wtorek, 4 października 2016

Od Reyna- wyprawa

Odszedłem trochę na bok, cały czas myślałem nad naszym planem. W końcu zapadła noc, księżyc świecił w najlepsze, ale gwiazd nie było zbyt wiele. Szczerze mówiąc, nie było widać ani jednej. Alfa zebrała nas wszystkich w jednym miejscu.
- Większość ludzi poszła na spoczynek, zostali tylko nieliczni strażnicy. To jedyny budynek- alfa przerwała i wskazała duży, ciemny, prostokątny kształt majaczący na samym końcu asfaltowej drogi- więc, siłą rzeczy, musi to być ich główna siedziba. Tam mają cały sprzęt, tam jędzą, śpią. Będą niezłe fajerwerki, ale nie możemy tak od razu zwiewać. Najlepiej jeśli przeczekamy gdzieś w pobliżu i sprawdzimy, czy ktoś nie przeżył- zakończyła Ice. Wszystko było jasne. Zaczęliśmy więc powoli, jak najciszej, przenosić ładunek. Otoczyliśmy nim cały budynek. Alvar wziął trochę i dostał się do środka przez wysoko położone, jedyne otwarte okno. Jego zadaniem było umieścić ładunek w centrum budynku. Wybuchy wokoło powinny spowodować eksplozję w środku. Alvar wrócił po ok. 15 minutach. Już mieliśmy zapalać ładunek, gdy w oddali usłyszeliśmy czyjeś krzyki, które tak samo jak nagle się pojawiły, ucichły.
- Pobiegnę w tamtą stronę wszystko sprawdzić, a wy tu wszystko dokończę- rzuciłem szybko w biegu. Gdy dotarłem na miejsce ujrzałem nieżyjącego człowieka w stroju strażnika, leżącego w kałuży krwi. Obok niego siedziała Astelle.
- Zauważył mnie. Musiałam go uciszyć- powiedziała zanim zdążyłem o cokolwiek zapytać.
- Gdzie jest Evelyn?- zapytałem.
- Tutaj- powiedziała kotka i wyszła z cienia.
- Za niedługo wszystko wysadzą. Musimy być gotowi- ledwo to powiedziałem, usłyszeliśmy ogromny huk. Nie było za wiele czasu. Od razu rzuciliśmy się do lasu i we trójkę pobiegliśmy do ustalonego wcześniej miejsca. Dotarliśmy tam pierwsi, po chwili dobiegli też Ice i Alvar. Odczekaliśmy chwilę i wróciliśmy na miejsce. Szalał ogień, garstka ludzi biegała dookoła w panice.
- To będzie aż zbyt proste- powiedziała Evelyn. Rozdzieliliśmy się i na znak alfy rzuciliśmy do ataku. Wszędzie było mnóstwo szczątek...wszystkiego, więc łatwo było się schować i zaatakować z ukrycia. Rozgromienie ludzi zajęło nam kilkanaście minut. Nie widziałem już żadnego żywego dwunoga, więc zacząłem się cieszyć, kiedy nagle za mną jak spod ziemi wyrósł człowiek i strzelił, na szczęście zdążyłem zrobić unik i kula tylko drasnęła mnie w łapę. Odwróciłem się, lecz facet już leżał zabity przez Alvara.
- Co ci się stało?- spytał.
- Nic, to tylko draśnięcie. Zaraz zrobię sobie opatrunek- powiedziałem i rozejrzałem się wokoło za potrzebnymi rzeczami. Do tego celu idealnie nadawał się szal jednej z nieżywych kobiet, więc go sobie wziąłem, bo raczej nie będzie już jej potrzebny. Gdy zrobiłem sobie opatrunek, wszyscy już zebrali się w jednym miejscu. Żaden dwunóg nie przeżył, lotnisko zostało zniszczone, czyli zadanie wykonane. Po upewnieniu się, że nikomu nic nie jest (nie licząc mnie, ale to nic poważnego) alfa zadecydowała o powrocie.
<Ice? Czas na twoje podsumowanko XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz