Wybrałam się na spacer o brzasku, gdy mogę w spokoju zażywać rozkoszy samotności. Po cichu opuściłam jaskinie i ruszyłam od polany po zboczu w dół w nieokreślonym kierunku. Dookoła zalegała cisza, miękka jak runo pod moimi łapami, spokojna jak nieruchome morze zieleni przede mną. Przymknęłam oczy, czując chłód poranku, a chwila błogości trwała. I nagle urwała się, gdy ziemia pod moimi łapami się osunęła i w mojej głowie natychmiast włączył się alarm; uruchomił on serię reakcji, poczynając od gwałtownego otwarcia oczu, po wbicie pazurów w ziemię i podwinięcie ogona. Spojrzałam w mroczną głębię: Byłam o krok od upadku do czeluści kopalni. Pół. Ćwierć! Oddychając płytko uspokoiłam się i skarciłam za tę głupotę, po czym z wysiłkiem podciągnęłam się raz, drugi, wyciągnęłam nogi przed siebie i wylazłam na powierzchnię. Trzeba będzie zakryć tę dziurę-pomyślałam ze złością i otrzepując się, zatrzymałam wzrok na ścieżce. Na wprost mnie stał oliwkowo-szary basior wpatrując się we mnie chłodno. Wyprostowałam się i spytałam:
- Kim jesteś?-Nieznajomy obejrzał się i odparł:
- Wystarczy ci wiedzieć, że nazywam się Britain.-przeszył mnie chłodnym spojrzeniem i nastała chwila milczenia, po czym rzekłam:
- Znajdujesz się teraz na terenach Stada Białego Kruka którego jestem Alfą-wyjaśniłam rzeczowo.
- Więc nie będę przeszkadzał.-Zaczął się zbierać do wyjścia.
- Jeśli chcesz, możesz do nas dołączyć-zaproponowałam mu, podnosząc lekko łeb.-Dla każdego znajdzie się tu miejsce.
<Britain? Beznadzieja ;_;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz