Rozglądałem się dookoła węsząc za potencjalnym zagrożeniem. Nic jednak nie nadchodziło. I dobrze, bo rozwaliłbym to głupie pudło za ściągnięcie na nas kłopotów.
-Chyba mamy szczęście i nikogo nie ma w okolicy.- mruknąłem do Ice ruszając się z miejsca. Dla pewności zanim wyszedłem z pomieszczenia przeczesałem jeszcze wzrokiem otoczenie. Pusto. Odszedłem parę metrów, ale nie słyszałem za sobą żadnych kroków. Odwróciłem się.
-Ice?- zawołałem w stronę budynku. Biała wadera wyszła.- Po co ci to?- wilczyca wzięła to stare radio, obwiązała je linką i teraz miała je przywiązane do grzbietu.
-Może się kiedyś przydać.- odparła i raźno ruszyła przed siebie. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem i wróciliśmy do zwiedzania miasta. Nie przeszliśmy nawet przecznicy, gdy na końcu ulicy dało się słyszeć jakieś szuranie. Chwilę po tym zza rogu wyskoczyły dwa, porządnie wyrośnięte mutanty, a dokładniej Kostreny. Wielkości dorodnego bizona potwory zaczęły wpatrywać się w nas, ślina ściekała im z pyska. Zjeżyłem sierść i warknąłem na bestie, Ice zrobiła podobnie. Jednak ani mutanty ani my się nie ruszyliśmy. Kostreny jakby zastanawiały się czy nas zaatakować czy nie. Ostatecznie stwierdziły, że naruszyliśmy ich terytorium i rozpoczęły szarżę. Wymieniłem z Ice porozumiewawcze spojrzenia. Gdy tylko potwory się do nas zbliżyły uskoczyliśmy na dwie strony. Potem szybki zwrot i atak od tyłu. Te jednak wiedziały jak używać tylnych nóg i próbowały nas kopnąć. Ominąłem rozpędzone kopyto i zerknąłem czy białej waderze też się udało. Całe szczęście. Potem zajęliśmy się swoimi mutantami indywidualnie.
< Ice? Resztę zabawy zostawiam tobie X) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz