Spojrzałam na basiora, czując ból w łapie, jednak nie zwracałam na to uwagi. Spojrzałam Britainowi prosto w oczy, przez chwilę myśląc o tym wszystkim co przed chwilą się wydarzyło. On mnie uratował... Pierwszy raz poczułam taką prawdziwą wdzięczność do jakiegoś wilka.
-Nie, nic. - Skłamałam zakrywając zdrową łapą, bolącą i zadrapaną kończynę. Czułam się speszona i zakłopotana tym wszystkim, co pewnie zauważył wilk, więc odsunął się, tak żebym mogła wstać, ale kiedy podparłam się o zadrapaną łapę, pisnęłam z bólu.
-A ja jednak widzę, że coś się stało.
Usłyszałam nagle głos i odwróciłam się, widząc swoją mamę, która z nie ukrywaną troską patrzyła mi prosto w oczy. Westchnęłam i uśmiechnęłam się do białej wadery.
-Jak chcesz mogę iść z tobą. - Zaoferował Britain, jakby sam dziwiąc się, że to powiedział. Kiwnęłam głową, doskonale wiedząc, że strateg tak naprawdę powiedział to z przymusu, ale nie umiałam odmawiać. Uśmiechnęłam się tylko i powoli zaczęłam kuśtykać, kierując się do jaskini medyka. Minęło dużo czasu, bo tak naprawdę na trzech nogach to za szybko się nie idzie. Po około kwadrze lub więcej, zawołałam swoją siostrę, stojąc już w jaskini.
-Asami, jeleń mnie trochę pokaleczył, chciałabym, żebyś z tym coś zrobiła. - Powiedziałam uśmiechając się, bo znowu przyszedł do mnie dobry humor.
-Jesteście identyczne!
Zerknęłam na basiora, który patrzył raz na mnie raz na moją siostrę.
-Z wyglądu tak, z charakteru nie za bardzo. Hm... Chyba tylko trochę ziół wystarczy. - Odparła spokojnie czarna wilczyca.
<Britain? Nie miałam pomysłu D:>
Świetnie, 4 cuksy dla ciebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz