czwartek, 11 sierpnia 2016

Od Ice CD Archer

Łzy płynęły po moim policzku, gdy biegłam przez las, przedzierając się przez zarośla. Za dużo krwi się już przelało i wsiąkło w ziemię! Za dużo ginie w imię śmierci! Nie chcę stracić wszystkiego, co zyskiwałam przez tyle lat! Nie mogę go stracić, wszystkich!-upadłam na miękki mech i zaczęłam łkać w górę, do Boga. Nie mogę ZNÓW stracić rodziny!-Jeszcze chwilę leżałam we łzach, aż oczy zaczęły mi się przymykać i sen dosięgnął mnie.
~Po przebudzeniu~
Wieczór, zachód. Wszystko było takie samo. Szum drzew, świergot ptaków, miękki mech pode mną. Jakby nic się nie stało, świat tętnił własnym życiem. Jeszcze raz wróciły do mnie obrazy moich rodziców, krew, nie mogę pozwolić, by stały się rzeczywiste! Nagle dotarło do mnie coś ważnego. Po co ta histeria?! Czyż nie raz zabijałaś, by przeżyć? Życie jest nieustanną walką z samym sobą, a żeby żyć, trzeba ją wygrać.-Podniosłam się raptownie, otrzepałam i otarłam łzy, i dumnym krokiem wkroczyłam do jaskini. Pośrodku siedział zamyślony Archer, i już miał coś powiedzieć, gdy mu przerwałam:
- Jutro robimy naradę wojenną. Nie-dokończyłam stanowczo i położyłam się, wzdychając ciężko. Zamknęłam oczy i usłyszałam jeszcze, jak mój partner kładzie się obok mnie.
~Na naradzie~
Znajdowaliśmy się w jaskini narad. Po chwili z ociąganiem wkroczyła do niej Evelyn i usiadła naprzeciw zgromadzenia; mnie, Archera, Bet i doradcy Jacoba. I rozpoczęła swój raport:
- Są na południu, poza terenami doliny. Wataha jest mała, około 9-10, razem z tym...-tu przerwała i spojrzała na nas wymownie-Chyba będą jutro gotowi do wojny...
- Co?!-niemalże krzyknęłam, ale po chwili pozwoliłam jej mówić dalej.
- Mają dobry sprzęt, ale chyba nie wiedzą z kim zadzierają-odwróciła głowę, starając się ukryć uśmiech-To tyle.
- Możesz odejść-powiedziałam, ale głos mi drżał. Zapadła cisza, w której wszyscy intensywnie myśleli, a ja ponownie starałam się zlozyć informacje do kupy. Trwało to trochę, ale wreszcie...Mam!
- Archer, chyba już czas poinformować stado-powiedziałam, a on tylko kiwnął głową i zebraliśmy calutkie stado u wejścia do jaskiń, oczekujące niecierpliwie na przemówienie. 
- Słuchajcie-zaczęłam-Wróg zamierza nas zaatakować. Jest dobrze przygotowany, ale nie wie, z kim zadziera, mam racje!?-huknęłam na nich po żołniersku. Później Archer wyjaśnił resztę i nastała gwałtowna krzątanina i przygotowania do jutrzejszej masakry. Powiedziałam, że później wyjaśnimy strategię i wróciłam do jaskini narad. Teraz przemówiłam konspiracyjnym tonem:
- Musimy się maksymalnie przygotować i zaatakować pierwsi o świcie, dokładnie w miejsce ich zgromadzenia, z zaskoczenia. W pierwszej szarży należy powalić najsłabszych, a dalej wykończyć grubsze sztuki, nie bierzemy jeńców. Po ataku zacieramy ślady i bierzemy najpotrzebniejsze rzeczy. Musimy też wykorzystać nasza przewagę liczebną i osaczać przeciwników jednego po drugim. I jak wam się widzi ta strategia?-spytałam, oczekując odpowiedzi głównie od Archera; on się na tym znał.
<Archer? Ktoś ze zgromadzonych ewentualnie>      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz