Basior już miał rozszarpać moją partnerkę na strzępy, ale ja, wykorzystując chwilę jego braku zainteresowania moją osobą, skoczyłem mu z zębami do gardła. Smak jego ciepłej krwi zmieszał się z innymi już będącymi w moim pysku. Wilk zakończył swe życie. Ostatnie niedobitki z watahy widząc śmierć swego przywódcy czmychnęły z pola bitwy. Rozległy się triumfalne okrzyki członków naszego stada. Wygraliśmy. Ale spokojna i bezpieczna ziemia została splamiona krwią nie tylko wrogów. Trudno. Wyłączyłem strefę umysłu odpowiedzialną za martwienie się i razem z białą waderą (poprawka, czerwono-białą) pomagaliśmy zbierać rannych do jaskini medycznej. Najpierw ranni, potem truchła (żadne nie było członkiem stada), a dopiero potem cała reszta. Najbardziej oberwali Ana, Alvar i Minerwa, ale wszyscy potrzebowali opatrzenia. Dopiero gdy usiadłem na zimnej skale poczułem pulsujący ból w tylnej łapie. No cóż, adrenalina działa lepiej niż morfina. Na drugim końcu pomieszczenia zauważyłem Ice, której właśnie bandażowali kark. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Wygraliśmy. Życie jest jedną wielką walką o przetrwanie i ktoś w niej musi ginąć. Taki jest jego urok. Dziś zginęli oni.
O świcie wszyscy zebrali się w głównej sali. Wśród tłumu słychać było ożywione, radosne rozmowy o wygranej bitwie, lecz był też smutek. Nie wszyscy są stworzeni do zabijania. Znowu spojrzałem na białą waderę siedząca obok. Jako Alfy powinniśmy chyba teraz coś powiedzieć. U mnie zero pomysłów. Wtedy weszła Evelyn razem z gromadką maluchów. Tego było trzeba. Radosne pyszczki każdego uszczęśliwią. Layla i Astelle podbiegły do nas. Moja partnerka przywitała się z naszymi córkami i wstała.
-Jestem z was wszystkich dumna.- zaczęła zwracając się do wszystkich zebranych- Nasz dom jest już bezpieczny. Teraz możecie się rozejść i odpocząć.- po tym skierowała się do wyjścia, podążyłem za nią razem z dzieczynkami.
< Ice? Pod koniec brak weny, ale chyba nie jest aż tak źle? XD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz