Pierwsze dni były ciężkie. Słyszałam, widziałam, czułam wszystko, ale czułam się jakbym była sparaliżowana. Ledwie mogłam się poruszać, a ból czasem nawracał. Mama okazywała mi dużo uczucia i pomagała na każdym kroku. Ale stopniowo polepszało mi się; radziłam sobie, słabość ustępowała, a w końcu stanęłam na nogi. Trzy bite tygodnie przetrwałam, i mimo iż byłam nieco mniej sprawna od rodzeństwa, w wielu sprawach im nie ustępowałam. Teraz siostra proponowała mi wycieczkę na zewnątrz, bałam się, ale ciekawość powoli brała górę. Aż tu nagle słyszę za sobą ziewnięcie, i szuranie; rodzice się obudzili! Z całej siły pociągnęłam siostrę w krzaki, żeby się ukryć. Siedziałyśmy cicho, lecz po chwili czyjaś łapa rozchyliła zarośla i patrzyłyśmy teraz na pysk mamy, która kręcąc głową spytała:
- A śniadanie to gdzie?
- Oh, mamo, ale...-westchnęłyśmy z irytacją, zawiedzione.
- Żadnych ale. Najpierw posiłek-rzekła stanowczo, a my powlekłyśmy się za nią. Siostra szturchnęła mnie i szepnęła całkiem głośno: Wszystko przez ciebie. Westchnęłam znów. Wiedziałam, że potrafię tylko narobić kłopotu, i rodzeństwo za mną nie przepada. Ale to nic. Żyje się raz, i cieszę się z tego, że w ogóle żyję. Zasiedliśmy do posiłku, a Jordan patrzył na nas z ukosa. W końcu nie wytrzymał i podszedł po cichu, a Astelle opowiedziała mu całą historię. Ten skomentował to głośno:
- Sądziłem, że jesteście zbyt wielkimi tchórzami by w ogóle wystawić nos za próg...-nie zdążył skończyć, bo łapa mojej siostry pacnęła go w nos. No i oczywiście rozpętała się kłótnia, nie lubili się. Rodzice uciszyli ich szybko tajną bronią (czymś w rodzaju: Nie dostaniecie deseru!), a na widok ich obrażonych min nie mogłam się powstrzymać od cichego chichotu. W końcu śniadanie się skończyło i mama powiedziała łagodnie z uśmiechem:
- No, już możecie wyjść. Tylko nie oddalajcie się zbytnio!-wypadłyśmy radośnie na korytarz zanim mama skończyła mówić, i pobiegłyśmy w kierunku nasłonecznionego wyjścia, za którym czekał tajemniczy świat. Musiałyśmy jednak szybko wyhamować, bo drogę tarasowała nam grupa waderek mniej więcej w naszym wieku, może ciutkę młodszych. Jedną z nich już znałam, przyszłą Betę, Asami.
- Cześć!-powiedziała moja siostra i wplątałyśmy się w towarzystwo. Czułam się trochę onieśmielona, nie wiedziałam jak mam się zachować. To wszystko działo się zbyt szybko i...
- Hej! Jak się nazywasz?-usłyszałam czyiś głos. Była to czarna waderka, Asami.
- Layla-odparłam niepewnie.
<Asami? Ktoś z obecnego towarzystwa jeśli chce?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz