sobota, 5 listopada 2016

Od Layli - ,,Noc niepojęta" (Hallowenowy event)

Dookoła na pozór panowała całkowita, głucha, przyjemna ciemność zwiastująca dalszy ciąg smacznego snu. Skuliłam się w kłębek i starałam przytrzymać tę chwilę błogości jak najdłużej. Niestety, dane mi było unieść zmrużone oko i ujrzeć fioletowo-śniadą poświatę na krańcu nieba. Jakaś myśl zaczęła dobijać się do mnie jak małe ziarenko piasku chrzęszczące pod powieką, aż obie otwarły się na oścież i wydostała się na światło dzienne: Mmmmm...Złoty ranek Hallowen...Hallowen!-w moich oczach zagrały radosne iskierki i podeszłam do okna napawając się widokiem świtania. Fioletowo-śniada poświata rozlewała się po nieboskłonie, zmieniając się w mleczno-złoto-pomarańczową grę świateł. W dole majaczyły polany, mroczne lasy, srebrzące się strumyki. I nagle w czerwonej, krwistej sukni wyłoniło się słońce. Majestatycznie, powoli, dumnie osiadło na skraju nieba, pusząc się swą pomarańczowo-złotą szatą. Gdy się otrząsnęłam ze zdziwieniem ujrzałam, że dzieci zaczynają się budzić. Musiałam tu sterczeć co najmniej godzinę...-mruknęłam do siebie i poleciłam Heavenowi dobudzić resztę. Sama przemaszerowałam przez korytarz i wzięłam ze spiżarni nasze śniadanie: mięso łosia, dzika, zaczerpnęłam wody sporą, wyschniętą łupiną jakiegoś owocu, znalazłam nawet w kącie trzy jajka. Wróciłam i rozłożyłam jedzenie. Mój partner przywołał szczeniaki do porządku i usiedliśmy do wspólnego posiłku. Niby wszystko toczyło się zwyczajnym rytmem, ale tylko do śniadania. Po nim nasze dzieci wyskoczyły biegiem z jaskini turlając na boki dekoracje. Zaśmiałam się i skinęłam głową na Embryego który ruszył za mną. Korytarz był wspaniale wystrojony co zawdzięczałam obecnym Betom. Stado kończyło właśnie posiłek. Gdy wszyscy już usiedli spokojnie, wygłosiłam zależny przydział obowiązków:
- Claris, Kala, Ana, Alien-uprzątnięcie terenów, Asami, Echo, Delacroix-dekoracja wnętrz i lasów, Kaja i Arcee-dekoracja polany, Reyn i Britain-przygotowanie broni, Primrose, Senshi i Astelle-przygotowanie stroi, Mela, Demon i Minerwa-organizacja zabaw, Nina, Yuki, Raya-przygotowanie posiłku, Syriusz, Tailgate, Viky, Alvar-organizacja od strony technicznej. My będziemy nadzorować waszą pracę i pomagać. Czy wszystko jasne?-po usłyszeniu zachęconych pomruków i przytakiwań członkowie odmaszerowali.
- Co teraz, pani szefowo?-spytał Embry. Najpierw sprawdziliśmy dekoracje, następnie odhaczyliśmy stroje, organizację techniczną (radio troszkę rzępoliło), zabawy, broń, sprzątanie i na koniec posiłek. Wszyscy pracowali w pocie czoła, dlatego postanowiliśmy że możemy już pomóc. Dolączyłam do przygotowujących posiłek koleżanek, mój partner wybrał przygotowanie broni. Wadery skończyły już potrawy z ryb i mięs rogaczy, teraz pozostały przystawki i królewskie danie. Z radością zabrałam się do rozbijania jajek, odrywania ogonków jeżyn, malin i dziwnych hallowenowych owoców, polewania miodem. Wieczór zbliżał się dość szybko, ale ukończyłyśmy ostatnie dzieło: ,,stek" z delikatnego mięsa daniela zwieńczony sporymi rogami polany miodem i odrobiną soku z malin. I wreszcie nadeszła pora przyjęcia. Przebrałam się za ducha wkładając białe płótno znalezione w pobliżu City End i posypując się pewnym proszkiem z fosforyzujących liści. Nastraszyłam tym Embryego, Asami i sporo osób po drodze, chociaż przyznam że też dałam się kilka razy nabrać. Po przedarciu się przez mroczne chaszcze pełne nietoperzy wylatujących co raz widok zaparł nam dech. Wszędzie śmiech, zabawa, zapierające dech w piersiach dekoracje, potrawy. W nocy wszystko się zmienia-pomyślałam. Embry złapał mnie za łapę i pociągnął na środek. Wszystko zawirowało i zmyło się w szalonym tańcu. Taniec był uwolnieniem od przyziemnych spraw, za jego sprawą wzlatywałam pod niebo mego umysłu. W końcu zatrzymaliśmy się i przyłączyliśmy do zabawy. Łapanie jabłek zębami, przeciaganie, to wszystko wypełniło nam ledwie kilka godzin. Lepki, gęsty mrok poza ciepłą i bezpieczną polaną odpychał; a równocześnie mnie przyciągał. Szturchnęłam lekko Embryego mrugając porozumiewawczo w stronę mroku. Basior najpierw spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale pokręcił tylko głową i wskoczyliśmy w lepką ciemność. Początkowo nie widziałam kompletnie nic i trzymałam kurczowo łapy partnera, ale po chwili przyzwyczaiłam się do mroku. Rozglądając się zauważyłam że stoimy na wydeptanej ścieżce meandrującej wśród krzaków i pni ogromnych drzew. Nie przypominam jej sobie...-na chwilę ogarnął mnie strach, ale myśl utonęłam szybko w uczuciu podekscytowania. Ruszyliśmy obok siebie.
<CDN>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz