Cofnęłam się wystraszona, jednak szybko dowiedziałam się kto to jest. Przed nami siedział syn Katrin i Jacoba, uśmiechnęłam się.
-Nie strasz nas Embry... - Zaśmiałam się.
-Ale ja was nie straszę. - Usłyszałam głos białego basiora za mną, spojrzałam na to coś strasznego przed nami. Futrzak skoczył na Arcee i udrapnął ją, dlatego usłyszeliśmy głośny pysk. Przez chwilę to gapiło się na nas, więc wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z Laylą. Skoczyłyśmy na zwierzę, drapiąc je i gryząc, przyłączyła się do nas Arcee z Embrym. I umarło... Czułam się strasznie, wiedząc, że swoimi kłami odebrałam komuś życie. I to nawet nie był ktoś, tylko fretka. Oszołomieni szliśmy dalej gęsiego, aż nagle dotarliśmy do rozdzielenia dróg. Było ich, jak udało mi się policzyć trzy.
-Dobrze, rozdzielimy się. Ja razem z Laylą idę tam. - Wskazałam drogę po lewej. - Arcee idzie do drogi po środku, a Embry idzie do ostatniej drogi.
-A czemu my mamy iść sami? - Spytała lekko przestraszona Arcee.
-Bo jesteście starsi, a my młodsi. - Uśmiechnęłam się i wszyscy zaczęliśmy iść w wyznaczonym kierunku.
Layla? Wiem, krótkie :c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz