Halloween. W końcu nadeszło to długo wyczekiwane przez wielu święto. I co mam więcej powiedzieć? Gdy tylko się obudziłam, poszłam na śniadanie. Następnie dostałam do wykonania zadanie od alfy. Razem z Echo i Asami miałam zając się dekoracją lasów i wnętrz. Miałyśmy wiele wspaniałych pomysłów i dobrze się dogadywałyśmy, więc wszystko poszło nam dość szybko. Zajęłam się pomaganiem innym. Jednak w końcu nie miałam już komu pomagać, bo wszyscy kończyli swoją pracę, a do wieczora było jeszcze trochę czasu. Postanowiłam więc się przejść. Dokąd? Dokąd nogi poniosą, byle przed siebie! Szłam pewnym krokiem, wiatr-fryzjer czesał moją sierść. Z czasem las zaczął się przerzedzać. Gdzieś ponad koronami drzew ujrzałam jakąś wieżę. Wtedy też przeszedł mnie dreszcz pod wpływem mocnego, lodowatego podmuchu powietrza, który pchnął mnie w stronę, z której przyszłam, czyli w przeciwną do wieży. Tak jakby wiatr chciał mi powiedzieć coś w stylu:
Lepiej zrobisz, jeśli wrócisz, skąd przyszłaś. Nie powiem, miałam wtedy niezłego cykora i nawet chciałam zawrócić, ale ostatecznie ciekawość przezwyciężyła strach. Ruszyłam w stronę wieży. Gdy szłam, krajobraz zmieniał się z każdym krokiem. W końcu zrozumiałam, gdzie jestem. Cmentarz Upadłych. Miejsce, gdzie podobno straszy. Nigdy tu nie byłam, jako szczeniak nawet nie mogłam o tym pomarzyć, a odkąd dorosłam, jakoś nie było okazji. Przynajmniej zdawało mi się, że to jest właśnie to miejsce, bo jego wygląd znałam tylko z opowiadań rodziców i innych starszych.
Teraz jest okazja, żeby sprawdzić, ile prawdy jest w tych plotkach- powiedziałam sama do siebie. Nie myliłam się. Ledwo wyszłam zza ogromnej skały, a ujrzałam wyłamaną bramę.
Chyba sami zapraszają mnie do środka- pomyślałam. Weszłam na cmentarz. Widok był rzeczywiście przerażający. Nic dziwnego, że o tym miejscu krąży tyle legend. Właściwie to nie wiem, czemu wtedy nie zawróciłam. Chociaż nie, wiem. Moja zguba, ciekawość, pchała mnie wciąż na przód. Spacerowałam między nagrobkami, cały czas uważnie wszystko obserwując i nasłuchując. Z tym drugim nie było najmniejszego problemu; jak to na upiornym cmentarzu bywa, panowała grobowa cisza. Nagle usłyszałam ogromny huk. Tak jakby ktoś rozbił coś ciężkiego na wiele mniejszych kawałków. Omal nie dostałam zawału. Zaczęłam się skradać między nagrobkami w stronę, z której dobiegł mnie hałas. Na szczęście mgła, która do tej pory doskonale ograniczała widoczność, prawie w całości zniknęła i z łatwością dostrzegłam jakąś ogromną sylwetkę jakiegoś mutanta. Do tej pory nie spotkałam ani jednego, ale ten wyglądem nie pasował do żadnego ze znanych mi opisów. Miał grubo ponad metr wysokości. Wyglądał po prostu strasznie. Jego łapy to były same kości, dosłownie. Musiał mieć naprawdę duże kły, gdyż wystawały one z jego pyska. Grzebał przednimi łapami w kawałkach kamiennego nagrobka.
Więc to on mnie tak nastraszył? Lepiej dam mu spokój. Nie wygląda na kogoś, kto chciałby się zaprzyjaźnić- pomyślałam i zaczęłam się powoli wycofywać, cały czas bacznie obserwując mutanta. Byłam cicho jak mysz pod miotłą, nie wydałam żadnego dźwięku, ale mimo to stwór po chwili nagle rzucił się biegiem w moją stronę. Widać było, iż nie ma względem mnie miłych zamiarów. Zdziwił mnie jednak fakt, że potwór nawet na mnie nie spojrzał, a wiedział, gdzie jestem. Skąd? Wiedziałam, że mutant mogą mieć doskonale wyostrzone zmysły, ale że aż tak. Przecież nie mógł mnie ani usłyszeć, ani zobaczyć, ani nawet wyczuć, bo wiatr wiał w moją stronę. Jednak rozmyślania na ten temat musiałam odłożyć na potem, gdyż obecnie skupiłam się na uratowaniu własnego, ciekawskiego tyłka. Skurczybyk okazał się jednak naprawdę szybki i po chwili mnie dogonił. Nie miałam innego wyjścia, jak zacząć się bronić i atakować. Odwróciłam się i z przerażeniem dostrzegłam, że mutant nie ma ani oczu, ani uszu, ani nosa. Jego pysk po otwarciu zajmował prawie całą twarz. Był tak chudy, że można powiedzieć, iż składał się z samych zębów, pazurów i kości. Nasza walka rozpoczęła się na dobre. Zaatakował mnie, a ja zrobiłam unik. Chwyciłam go za kark, ale moje zęby natrafiły na niezwykle twardy pancerz. Starałam się przede wszystkim unikać jego paszczy, bo dobrze wiedziałam, co oznacza ugryzienie przez mutanta. Też się nim stajesz. Jednak nie ominęła mnie seria ataków pazurami. W trakcie tego wszystkiego zdążyłam się przekonać, że stwór jest naprawdę silny i szybki, ale niezbyt zwinny i stabilny. Jego jedyną ochronę przed upadkami stanowił ogon, który w każdej sekundzie wyginany był na wszelkie sposoby, aby zapobiec przewróceniu się. Nagle stwór znów mnie zaatakował, mój kolejny unik i następna próba zapobiegnięcia upadkowi. Mutant, usiłując utrzymać równowagę, smagnął mnie ogonem po twarzy. Ja, niewiele myśląc, chwyciłam go z całej siły zębami. Był twardy, ale nie tak jak pancerz potwora. Stwór zawył z bólu i pociągnął mocno ogonem, chcąc zmusić mnie do puszczenia go. Jednak to nic nie dało, jedynie przeciągnął mnie kawałek po ziemi, ale nadal trzymałam się na nogach, mając w psyku jego ogon. To była moja jedyna szansa. Zaciskałam zęby coraz mocniej, a mutant coraz bardziej się wyrywał i w końcu...jest! Udało się! Potwór zawył z bólu, odwrócił się w moją stronę, a następnie na kawałek swojego ogona, który bezwładnie leżał na ziemi. Widziałam, że próbował jakoś ruszać tą częścią, która mu pozostała, ale wychodziło mu to dość marnie i sprawiało wiele bólu. Ja czym prędzej rzuciłam się do ucieczki. Biegłam, prawie nie oglądając się za siebie. Zrobiłam to tylko raz, ale, ku mojej radości, mutant był daleko w tyle. Bez swojego ogona już nie był taki szybki, gdyż wywalał się na każdym zakręcie, a nawet na drodze prostej. Przyspieszyłam jeszcze bardziej. Biegłam długo w stronę jaskiń. W końcu, gdy byłam już zbyt zmęczona, przerzuciłam się na trucht, ale pod koniec już ledwo szłam. Poczułam ulgę, gdy usłyszałam znajome głosy. Wyszłam z lasu i oczy wszystkich obecnych skierowały się na mnie. Po chwili z tłumu wybiegła moją przerażona matka, a zaraz za nią ojciec. Pytała, co się stało. Chciałam jej odpowiedzieć, ale chyba mi to nie wyszło, bo...ciemność. Tylko tyle pamiętam.
~~~~Następnego dnia~~~~
Ocknęłam się, ale nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Byłam cała w bandażach i wszystko mnie bolało. Obok mnie byli moi rodzice.
- O, już się ocknęłaś?- powiedziała mama.
-Co się wczoraj stało?- zapytał ojciec.
- Demon, daj spokój, ona teraz musi odpoczywać- odparła mama. Po chwili przyszła Asami i powiedziała mi, że jeszcze kilka dni będę musiała tu poleżeć. Dała mi jakieś lekarstwa, po których ból ustąpił i ogólnie lepiej się poczułam, więc opowiedziałam rodzicom, co się stało. Potem musieli pójść, żeby mi nie przeszkadzać, bo powinnam jak najwięcej wypoczywać. Na szczęście po kilku dniach już prawie w całości wyzdrowiałam i mogłam wrócić do własnej jaskini. Dostałam jedynie nakaz uważania na siebie i oszczędzania się.
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz