Podszedłem do wadery, a złość wrzała we mnie jak w garnku, sprawiając, że całe moje ciało pulsowało, i rozchodziło się po nim dziwne ciepło. W końcu żyłka pękła i moja łapa uniosła się do ciosu. Dałem wilczycy z liścia znacznie mocniej, niż zamierzałem, aż się zachwiała pod siłą uderzenia. Z jej policzka ściekła pierwsza kropla krwi. Niekiedy spora siła stanowiła mały problem. Ale w tej chwili zaśmiałem się z kpiną w głosie. Nie miała ze mną szans, a mimo to nadal bez sensu ciągnęła dyskusję. Właściwie, ta zabawa jej kosztem zaczynała mi się podobać.
- Della!-rozległo się nagle wołanie. Odwróciłem się i ujrzałem pędzącego ku mnie szarego basiora, Demona, ojca tej ciemnoty. Wyglądał, jakby dostał białej gorączki. Odsłoniłem wypolerowane kły, zabrudzone wyblakłymi plamami krwi.
- Zostaw ją, ty imbecylu!-rzucił się na mnie z bojowym wrzaskiem. Szczerze mnie to rozbawiło, bo wyminąłem go z łatwością, co sprawiło, że zarył nosem w śniegu. Ale odwrócił się i zrobił na moim grzbiecie niezłą szramę. W odwecie z rozpędu powaliłem go na ziemię, i wgryzłem się w jego łapę. Zawył z bólu, a ja upajałem się jego cierpieniem, dla odmiany gryząc raz po raz okolice boku ciała Demona.
<Delacroix? Akcja!XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz