Wyszłam z jaskini zaczerpnąć świeżego powietrza, dzień był wyjątkowo piękny. Mech pod moimi łapami uginał się lekko, a z radości padłam na tę miękką kołderkę i patrzyłam w błękitne niebo, ciesząc się z kolejnego dnia. Nagle bolesny skurcz przeszył mnie, a ja zszokowana poderwałam się. Po kolejnym łapy się pode mną ugięły i ledwo dobiegłam do jaskini. Kiedy padłam w progu, zdążyłam wyszeptać tylko do Archera siedzącego pośrodku:
- To już-po tym ból się nasilił. Basior szybko podszedł do mnie i przeniósł ostrożnie na środek, a potem wrzasnął na cały korytarz:
- Barricade!-po kilku minutach całe stado zmieściło się jakoś w jaskini, depcząc sobie łapy, kiedy na świat przyszły dwa wilczki; czarny basiorek i biała waderka z wysiłkiem zaczęły czołgać się w moją stronę, a po chwili ssały mleko. Uśmiechnęłam się radośnie do dwóch małych kulek, Archer wyglądał na szczęśliwego jak nigdy dotąd.
- Jordan-szepnęłam, czarny wilczek odwrócił na chwilę główkę.
- I Astelle-biała waderka spojrzała czarnymi oczkami na swego tatę. Już miałam się zaśmiać, kiedy znów poczułam bolesny skurcz.
- Co się stało?-spytał Archer, ale medyk podszedł tylko i już miał coś powiedzieć, ale na świat powoli wyszła biała waderka. Była dość wątła i nie ruszała się, wiedziałam, co to oznacza, a łzy cisnęły mi się do oczu.
Barricade zbadał ją i po krótkiej chwili uśmiechnął się blado.
- Chyba będzie żyć-,,chyba" wypowiedział z takim naciskiem, że wydawało mi się, iż się rozpłaczę. Położył córeczkę bliżej mnie, a wilczątko powolutku zbliżało się w moją stronę, w końcu dotarło i zaczęło pić. Stado wydało westchnienie ulgi i zaczęło się rozchodzić. Archer polizał mnie po pysku, a ja szepnęłam mu do ucha:
- Nasza Layla...Czy ona przeżyje?
<Archer?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz