czwartek, 17 listopada 2016

Od Echo

Siedziałam nad siostrą, już dobre kilka godzin. Czarna wadera oddychała niezwykle szybko, tak jakby nagle miało zabraknąć jej tlenu. Ale przecież była jedynie chora, prawda? Tak. Na pewno, była jedynie chora i zaraz się obudzi, wracając do swoich obowiązków. Jednak nie rozumiałam jej ostatniego zdania. Mam zostać kim? Betą? O co jej chodzi, będzie tak słaba, że nie przyjmie tych obowiązków? Nagle jednak usłyszałam Embry'ego:
-Wyjdź na chwilkę, Echo.
Kiwnęłam głową, czując, że coś się święci. Wyparował ze mnie cały optymizm, a zamiast tego czułam zupełnie nowe obce uczucie, którego jakoś nie mogłam poznać. Nie wiedziałam do końca, czemu czuję, jakbym miała usiąść w kącie i wyżalać się nad sobą. Czyżby to smutek? Być może, jednak towarzyszyła przy tym, chęć... Zabicia. A może to chęć pomszczenia? Zemsty?
Usiadłam przed jaskinią, układając się w kłębek, aż nagle postawiłam uszy, słysząc szept. Był to Embry i zasmucony... Reyn? Przesunęłam się bliżej, wyostrzając zmysły i używając całego talentu, wpychania nosa w nie swoje sprawy bądź rozmowy.
-...Ona nie żyje. Albo jak żyje, to zostanie potworem.
- M-mutantem? - Spytał mój brat, jąkając się, chrapliwie.
- Tak, no a Sophie, też nie jest u niej najlepiej. Niestety, przykro mi.
- Co to b-były za mutanty? To była cała zgraja, zaatakowała w dzień, a nie jestem pewien czy to n-normalne.
- Może to jakiś nowy rodzaj, gatunek? Albo to przez to, że mamy Dzień Straszenia?
- To n-nie ważne, a-ale, j-jak to powiem Claris i El-El-Eli...?
 Dalej już nie słuchałam, pognałam tylko w cień lasu, padający przez drzewa i westchnęłam. Poczułam nagle coś mokrego lecącego po moim pyszczku, więc rozejrzałam się prawie nie przytomnie, spodziewając się deszczu, jednak niczego nie zobaczyłam. Więc ponownie się skuliłam, jednak poczułam kolejne kropelki spływające po moim pyszczku. Polizałam je. Były słone, bardzo słone. Nie miałam pojęcia co to jest. Łzy? Westchnęłam ponownie, kiedy usłyszałam szelest i trzaskanie gałęzi, a po chwili zobaczyłam jedno ze szczeniaków Alf.
-Czemu pani płacze? - Spytał, bo wyglądał mi na samca.
-Bo blisko mi osoba umarła. - Odparłam wycierając łapą łzę i patrząc ze słabym uśmiechem na szczeniaka. Nie chcia łam go okłamywać, nie chciałam, żeby nikt o tym nie wiedział. Prawda jest jak róża, piękna ale ostra. Od kiedy to ja snuję takie zdania? A, od dzisiaj, proszę państwa! Zmiebnię swoje życie, niech rodzina będzie ze mnie dumna.
<Jakiś basiorek z miotu Layli i Embry'ego? :3>

7 cuksów, widzę w tobie poprawę:3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz