Delacroix tuż po rzuceniu na ziemię mięsa oddaliła się z prędkością błyskawicy. Spojrzałem na nią pogardliwie znad posiłku.
- Leci po kata?-mruknąłem, śmiejąc się po cichu, i odgryzłem kęs zająca. Za moment pałaszowałem go, aż mi się uszy trzęsły. Mimo to ten niewielki dla mnie kęs tylko wzmożył mój głód. Znów zacząłem się nudzić, machając ogonem. Zamknąłem oczy, lecz nie straciłem czujności. Minęło sporo czasu, nim w oddali usłyszałem czyjeś kroki. Od razu podniosłem głowę (trochę zbyt gwałtownie, bo ból w boku się nasilił), kierując uszy w stronę dźwięku. Echo nasilało się, więc przygotowałem się do walki w najlepszy możliwy sposób. Kiedy cień pojawił się za rogiem, chciałem zawyć głośno, by odstraszyć przeciwnika, ale ujrzałem w nim znajomą twarz medyka i mojego ,,braciszka", Dino. Zanim szła zmęczona Delacroix, Reyn i Heavena. Ofuknąłem ich, i wbiłem stalowy wzrok w waderę. Miałem do niej krztynę wdzięczności. Nawet w grobie mi spokoju nie dadzą-powtórzyłem w myślach swe słowa.
- Powinieneś wcześniej wzywać pomocy-powiedział łagodnie zaniepokojony Heav. Na to rzuciłem tylko szeptem przekleństwo. Teraz podszedł do mnie Dino, podczas gdy Reyni Delacroix rozmawiali w kącie.
- Zamierzałeś zniknąć bez pożegnania?-rzekł, uśmiechając się. Prychnąłem, odwracając łeb podczas badania mojego złamanego żebra.
- Złamane...-oświadczył basior i chwilę milczał, po czym wytrzasnął skądś długą, trochę poplamioną rolkę bandaży i owinął nią ciasno mój bok. Syknąłem, zaciskając zęby.
- Wstaniesz?-spytał medyk. W odpowiedzi podniosłem się na ugiętych łapach, ale bez pomocy innych nie mogłem iść. Jakoś udało nam się dokuśtykać do jaskini medycznej. Wilczyca stanęła w progu, przyglądając się całej ,,operacji".
<Delacroix?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz