeszcze równoważnia, coś typu huśtawki i jakieś splątane ze sobą sznurki.
Właśnie miałam wchodzić na tą "niby huśtawkę", gdy coś lub ktoś złamało gałązkę. Spodziewałam się mutanta, więc przybrałam bojową pozycję. Zza krzaków wyszedł jednak biały wilk o wieku na oko 2 lat, samiec. Wzrok miał wbity w ziemię, więc trudno było mi stwierdzić, czy go znam. Ten gwałtownie uniósł pysk. Był cały poharatany, z pyska kapała mu krew. Zaczęłam uciekać. Nie wiedziałam, czy biegł za mną, jednak po chwili skoczył na mnie z prawej strony. Był to jednak drugi wilk, który tylko kolor miał inny. Ugryzłam napastnika w łapę i wymknęłam się spod jego łap. Ruszyłam galopem. Tym razem widziałam już za sobą czarną i białą plamę. Starałam się ich zgubić, ale na próżno. Do głowy wpadł mi jednak pomysł. Skierowałam się do Nieruchomych Strażników, jednak zwolniłam biegu, jakieś 30 metrów od urwiska ujrzałam już pełne sylwetki wilków. Jeszcze bardziej zwolniłam, a po chwili odskoczyłam w bok. Obydwa "potwory" nie mogły się zatrzymać i spadły w dół. A ja, zadowolona wróciłam do domu.
                            THE END

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz