Od początku to wiedziałam. Mój idealny braciszek nie znika tak łatwo. Ale rodzice cały czas mieli nadzieję, że się odnajdzie, że tylko się zgubił i wkrótce wróci do domu. No cóż. Takie jest życie, ktoś umiera, a ktoś się rodzi. Jednak... Strata członka rodziny... I jeszcze mała tak to przeżywa. Nie będę teraz miała kogo zaczepiać, braciszka nie ma. Tak na prawdę mie wiedziałam czy mi z tym źle, mam tak, że nie lubię przyjmować do siebie złych wiadomości i zwyczajnie je ignoruję. Ale Layla ciągle mną szrapała i na dodatek wrzeszczała do ucha. Odepchnęłam ją, a ta dodatkowo zalała się łzami. Szybko pojawił się tata, otoczył waderkę łapą i przysunął do siebie.
-Hej, spokojnie skarbie. Już dobrze.- szepnął starając się zachować radosny ton, ale widziałam jak bardzo przeżywa tą całą sytuację. Moja siostra zaniosła się jeszcze większym szlochem.
-On nie żyje! Nie żyje!- krzyczała.
-Astelle...- dołączyła się do tego jakże przyjemnego dialogu moja mama.- Popilnuj siostry, a my pójdziemy szukać Jordana.- widać było, że ona też ciężko to znosi. Nie czekając na moją zgodę wyszli zostawiając mnie sam na sam z zasmarkaną siostrzyczką. Usiadłam przy wejściu do jaskini gdyby nagle wpadła na jakiś głupi pomysł. Na szczęście Layla tylko siedziała z podkulonym ogonem i starała się uspokoić. Minuty dłużyły się niemiłosiernie, lecz w końcu podniosłam głowę słysząc głos na korytarzu. To była moja rodzicielka. Po jej policzkach płynęły srebrne krople i mówiła trzęsącym się głosem.
-Dziewczynki... Chodźcie.- obie się podniosłyśmy i chwilę później znalazłyśmy się przed jaskiniami. Było tam całe stado, zebrało się w koło. Na środku stał mój tata ze zwieszonym łbem, przed nim było coś czarnego. Można się domyśleć co.
~~~
Następnego dnia odbył się pogrzeb. Wszyscy się zebrali nad dołem wykonanym specjalnie dla ciała mojego starszego brata. Złożyłi go ostrożnie, owiniętego w całun z delikatnego materiału, razem z wieńcami kwiatowymi. Kilku członków płakało. Moja mama powiedziała parę słów. Potem zakopali grób, przykryli kamieniami i stado się rozeszło. Rodzice byli mocno zdruzgotani. Ojciec cały czas pocieszał mamę, sam nie płakał, faceci chyba tego nie potrafią, oni płaczą w środku. Ja nie uroniłam ani kropli. Było mi smutno, ale chyba dlatego, że wszyscy dookoła byli smutni. Nie miałam dobrej więzi z Jordanem i tyle.
< Mamo? Lub Layla? Depresja to nie moja broszka XD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz