Słyszałem co się stało. Blood ostro dołożył Heavenowi. Typowy braciszek-buntownik. Tylko spróbuj coś o nim powiedzieć, a on jeśli nawet nie wie co się powiedziało to mocno porzałujesz.
~Następnego dnia~
Jak codziennie rano widziałem braci i siostrę przy obiedzie. Gdy skończyliśmy, to mama i tata gdzieś poszli. Nic dziwnego, że mają tyle na głowie... Są odpowiedzialni za całe Stado. To Alfy... Blood zbliżył się do mnie i szepną, jakby się czegoś obawiał.
-Nie mów nic rodzicom o tej sprzeczce. Tata mi zaufał dajac mi sztylet, nie chcę go rozczarować.
Kiwnąłem porozumiewawczo głową. Teraz chciałem się czegoś dowiedzieć... Wyslizgnąłem się z jaskini i spokojnie pomaszerowałem do City End. Ale po co Ty tam idziesz?! Chcesz się zabić?! Szepty w głowie olewałem. U progu żelaznej bramy zatrzymałem się. Tam wspiąłem się na niewielkie drzewo (geny ojca XD) i czekałem. Po godzinie usłyszałem dźwięk łamiącej cię gałęzi. Spojrzałem w dół i zobaczyłem niewielką zakapturzoną postać. Miała na oko półtorej metra i chodziła na dwóch tylnych kończynach. O tej porze roku gołym okiem można było zobaczyć, że oddycha. Przyglądałem się jej z zainteresowaniem, gdy spod jednej łapy kawałek gałęzi ułamał się i spadł z głośnym chrupotem na ziemię. Wtedy ta dziwna istota zwróciła wzrok na gałąź, która wydała dźwięk, cofnęła się i po chwili jej dębowe oczy mnie dostrzegły. Wtedy zobaczyłem jej kremową twarz. Zrozumiałem, że to ludzkie dzieco. Mruknąłem przyjaźnie pokazując dziewczynce, że jej nie skrzywdzę, jednak ona uciekła. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego się mnie bała. Jednak wtedy byłem już w drodze do domu. Z tego co zauważyłem, to nikt się nie spostrzegł, że mnie nie było. I niech ta przygoda zostanie tajemnicą.
KONIEC
~Następnego dnia~
Jak codziennie rano widziałem braci i siostrę przy obiedzie. Gdy skończyliśmy, to mama i tata gdzieś poszli. Nic dziwnego, że mają tyle na głowie... Są odpowiedzialni za całe Stado. To Alfy... Blood zbliżył się do mnie i szepną, jakby się czegoś obawiał.
-Nie mów nic rodzicom o tej sprzeczce. Tata mi zaufał dajac mi sztylet, nie chcę go rozczarować.
Kiwnąłem porozumiewawczo głową. Teraz chciałem się czegoś dowiedzieć... Wyslizgnąłem się z jaskini i spokojnie pomaszerowałem do City End. Ale po co Ty tam idziesz?! Chcesz się zabić?! Szepty w głowie olewałem. U progu żelaznej bramy zatrzymałem się. Tam wspiąłem się na niewielkie drzewo (geny ojca XD) i czekałem. Po godzinie usłyszałem dźwięk łamiącej cię gałęzi. Spojrzałem w dół i zobaczyłem niewielką zakapturzoną postać. Miała na oko półtorej metra i chodziła na dwóch tylnych kończynach. O tej porze roku gołym okiem można było zobaczyć, że oddycha. Przyglądałem się jej z zainteresowaniem, gdy spod jednej łapy kawałek gałęzi ułamał się i spadł z głośnym chrupotem na ziemię. Wtedy ta dziwna istota zwróciła wzrok na gałąź, która wydała dźwięk, cofnęła się i po chwili jej dębowe oczy mnie dostrzegły. Wtedy zobaczyłem jej kremową twarz. Zrozumiałem, że to ludzkie dzieco. Mruknąłem przyjaźnie pokazując dziewczynce, że jej nie skrzywdzę, jednak ona uciekła. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego się mnie bała. Jednak wtedy byłem już w drodze do domu. Z tego co zauważyłem, to nikt się nie spostrzegł, że mnie nie było. I niech ta przygoda zostanie tajemnicą.
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz