Od jakiegoś czasu uważałem, że coś się szykuje. Niedługo rozpocznie się wojna o przetrwanie, na śmierć i życie. Nie możemy pozwolić na to, by szantażowali członków naszego stada. Będziemy walczyć o nasz własny kąt, o dom dla nas wszystkich... Miałem jednak przeczucie, że strata młodego Alfy nie będzie jedyną, ale mimo tego, musimy przetrwać ten trudny czas...
~Przy kolacji~
Byłem markotny, inni o czymś rozmawiali, mówili coś. Nie miałem ochoty o czym kolwiek rozmawiać. Zauważyłem jednak, iż wzok skierowała na mnie moja przyszywana córka - Vanilia.
-W pożądku?
-Tak, nic mi nie jest... - odpowiedziałem markotnie i wstałem od posiłku, po czym wyszedłem z pomieszczenia.
~W mojej głowie~
-Dawny Jacob wrócił, co? - usłyszałem głos.
-Nie będę dyskutował o przeszłości... - powiedziałem i próbowałem odejść od głosu na tyle daleko, żeby już go nie słyszeć.
-Czego się tak boisz? Przecież to tylko słowa - ciągną dalej - co mogą zmienić?
Przystanąłem.
-Wszystko...
~Rankiem~
Chciałem pobyć sam. Wybrałem się nad morze. Jednak po pewnym czasie Ice dołączyła do mnie. W pewnym sęsie. Ona szła kilka metrów za mną, jednak nie miałem pojęcia o co jej chodzi. Po kilku minutach zobaczyłem Ostatni Klif. Jednak nie mogłem uwierzyć co zobaczyłem na nim. Przy krawędzi stało szczenię.
<Ice? Może jeszcze ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz