W tej chwili miałem wieeelką ochotę wstać i przywalić jej z liścia. K*rde no, czy ona naprawdę jest taka głupia, czy tylko udaje? Zależy jej na śmierci z moich łap?-pomyślałem, poirytowany całym jej zachowaniem. Nie potrzebowałem nikogo do śmierci ani życia. Wystarczyłaby odrobina krwi. Odsłoniłem kły i zmrużyłem powieki, podnosząc się powoli na sinych łapach. Kiedy już prawie się wyprostowałem, rozległ się cichy trzask, a w boku poczułem niesamowity ból. Nie mogłem mu się oprzeć, i upadłem na drugą stronę.
- Blood, co ci jest?! Czemu nie możesz wstać?-zawołała niemalże smutnym tonem wilczyca. Warknąłem w odpowiedzi:
- A co, może ze złamanym żebrem jest łatwiej?-westchnąłem i zjeżyłem sierść.
- Zmiataj stąd. Zawadzasz mi-powiedziałem nieco łagodniej, chcąc ją w ten sposób zmusić do zostawienia mnie w spokoju, choć w głębi duszy wiedziałem, że to bezskuteczne. Delacroix nic nie odpowiedziała, tylko podeszła bliżej i z przestrachem w oczach chwyciła mnie za kark.
- Ej!-wrzasnąłem, i z wściekłością odwróciłem ku niej pysk. Nawet z tej pozycji mogłem używać swoich kłów.
- Mój boże...-mówiła wadera, wzdychając i obracając mnie wciąż do jakiejś pozycji.-Spieszy ci się do grobu? To zamknij się w końcu.-Nie no, to już przesada. Nie na moje stalowe nerwy. Gdybym nie miał uszkodzonego żebra, popełniłbym równocześnie zabójstwo i samobójstwo. Nie bałem się śmierci, ale wolałem jeszcze korzystać z jej uroków w walce. Taaak, później będę miał u niej niby dług za to, że mnie stąd wyciągnie. Pięknie. Czasem nawet dobrze było, kiedy znajdowała się w pobliżu.
<Delacroix? Coś mam modę na uszkodzenia ciałaXD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz