Ryk królowej był ogłuszający. Okropny stwór spróbował dosięgnąć mnie uzbrojoną w pazury łapą. Ledwo zrobiłem unik, nie mogąc się jeszcze całkowicie otrząsnąć z wrażenia. W końcu stanąłem pewnie naprzeciw wroga. Kornor nie mógł się swobodnie poruszać, co dawało mi nad nią przewagę. Charakterystyczny dźwięk wyciągania miecza, który zabłysnął w półmroku, towarzyszył mojemu warknięciu. Cofnąłem się, cały czas mając wroga na oku. Wtedy mutant zamachnął się ogonem, rozdzierając skórę na mojej łopatce. Musiałem się bardziej skupić i uważać na ciosy. Stworzenie wydawało się być coraz bardziej nerwowe. Wykorzystałem ten stan, i nagłym ruchem wskoczyłem mu na ogon, odbijając się od jego powierzchni prosto na grzbiet. Królowa ryknęła po raz kolejny, kołysząc się na boki. Jednakże mocno wczepiłem pazury w grubą skórę gada, i zacząłem iść po niej chwiejnie w stronę złączenia podgardla z szyją. Wyglądało to jak ujeżdżanie byka na rodeo. W pewnym momencie zachwiałem się, i gwałtownym przylgnięciem do podłoża mutant zrzucił mnie za siebie. Jego łeb od razu zwrócił się w moją stronę, lecz zdążyłem się podnieść i otrzepać. Zwinnie uciekłem szczękom, i slalomem prześlizgiwałem się między uderzeniami, siekąc mieczem szare boki i nieraz głowę kornorzycy. W chwili, gdy próbowała nadążyć za mną, obracając się, szybkim zrywem przebiegłem pod jej brzuchem i wyskoczyłem z drugiej strony, celnie trafiając w oko stwora. Gad jęknął, i rozwścieczony uderzył mnie mocno w bok, kładąc mnie na ziemi. No nieźle.-pomyślałem. Na początku próbowałem dostać się na grzbiet i przebić kark, ale teraz czas zmienić taktykę. Postanowiłem oddawać ciosy głównie na brzuch i boki, w ten sposób osłabiając przeciwnika. Udawało mi się to przez długi okres walki, ale zmęczenie postępowało. Dyszałem ciężko, i z całej siły wbiłem klingę w podbrzusze, rozdzierając je. Wnętrzności wylały się na ziemię. Teraz ociężała królowa niespodziewanie dźwignęła swoje cielsko na kolumnowatych nogach, i rycząc przeraźliwie, zaszarżowała na mnie.
- Ugh...-mruknąłem, patrząc na moją szyję ociekającą krwią. Jej kropla spłynęła mi po pysku, ale to nie łza. To dodało mi dziwnym trafem energii. Resztką sił zmobilizowałem nogi do działania, i z bojowym okrzykiem popędziłem w jej stronę. Mutant był zbyt zaskoczony, by naraz atakować. Będąc tuż pod pyskiem, wybiłem się sprężystym skokiem, i wbiłem miecz w miejsce serca. Z piersi stwora wydobyło się krótkie charknięcie, i prawie przygniótł mnie swym ciężarem. Leżałem na posadzce, wpatrując się w martwy korpus gada. Niewiarygodne było pokonanie czegoś takiego w pojedynkę. No tak, inni też walczą-przypomniałem sobie. Z trudem wstałem i zacząłem iść przez plątaninę korytarzy. Wszędzie widać było martwe, przechodzące ostatnie konwulsje mutanty co znaczyło o tym, że stado było skuteczne. Niedługo potem usłyszałem bliskie odgłosy walki i krzyki. Przyspieszyłem tempo. Za rogiem ukazała mi się dramatyczna scena: wszyscy byli już na wyczerpaniu, a potwory nie dawały za wygraną, blokują wyjście. Przyłączyłem się do nich, lecz już po kilku ciosach dotarło do mnie, że nie damy rady wydostać się stąd żywi. Królestwo tych gadów było spore. Na dodatek przybywały im kolejne posiłki, a one odcinały drogę z tyłu.
- Echo! Wezwać posiłki!-wrzasnąłem nad wojenną kipielą, i zawyłem.
<Echo? U nas zabawa przedniaXD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz